„Odkrycie prawdy: Jak siedmioletnia kłamstwo prawie zniszczyło więzi rodzinne”

Advertisements

Telefon przerwał poranną ciszę, jakby przecinając powietrze ostrym nożem. Anna Igorevna Sokołowa, siedząc przy oknie z tamborkiem, zadrżała, a jej ręka powoli podniosła słuchawkę. Z drugiej strony telefonu rozbrzmiewał zaniepokojony, pośpieszny głos kobiety:

Advertisements

– Anna Igorevna Sokołowa?
– Tak, słucham.
– Przepraszam, że przeszkadzam… dzwonię w sprawie pana syna.
– Czy coś się stało z Łeżą? W przedszkolu?
– Nie, nie! Mówię o Sergieju.
– Mam tylko jednego syna.
– Sergey Sokołow, urodzony 15 sierpnia 2000 roku. W jego dokumentach znajdują się państwa dane.

W sercu Anny rozbrzmiał zimny dźwięk, jakby ktoś mocno uderzył w jej pierś. Ta data była jak niezaleczona rana. Wzięła głęboki oddech:

Advertisements

– Tak… wtedy rzeczywiście urodziłam syna. Ale on zmarł po trzech dniach. Był bardzo słaby. Jeśli to żart, to naprawdę okrutny.
– Nie! On żyje! Jest w domu dziecka! Pracuję tam jako opiekunka i… on wierzy, że jego mama go znajdzie. Proszę, spotkajmy się. Nie mogłam już milczeć.

Ręka trzymająca słuchawkę zaczęła się trząść. Anna milczała, a potem zgodziła się na spotkanie przy pomniku Puszkina. Nadal próbowała przekonać siebie, że to może być pomyłka, że ktoś chce ją oszukać, ale serce podpowiadało jej, że to prawda.

Godzinę później stała przed starszą kobietą o ciepłych, zmęczonych oczach. Przedstawiła się jako Walentina Pietrowna, wychowawczyni z domu dziecka przy ulicy Mira.

– Całe życie pracuję z dziećmi. Sama ich nie mam. Serioża jest wyjątkowy. Czuły, mądry, empatyczny. Nie mogłam nie próbować znaleźć jego rodziny. W dokumentach widnieje państwa podpis.
– Nic nie podpisywałam!
– W takim razie ktoś zrobił to za państwa.

Kobieta podała zdjęcie. Na fotografii był chłopiec, który wyglądał dokładnie jak Łeża. Tylko miał okulary. Ten sam wzrok, podbródek, usta. Jednak w jego oczach była pewna niepewność, jakby pochodził z zupełnie innego życia, tego, które zostało oszukane.

Annie drżało serce.

– Dlaczego ma okulary?
– Astygmatyzm. To nic poważnego. Ale ma złote serce. Codziennie mówi, że jego mama go znajdzie.

Anna ścisnęła zdjęcie. Teraz już nie miała wątpliwości. To był jej syn. Jej krew.

– Nie wyobrażasz sobie, co zrobił ten, kto zabrał go ode mnie. Cierpiałam. Mleka zabrakło mi od żalu. A on… on żył!

Bez słowa pożegnania Anna ruszyła do domu dziecka. Za ogrodzeniem od razu dostrzegła go – siedzącego przy piaskownicy z książką. Serioża. Jej syn.

Wychowawca zawołał go: – Sokołow. I to wystarczyło. Anna ruszyła do dyrektora.

– Usłyszałam nazwisko i… pomyślałam, że może jesteśmy rodziną. Chłopiec wydał mi się znajomy.
– Sokołowa? To dziwne. Już załatwiają go do innej rodziny…
– Nie rozumiesz. To mój syn.

Dyrektor – Jelena Wiktorowna – przez chwilę wahała się, ale sprawdziła dokumenty. W aktach był podpis Anny. Fałszywy podpis. Anna poznała pismo teściowej – Ludmiły Stiepanywnej.

Zdrżącym głosem Anna opowiedziała, jak siedem lat temu urodziła przedwcześnie, jak powiedziano jej, że dziecko nie przeżyło. Teraz, gdy zobaczyła zdjęcie i usłyszała imię – wszystko stało się jasne.

Dyrektor spojrzała na nią z zrozumieniem:

– Nie oddam Serioży innej rodzinie. Proszę, załatwcie dokumenty, przyjdźcie z mężem.

Wracając do domu, Anna czuła, jak wszystko w niej wrze z gniewu. Kto mógł tak postąpić? Denis był wtedy załamany. Płakał razem z nią. Pozostała tylko jedna podejrzana – jego matka.

Anna zabrała Łeżę z przedszkola, starając się zachować spokój. Jednak kiedy zobaczyła Ludmiłę Stiepanywną w kuchni, nie wytrzymała:

– A ktoś zniknął na siedem lat. Teraz wszystko się wyjaśni.

Wieczorem położyła zdjęcie przed mężem.

– To Serioża. Nasz syn.
Denis zmarszczył brwi:

– To Łeża w okularach?
– Nie. To ten, po którym płakaliśmy.

Teściowa pobladła, ale z wyniosłością udała się do swojego pokoju. Anna, zrywając się od bólu, opowiedziała mężowi wszystko.

Następnego dnia byli w domu dziecka. Gdy Serioża wszedł do gabinetu, nie było już żadnych wątpliwości. Chłopiec nawet się nie zdziwił.

– W końcu cię znaleźliśmy, synku – powiedział Denis.
– Wiedziałem! Czekałem! – odpowiedział Serioża.

Anna przytuliła go, głaszcząc po głowie, powstrzymując łzy, które już nie mogły zostać zatrzymane.

Po drodze do domu zatrzymali się w sklepie. Serioża nie rozumiał, że teraz może sam wybierać rzeczy. Ma mamę, która zapyta, jaką czapkę chce. Ma tatę, który weźmie go na ręce.

W domu powitał go młodszy brat… smutny i zazdrosny. Anna domyślała się, kto go nakłaniał – Ludmiła Stiepanywna nie traciła czasu.

– To wszystko moje! Ja…

Advertisements