— Serwetki. Przesuń je trochę — głos teściowej, Tamary Igorjevny, przeszył moje nerwy niczym tępy nóż uderzający w szkło.
Stałam nieruchomo, wpatrując się w idealnie złożone lniane serwetki.
— Co z nimi nie tak? — moja odpowiedź była ledwie słyszalna, niemal szeptem.
— Narożniki. Jeden milimetr wystaje. Goście pomyślą, że w tym domu jest brudno.
Wzięłam powolny wdech, próbując powstrzymać drżenie palców, i poprawiłam niechlujny róg.
Cały dom zmienił się w napiętą ciszę, oczekując na wieczorną kolację.
Mój mąż, Kirill, już od pół godziny krążył po gabinecie, ćwicząc swoją przemowę.
Ta noc miała kluczowe znaczenie dla jego projektu.
Tamara Igorjevna podeszła, ostre spojrzenie przemknęło po mojej prostej, ciemnej bluzce i spódnicy.
— Nie chcesz tak siedzieć przy stole, prawda?
— Myślałam, że…
— Tu ja będę decydować — przerwała stanowczo. — Załóż sukienkę, którą położyłam na łóżku. I zachowuj się poprawnie. Viktor Petrovics to człowiek starej szkoły.
Ceni sobie skromność i dobre maniery.
Skinęłam głową, nie podnosząc wzroku.
Widziałam tę sukienkę.
Beżowy, bezkształtny worek mający na celu zamienić mnie w bladą, niewidzialną postać.
Kirill wyszedł z gabinetu, poprawił krawat.
Szybko rzucił mi przepraszające spojrzenie i odwrócił wzrok.
Zawsze tak robił, gdy jego matka zaczynała ataki.
Jakby jego niemy gest przeprosin mógł cokolwiek zmienić.
— Mamo, może nie trzeba? Alina ładnie wygląda — odezwał się nieśmiało.
— Ładnie? Do zakupów? — prychnęła Tamara. — Kirill, twoja kariera jest na szali. Liczy się każdy szczegół. Twoja żona to twoja wizytówka. Dziś musi być bez zarzutu.
Odwróciła się w moją stronę, jej oczy zamieniły się w dwa lodowate punkty.
Chwyciła mój łokieć, palce wwierciły się w skórę.
— Zapamiętaj — wyszeptała, aby Kirill nie słyszał — całe wieczór siedzisz i słodko się uśmiechasz.
— Żadnych opinii, żadnych opowieści o twojej pracy w waszej bibliotece.
— Jeśli zapytają, odpowiesz jednym słowem.
— Masz milczeć, biedna.
Twoim zadaniem jest nie zniszczyć życia mojego syna.
Zrozumiałaś?
Wyrwałam rękę, zostawiając czerwone ślady na skórze.
W moim wnętrzu wszystko skurczyło się w ciasny, gorący guzek.
Wtedy zabrzmano do drzwi.
Wyraz twarzy Tamary Igorjevny zmienił się błyskawicznie.
Na jej obliczu pojawił się uprzejmy, gościnny uśmiech.
Poprawiła marynarkę i pospieszyła do wejścia.
— Już idę, już idę! Viktor Petrovics, jaki zaszczyt!
Zostałam w salonie, czując się pustką.
Kirill podszedł niezdarnie i dotknął ramienia.
— Lin, przepraszam. Jestem zdenerwowany.
Nie odpowiedziałam.
Patrzyłam tylko w stronę drzwi, skąd dochodziły głośne rozmowy i śmiech.
Goście weszli do pokoju.
Na czele szedł wysoki, siwowłosy mężczyzna z zdecydowaną, lecz zmęczoną twarzą — to był Viktor Petrovics.
Za nim podążała jego żona, elegancka i powściągliwa kobieta.
Tamara krzątała się wokół nich, częstując napojami.
— Proszę, czujcie się jak u siebie! Kirill, zajmij się gośćmi!
Viktor Petrovics rzucił szybkie spojrzenie po pokoju, uprzejmie skinął Kirillowi głową, a potem nagle zatrzymał się.
Jego wzrok spotkał się z moim.
Zastygł, wpatrując się uważnie w moją twarz.
Na jego ustach uśmiech powoli zniknął, a jego wyraz twarzy wyrażał najwyższe zdumienie, jakby dostrzegł ducha.
Teściowa podążyła za jego wzrokiem i również spojrzała na mnie.
Jej triumfalny uśmiech zadrżał, opadł.
Atmosfera w pokoju stała się gęsta i lepiąca się.
Żona Viktora, Anna, delikatnie dotknęła łokcia męża, chcąc go wyrwać ze szoku.
— Kochanie, co się dzieje?
Ale jakby nie słyszał.
Wykonał krok w moją stronę, potem jeszcze jeden.
Instynktownie cofnęłam się, opierając plecy o ścianę.
Jego spojrzenie było tak przenikliwe, że wydawało się, iż nie patrzy na mnie, lecz przez mnie, w moją przeszłość.
— Przepraszam… czy znamy się? — zapytał zachrypniętym i pełnym niepewności głosem.
Tamara Igorjevna natychmiast wkroczyła między nas, jej uśmiech był napięty do granic możliwości.
— Jak możesz tak mówić, Viktor Petrovics? Skąd? Alina to prosta dziewczyna z prowincji. Wychowywała się sierotą. Nie mogłeś jej znać.
Podkreśliła ostatnie słowo, posyłając mi ostrzegawcze spojrzenie.
„Milcz.”
