Nieoczekiwane spotkanie z przeszłością
— Mamo, otwórz drzwi. To ja. I nie jestem sam.
Za drzwiami rozbrzmiał głos Kirilla, który zabrzmiał zaskakująco pewnie i niemal oficjalnie. Odłożyłam książkę i skierowałam się do przedpokoju, poprawiając po drodze włosy.
Niepokój zaczął w niej rosnąć, odczuwany głęboko gdzieś w okolicach splotu słonecznego.
Na progu stał mój syn, a tuż za jego plecami – wysoki mężczyzna w eleganckim płaszczu. Trzymał w rękach skórzaną teczkę, a jego spokojny, oceniający wzrok skierowany był na mnie.
Patrzył na mnie tak, jak patrzy się na przedmiot, który zamierza się albo kupić, albo wyrzucić.
— Możemy wejść? — zapytał Kirill bez próby uśmiechu.
Wszedł do mieszkania z pewnością siebie właściciela, którym najwyraźniej się już czuł. Nieznajomy podążył za nim.
— Poznaj się z Igorem Wiktorowiczem — powiedział syn, ściągając kurtkę. — To lekarz. Porozmawiamy trochę. Martwię się o ciebie.
Słowo „martwię się” brzmiało jak wyrok. Spojrzałam na mężczyznę stojącego przy Kirillu.
Siwe włosy przy skroniach, cienkie, zaciskające się usta, zmęczone oczy za modnymi oprawkami okularów. W sposobie, w jaki lekko przechylił głowę, badając mnie wzrokiem, było coś niepokojąco znajomego.
Serce zabiło mi mocno, a następnie jakby spadło w dół.
To był Igor.
Chociaż czterdzieści lat odcisnęło ślad na jego twarzy, zmieniając rysy pod ciężarem upływu czasu i obcej mi historii, to bez wątpliwości pozostawał tym samym człowiekiem, którego kiedyś kochałam bez pamięci i którego wyrzuciłam z życia z równą złością. Ojcem Kirilla, który nigdy nie dowiedział się, że ma syna.
— Dzień dobry, Anno Waleryewno — powiedział równym, profesjonalnym głosem psychiatry. Jego twarz nie zmieniła wyrazu ani o odrobinę. Nie rozpoznał mnie? A może udawał?
Skinęłam głową, czując, jak nogi zaczynają mi drętwieć. Świat zawęził się jedynie do jego opanowanej, fachowej twarzy.
Mój syn wprowadził do mieszkania człowieka, by umieścić mnie w zakładzie psychiatrycznym i odebrać moje mieszkanie, a ten człowiek to jego własny ojciec.
— Proszę przejść do salonu — odezwałam się zaskakująco spokojnie, sama prawie siebie nie rozpoznając.
Kirill od razu zaczął przedstawiać sprawę, podczas gdy lekarz bacznie rozglądał się po pomieszczeniu.
Syn mówił o moim „nieadekwatnym przywiązaniu do przedmiotów”, o „niechęci do przyjęcia rzeczywistości”, o tym, że samotność w tak dużym mieszkaniu jest dla mnie ciężarem.
— Katia i ja chcemy pomóc — stwierdził. — Kupimy ci przytulną kawalerkę blisko nas. Będziesz pod opieką, a na pozostałe środki będziesz mogła żyć bez trosk.
Opowiadał o mnie tak, jakbym była nieobecna. Jakby stanowiła stary mebel, który należy zanieść na działkę.
Igor, czy jak teraz go zwano, Igor Wiktorowicz, słuchał, kiwając od czasu do czasu głową. Potem zwrócił się do mnie.
— Anno Waleryewno, czy często rozmawia pani zmarłym mężem? — zapytał, zadając pytanie, które uderzyło mnie niczym cios poniżej pasa.
Kirill spuścił wzrok. To oznaczało, że opowiedział mu o tym. Moją zwyczajową praktykę mówienia na głos z fotografią ojca przemieniono w jego oczach w symptom.
Ze spojrzenia pełnego lęku syna przeniosłam wzrok na nieprzeniknioną twarz jego ojca. Zimna złość wypierała szok.
