Nazywała się Evelyn Moore. W latach sześćdziesiątych jej nazwisko świeciło na billboardach Hollywood niczym słońce nad pustynią Mojave. Miała wszystko – urok, głos, który potrafił stopić lód, i spojrzenie, w którym mężczyźni widzieli wieczność.
Jej kariera rosła jak rakieta. Po „Cieniu Orchidei” i „Złotych Dniach” krytycy pisali: „Evelyn Moore to nie aktorka. To zjawisko.” Ale potem, w samym szczycie sławy, Evelyn… zniknęła.
Zniknięcie było nagłe, bez słowa wyjaśnienia. Producenci dzwonili, agenci błagali, prasa węszyła. A ona – cisza.
Powód
Tylko nieliczni wiedzieli prawdę. Jej mąż, Richard Moore, uznany reżyser, człowiek z wizją i sercem artysty, ciężko zachorował. Parkinson. Choroba zabrała mu pewność ruchu, potem mowę, a w końcu – samą wolę tworzenia.
Evelyn rzuciła wszystko. Rolę w filmie, który miał jej przynieść Oscara. Sławę. Przyjaciół. Światła reflektorów.
Zamknęła się z nim w ich willi nad oceanem, gdzie dźwięk fal miał łagodzić jego drżenie. Przez pięćdziesiąt lat opiekowała się nim z czułością, jakby każdy dzień był ich ostatnim.
Aż pewnego wieczoru jego serce przestało bić.
Cisza po nim
Gdy wynoszono trumnę, Evelyn stała bez ruchu. Nie płakała. Jej twarz była jak marmur – piękna, ale pusta.
Przez trzy lata nie opuściła domu. Nie odbierała telefonów, nie odpowiadała na listy. Lustro, które kiedyś odbijało blask gwiazdy, teraz pokazywało tylko cienką kobietę o siwych włosach i pustym spojrzeniu.
Ale Hollywood nie zapomina. Plotki zaczęły krążyć znowu.
Powrót
Pewnego dnia na drzwiach wytwórni Paramount pojawiła się wiadomość:
„Evelyn Moore wraca.”
Miała wystąpić w filmie „Echo”, historii o kobiecie, która po latach żałoby odkrywa, że jej mąż zostawił coś więcej niż wspomnienia.
Reżyserem projektu był Michael Carr, młody geniusz kina psychologicznego. Dla niego to był zaszczyt. Dla niej – być może terapia.
Na planie wszyscy szeptali, że Evelyn jest inna. Cicha, skupiona, z dziwnym błyskiem w oczach.
Pierwszego dnia zdjęć powiedziała do Michaela:
— Chcę, żeby to było prawdziwe. Nie film o miłości, ale o tym, co zostaje po niej.
Zaginione taśmy
W trakcie pracy Evelyn zaczęła przynosić na plan stare taśmy filmowe. „Prywatne ujęcia Richarda” – tłumaczyła. Na nich: sceny z ich domu, wspólne spacery, pocałunki w kuchni.
Michael był zachwycony. Chciał wpleść fragmenty w film – autentyczne, surowe, prawdziwe. Ale pewnej nocy, gdy montował materiał, zauważył coś dziwnego.
Na jednej z taśm, nakręconej tuż przed śmiercią Richarda, w tle widać było sylwetkę mężczyzny… który wyglądał dokładnie jak on sam. Michael Carr.
Zbladł. To niemożliwe. On urodził się dwadzieścia lat po tamtym nagraniu.
Sekret Evelyn
Następnego dnia Michael zapytał ją o to nagranie. Evelyn uśmiechnęła się smutno.
— Richard często eksperymentował z obrazem. Może to tylko złudzenie.
Ale Michael nie dał się zbyć. Zlecił analizę klatka po klatce. Wynik był niepodważalny: mężczyzna na taśmie był jego idealnym sobowtórem, z identyczną blizną na policzku.
Zaczął drążyć przeszłość Evelyn.
Odkrył, że Richard Moore, zanim zachorował, pracował nad tajnym projektem filmowym. Nosił tytuł „Projekt Oddech” i miał badać możliwość transferu świadomości przez obraz filmowy.
Prawda wychodzi na jaw
Michael pojechał do posiadłości Evelyn. Drzwi były uchylone. W środku paliły się świece. Na ekranie starego projektora wirował obraz Richarda Moore’a.
Evelyn siedziała naprzeciwko, w ręku trzymała starą kamerę.
— Wiedziałam, że przyjdziesz, — powiedziała spokojnie. — On cię wybrał.
— Co to znaczy? — Michael czuł, jak serce bije mu w skroniach.
— Richard nie chciał odejść. Znalazł sposób, by zapisać siebie… w filmie. W obrazie. W świetle. Ale potrzebował nowego ciała, żeby się „odtworzyć”.
Michael cofnął się.
— To szaleństwo!
— Czy na pewno? — Jej oczy błyszczały. — Gdy dostałeś propozycję tego filmu, czy nie miałeś wrażenia, że ktoś cię obserwuje? Że twoje sny… nie należą do ciebie?
Michael nagle przypomniał sobie nocne koszmary, w których słyszał głos mówiący: „Powrót do kadru.”
Przeniesienie
Evelyn wstała i podeszła do projektora.
— On czeka, Michaelu. Wystarczy jedno nagranie. Jedno spojrzenie w obiektyw.
Zanim zdążył zareagować, kamera zaczęła się kręcić. Obraz drżał. Michael poczuł zawroty głowy. Widział twarz Evelyn, coraz bardziej rozmazaną, i… twarz Richarda, wychodzącą z cienia na ekranie.
Światło oślepiło go.
Kilka dni później
Policja odnalazła posiadłość spaloną doszczętnie. Wśród zgliszczy znaleziono kamerę z niedokończonym filmem. Nie znaleziono ciała Evelyn.
Ale na taśmie widać było ostatnie ujęcie: mężczyznę siedzącego naprzeciwko projektora, patrzącego w kamerę z zagubionym wyrazem twarzy.
Michael Carr – a może ktoś inny w jego ciele – szeptał:
— Kochanie, jestem w domu.
Nowa premiera
Rok później na festiwalu w Wenecji zaprezentowano odnaleziony film „Echo”. Krytycy nazwali go arcydziełem. Publiczność była zahipnotyzowana, jakby obraz naprawdę oddychał.
A gdy światła w kinie zgasły, a na ekranie pojawiła się twarz Evelyn Moore, wiele osób przysięgało, że mrugnęła.
W ostatniej scenie patrzyła prosto w obiektyw i mówiła:
„Miłość nie umiera. Tylko zmienia rolę.”
Do dziś w archiwum Paramount, w sali montażowej numer 7, słychać podobno delikatny śmiech kobiety i dźwięk włączającego się projektora.
A na ścianie, w cieniu światła, przez chwilę można zobaczyć dwie splecione sylwetki – Evelyn i Richarda – tańczące w nieskończonej taśmie filmu.