Oboje patrzyli na mnie, oczekując odpowiedzi. Jeden – z żarliwą niecierpliwością, drugi – z klinicznym zainteresowaniem.
A więc zaczynamy grę? No to macie ją.
— Tak — odpowiedziałam, patrząc prosto w oczy Igora. — Rozmawiam. Czasem nawet odpowiada. Zwłaszcza gdy mówimy o zdradzie.
Wyraz twarzy Igora pozostał całkowicie obojętny. Jedynie krótko zapisał coś w notatniku.
Ten gest był bardziej wymowny niż słowa: „Pacjentka reaguje agresywnie na pytania, potwierdzając reakcję obronną. Projekcja poczucia winy”. Prawie widziałam ten wpis, wykonany starannym, lekarskim pismem.
— Mamo, co ty mówisz? — zaniepokoił się Kirill. — Igor Wiktorowicz chce ci pomóc, a ty tylko kąsasz.
— W czym, synku? W czym chcesz mi pomóc? Wysiedlić mnie, żebyś mógł mieć mieszkanie?
Patrzyłam na Kirilla, a w środku walczyły ze sobą dwa uczucia: palący żal i pragnienie, by nim potrząsnąć, krzycząc: „Obudź się! Spójrz, kogo wprowadziłeś!”. Jednak milczałam. Odsłonić karty – znaczyłoby przegrać.
— Nie jest tak, jak myślisz — zaczerwienił się, a ten rumieniec wstydu był jedynym śladem człowieczeństwa, jakie jeszcze w nim tkwiło. — Katia i ja się martwimy. Jesteś zupełnie sama, zamknięta w przeszłości, swoich wspomnieniach.
Igor uniósł łapę, miękko przerywając mu.
— Kirill, pozwól, że ja. Anno Waleryewno, proszę, powiedz, co rozumiesz przez zdradę? To ważne uczucie. Porozmawiajmy o nim.
Patrzył na mnie uważnie, badawczo. Zdecydowałam, by zaryzykować – sprawdzić go.
— Zdrada może mieć różne oblicza, doktorze. Czasem ktoś po prostu wychodzi po chleb i już nie wraca. Odcina się od ciebie. A innym razem… wraca po latach, by odebrać ci ostatnie.
Wpatrywałam się w jego reakcję. Nie zauważyłam nic. Żadnej emocji, tylko odrobina zawodowego zainteresowania.
Albo miał niezwykłą odporność, albo naprawdę nic nie pamiętał. Druga opcja wydawała mi się jeszcze bardziej przerażająca.
— Ciekawe porównanie — podsumował. — Czyli odbierasz troskę syna jako próbę odebrania czegoś? To uczucie pojawiło się już dawno?
Prowadził przesłuchanie — delikatnie, metodycznie, wpychając mnie w wykreślony przez siebie schemat diagnozy. Każde moje słowo, każdy gest zinterpretował na swoją korzyść.
— Kirill — zwróciłam się do syna, ignorując psychiatrę — zaprowadź doktora. Musimy porozmawiać sami.
— Nie — odparł stanowczo. — Dyskusja będzie wspólna. Nie chcę, żebyś znów manipulowała i wzbudzała litość. Igor Wiktorowicz jest niezależnym ekspertem.
„Niezależny ekspert” – mój były mąż, który nie płacił alimentów, ponieważ nie wiedział o istnieniu syna.
Ojciec, którego Kirill nigdy nie poznał. Ironia sytuacji była tak gorzka, że niemal śmiałam się bezgłośnie. Powstrzymałam się jednak. Nawet śmiech zapisaliby jako symptom.
— Dobrze — powiedziałam nieoczekiwanie spokojnie. Czułam, że coś we mnie stygnie i twardnieje, zamieniając się w ostry lodowy miecz. — Jeśli chcecie mi pomóc, powiedzcie, co proponujecie.
Kirill wyraźnie się rozluźnił, ciesząc się z mojej nagłej ustępliwości.
Z entuzjazmem zaczął opiswać zalety małej kawalerki na przedmieściach, wspominając o portierze i „babciach podobnych do ciebie” siedzących na ławkach.
Patrzyłam na niego i Igora. Zdałam sobie nagle sprawę z prawdy.
On nie rozpoznał mnie nie tylko ze względu na upływ lat. Patrzył na mnie z tą samą, nieco pogardliwą obojętnością, jaką zawsze przejawiał wobec wszystkiego, co uważał za poniżej swojej godności: mojej miłości do prostego płótna, książek w miękkich okładkach i „prowincjonalnej” sentymentalności.
Uciekł od tego wiele lat temu, by teraz, przez zrządzenie losu, wrócić i wydać ostateczny werdykt. Uznać mnie za „chora” i usunąć z pola widzenia.
— Przemyślę waszą propozycję — oznajmiłam, wstając. — Teraz proszę mnie zostawić. Muszę odpocząć.
Kirill rozpromienił się. Osiągnął to, czego chciał. Zgodziłam się „przemyśleć”.
— Oczywiście, mamo. Odpoczywaj, zadzwonię jutro.
Odeszli. Igor rzucił na pożegnanie krótkie spojrzenie, pełne wyłącznie zawodowej satysfakcji.
Zamknęłam drzwi na wszystkie zamki, podeszłam do okna i patrzyłam, jak oddalają się z budynku. Kirill gestykulował żywo, Igor słuchał, kładąc mu rękę na ramieniu. Ojciec i syn — cóż za sielanka.
Wsiedli do jego luksusowego auta i odjechali. A ja zostałam sama — w mieszkaniu, które już dawno podzielili w myślach.
A jednak czegoś nie uwzględnili. Nie byłam tylko starą sentymentalną kobietą. Byłam kobietą, którą już raz zdradzono. Nie pozwolę na to po raz drugi.
Nowy dzień i nowe decyzje
Następnego dnia o dziesiątej zadzwonił telefon. Kirill brzmiał energicznie i niemal nachalnie.
— Mamo, cześć. Jak się czujesz? Igor Wiktorowicz powiedział, że potrzebuje jeszcze jednej, bardziej formalnej wizyty, z testami. Może jutro w południe.
Trwałam w milczeniu, bawiąc się starą srebrną łyżeczką – jedyną pamiątką po babci.
— Mamo, słyszysz? — w głosie syna pobrzmiała niecierpliwość. — To tylko formalność, żeby wszystko było legalne. Katia już nawet wybrała firanki do salonu – mówi, że idealnie będą pasować oliwkowe.
“Klik” – to nie był tylko dźwięk. To było uczucie. Coś cienkiego, napiętego do granic. Pękły firanki.
Już wybierali firanki do mojego mieszkania, mojego domu. Jeszcze nie zostałam zignorowana, a oni już dzielili moje życie, dom, przestrzeń.
— Dobrze — powiedziałam lodowatym tonem. — Niech przyjedzie. Czekam.
Zamknęłam telefon, nie słuchając jego entuzjastycznych wywodów. Koniec. Dosyć bycia wyrozumiałą, słabą, wygodną. Dosyć wcielania się w ofiarę w ich przedstawieniu. Czas rozpocząć swoją rolę.
Pierwszym krokiem było włączenie laptopa i wpisanie: „Psychiatra Igor Wiktorowicz Sokołowski”.
Internet znał wszystko. Oto on – mój były Igor. Z sukcesami w zawodzie, właściciel prywatnej kliniki „Harmonia duszy”, autor publikacji naukowych i ekspert telewizyjny.
Na zdjęciach promieniał pewnością i kompetencją.
Znalazłam numer kliniki i zapisałam się na wizytę pod dawnym nazwiskiem – Anna Krylowa.
Recepcjonistka uprzejmie poinformowała, że na jutro rano jest wolny termin. Jaka to szczęśliwa okazja.
Cały wieczór spędziłam na przeglądaniu starych pudełek. Nie szukałam dowodów, lecz siebie samej.
- Młodą dwudziestolatkę, którą rzucił w ciąży, bo nie pasowała do jego ambicji
- Kobietę, która przeżyła, wychowała syna, dała mu wszystko, co potrafiła
Teraz ten syn dorósł i przyniósł do domu swojego sukcesu – ojca, który miał mu pomóc pozbyć się „kłopotliwej” matki.
Pojedynek prawdy w gabinecie psychiatry
Rankiem ubrałam się inaczej niż zwykle. Założyłam elegancki garnitur, którego nie nosiłam od lat.
Ułożyłam włosy, wykonałam stonowany makijaż. Patrzyłam w lustro i widziałam nie przestraszoną kobietę, lecz generała przed decydującą bitwą.
Klinika „Harmonia duszy” pachniała luksusowymi perfumami i sterylnością. Zaprowadzono mnie do gabinetu. Był przestronny, z panoramicznym oknem i skórzaną sofą.
Igor siedział za masywnym, ciemnym biurkiem. Podniósł wzrok na mój widok, a na jego twarzy pojawiło się zdziwienie.
Wyraźnie nie spodziewał się, że jego „pacjentką” będzie Anna Waleryewna. Wciąż jednak nie rozumiał, kto do niego przyszedł.
— Dzień dobry — wskazał na fotel naprzeciwko. — Anna… Krylowa? W czym mogę pomóc?
Usiadłam, kładąc torebkę na kolanach. Nie zamierzałam krzyczeć ani oskarżać. Moim orężem było coś innego.
— Doktorze, przyszedł do Pana po fachową poradę — zaczęłam spokojnym, wyważonym głosem. — Chcę omówić pewien przypadek kliniczny. Wyobraź sobie chłopca.
Jego ojciec porzucił ciężarną matkę, by budować karierę i osiągać sukcesy. Nigdy nie dowiedział się o istnieniu syna.
Chłopiec dorósł i po wielu latach przypadkowo spotkał tego ojca. Sukcesywnego, zamożnego. I ułożył plan…
Mówiłam, a on słuchał. Najpierw z zainteresowaniem zawodowym, potem z narastającym napięciem. Widziałam, jak zmienia się jego twarz, jak przez maskę eksperta przebija się zdezorientowanie.
— Proszę powiedzieć, doktorze — zrobiłam pauzę, patrząc mu prosto w oczy — która trauma jest silniejsza?
Ta chłopca, porzuconego przez ojca? Czy ta, której dozna ojciec, gdy dowie się, że zatrudniony przez syna młody człowiek to jego własne dziecko, którego kiedyś zdradził?
Że właśnie pomaga swojemu dziecku uznać niezdolną własną matkę? Żonę, Twoją byłą, Anię. Pamiętasz mnie, Igorze?
Maska pewnego lekarza Sokołowskiego rozpadła się na kawałki. Spojrzał na mnie mężczyzna zdezorientowany i śmiertelnie przerażony.
Jego twarz stała się siwawa jak popiół, a luksusowy długopis wypadł z osłabionych palców i upadł z stukiem na blat.
— Ania?.. — wyszeptał, co bardziej było stwierdzeniem upadku świata niż pytaniem.
— To właśnie ona — pozwoliłam sobie na lekki, gorzki uśmiech. — Nie spodziewałeś się, prawda? Ja też nie spodziewałam się, że mój syn przyprowadzi do domu własnego ojca, by pomógł mu odebrać mi mieszkanie.
Otwierał i zamykał usta niczym ryba wyrzucona na brzeg. Cała jego pewność siebie, cały profesjonalizm wyparował. Przede mną siedział ten chłopak, który kiedyś przestraszył się odpowiedzialności i uciekł.
— Ja… nie wiedziałem… — wycedził w końcu. — Kirill… to mój syn?
— Twój. Możesz zrobić test DNA, jeśli masz wątpliwości. Choć spójrz na jego dziecięce zdjęcia. Mam je przy sobie.
Wyjęłam z torebki stary album i położyłam na stole. Otworzyłam stronę, na której roześmiany roczny Kirill siedział na moich kolanach — miniaturowa kopia Igora.
Patrzył na zdjęcie, a jego ramiona opadły. Całe jego poukładane życie właśnie pękło.
W tym momencie drzwi gabinetu gwałtownie się otworzyły i wszedł promienny Kirill.
— Igorze Wiktorowiczu, nie mogłem się dodzwonić, więc przyszedłem. Mama mówiła, że dziś…
Urwał, widząc mnie na fotelu dla pacjentów. Jego uśmiech zniknął, zastąpiony przez zdumienie, a potem niepokój.
— Mama? Co ty tu robisz?
— To samo, co ty, synku — odpowiedziałam spokojnym głosem. — Przyszłam na konsultację do „niezależnego eksperta”. Właśnie omawialiśmy twój przypadek. Prawda, doktorze?
Kirill zdezorientowany przenosił wzrok ze mnie na bladego, niczym płótno, Igora. Nic nie rozumiał. Ta niewiedza była ostatnią kroplą mojej cierpliwości.
— Poznaj go, Kirill. To nie tylko Igor Wiktorowicz. To Igor Sokołowski. Twój ojciec.
Świat Kirilla runął. Widziałam to w jego oczach. Odbiły się w nich wszystkie emocje od razu: szok, zaprzeczenie, zrozumienie, wstyd i przerażenie.
Spojrzał na Igora, potem na mnie, a jego usta się zatrzęsły.
— Tato?.. — wyszeptał.
Igor drgnął na to słowo. Spojrzał na Kirilla oczami pełnymi bólu i wyrzutów, co przez chwilę wzbudziło we mnie współczucie.
— To prawda — powiedział ochrypłym głosem. — Jestem twoim ojcem. I ja… nie wiedziałem. Przepraszam.
Lecz Kirill już nie słuchał. Patrzył na mnie, a w jego spojrzeniu zobaczyłam całą głębię zdrady.
Zrozumiał, co uczynił. Uświadomił sobie, że w pogoni za metrami kwadratowymi nie tylko zranił matkę — zniszczył całe jej życie, wyciągając na światło dzienne jej najstraszniejszą tajemnicę i obrócił ją w broń przeciw niej samej.
Usiadł, zakrywając twarz dłońmi. Jego ramiona drżały w bezdźwięcznych łzach.
Wstałam. Moja misja się zakończyła.
— Radźcie sobie sami — powiedziałam, kierując się do drzwi. — Jeden porzucił, drugi zdradził. Jesteście sobie równi.
Nowy rozdział
Minęło pół roku. Sprzedałam tamto mieszkanie. Było zatrute wspomnieniami i zdradą.
Igor pomógł mi znaleźć mały, przytulny domek za miastem z niewielkim ogrodem. Nie przepraszał — wiedział, że to bez sensu.
Po prostu był obok. Rozmawialiśmy godzinami o wszystkim, co wydarzyło się czterdzieści lat temu i teraz.
Ponownie się poznawaliśmy. Nie było tam dawnej miłości, ale powoli rodziła się nowa — delikatna, oparta na wspólnym cierpieniu i spóźnionym żalu.
Kirill dzwonił niemal codziennie. Początkowo nie odbierałam. Potem zaczęłam odpowiadać.
Płakał, prosił o wybaczenie, mówił, że Katia od niego odeszła, nazywając go potworem. Zapłacił za wszystko z nawiązką – jego chciwość zrujnowała jego życie.
Pewnego wieczoru, gdy siedzieliśmy z Igorem na werandzie nowego domu, zadzwonił Kirill.
— Mamo, wszystko rozumiem. Byłem w błędzie. Po prostu chcę wiedzieć… Czy kiedyś będziesz w stanie mi wybaczyć?
Spojrzałam na zachód słońca, na drzewa w ogrodzie i na mężczyznę obok, który delikatnie trzymał moją dłoń.
Nie czułam już bólu. Tylko spokój.
— Czas pokaże, synku — odpowiedziałam. — Czas wszystko naprawia. Ale zapamiętaj jedno: nie można zbudować własnego szczęścia, niszcząc życie tego, kto dał ci życie.