Kirill, blady jak ściana, próbował ratować sytuację.
— Tak, Alina… rzadko bywa na takich uroczystościach. Pójdźmy do stołu? Jestem pewien, że doceni nasze przekąski!
Próbował odsunąć gościa, lecz Viktor Petrovics delikatnie odsunął jego rękę i nadal wpatrywał się we mnie.
— Jakie jest twoje nazwisko panieńskie, dziewczyno? — zapytał bezpośrednio, ignorując resztę.
Pytanie wisiało w powietrzu.
Czułam piekące spojrzenie teściowej na sobie.
Otworzyłam usta, by wypowiedzieć wyuczone nazwisko „Petrova”, nazwisko mojego męża, lecz słowa ugrzęzły mi w gardle.
W tym spojrzeniu było coś, co uniemożliwiło mi kłamstwo.
— Moje nazwisko panieńskie to… Kovaleva — wyszeptałam.
Viktor Petrovics się zachwiał.
Jego żona, Anna, pisnęła i złapała się za jego ramię, jej twarz wyrażała niepokój i… rozpoznanie?
— Vitya, proszę, usiądź. Nie możesz się denerwować.
Teściowa kipiła złością.
Jej twarz spłonęła czerwoną barwą.
— Co to za Kovaleva? — wyszeptała. — Jesteś Petrova! Żoną mojego syna! Całkiem oszalałaś?
Próbowała złapać mnie za ramię i odprowadzić, jednak Viktor Petrovics stanął jej na drodze.
— Nie dotykaj jej — powiedział miękko, lecz z taką stanowczością, że teściowa cofnęła się.
Cała kolacja zamieniła się w farsę.
Kirill rozpaczliwie próbował rozmawiać o swoim projekcie, ale Viktor Petrovics go nie słuchał.
Siedział naprzeciwko mnie, tylko mnie obserwując.
Zadał pytania, które nie dotyczyły mojego życia.
— Gdzie się wychowałaś, Alina?
— W domu dziecka pod Kostromą.
— A twoi rodzice? Wiesz coś o nich?
Każda moja odpowiedź coraz bardziej zaciemniała jego twarz.
Tamara Igorjevna nerwowo wierciła się na krześle, trzymając widelec tak mocno, jakby chciała go połamać.
Kirill patrzył raz na mnie, raz na matkę, raz na inwestora, całkowicie zagubiony.
— Przepraszam, Viktor Petrovics — nie wytrzymała teściowa — ale nie sądzę, by te pytania były stosowne. Mieliśmy rozmawiać o interesach…
— Biznes może poczekać — przerwał bez spojrzenia na nią.
Znowu zwrócił się do mnie.
— Czy miałeś przy sobie coś, kiedy trafiłaś do domu dziecka? Coś, co zostawili twoi rodzice?
Znów poczułam gulę w gardle.
Przypomniałam sobie.
Mały, zniszczony medalion w kształcie półksiężyca.
Jedyny fragment przeszłości, który pielęgnowałam przez całe lata.
Milczałam, nie śmiałam odpowiedzieć.
Rozkaz macochy wciąż dźwięczał w moich uszach.
— Alina? — powtórzył Viktor Petrovics wytrwale.
Podniosłam wzrok i spojrzałam w jego pełne nadziei i bólu oczy.
W tamtej chwili podjęłam decyzję.
Zignorowałam złość Tamary Igorjevny.
Spojrzałam na Kirilla, który błagalnie potrząsał głową, bym milczała.
Ale nie mogłam już dłużej milczeć.
— Tak, miałam — odpowiedziałam zaskakująco zdecydowanym tonem.
— Mały srebrny medalion. W kształcie półksiężyca.
W twarzy Viktora Petrovicsa pojawił się grymas.
Z drżącą ręką sięgnął pod kołnierz i wyciągnął łańcuszek.
Na nim wisiał mały, matowiejący pod naporem czasu srebrny słońce.
— A po drugiej stronie… było grawerowanie? — zapytał, łamiącym się głosem. — Litera „A”?
Łzy napłynęły mi do oczu.
Mogłam tylko skinąć głową.
— A na twojej stronie… — wyszeptałam — litera „V”?
On również skinął, nie mogąc wydobyć z siebie słowa.
Patrzył na mnie, jakby w jednej chwili odnalazł, a zarazem stracił cały swój świat.
— Córko…
To słowo utonęło w martwej ciszy, gdzie wszelki dźwięk ustawał.
Tamara Igorjevna zaniemówiła, z twarzą pełną przerażenia i szoku jak maska.
Kirill wyglądał jakby został uderzony w twarz.
Viktor Petrovics wstał chwiejnie, podszedł do mnie i objął mocno, desperacko.
Ścisnęłam marynarkę, wciągając nieznany, a zarazem znajomy zapach.
— Szukałem cię — szepnął do moich włosów. — Przez całe lata.
Mówili, że zginęłaś.
Razem z matką.
Ten, kto spowodował wypadek… zadbał, żebym tak myślał.
Jego żona, Anna, podeszła i położyła dłoń na moim ramieniu.
Jej oczy również były pełne łez.
— Nigdy nie przestawaliśmy szukać, Alina.
Twój ojciec wierzył, że żyjesz.
W końcu teściowa odnalazła swój głos.
— Co to za cyrk? — krzyknęła.
— O jakim ojcu mówimy?
To nie może być prawda!
Ona to biedna sierota z domu dziecka!
Viktor Petrovics powoli odwrócił się.
Jego twarz była zimna i twarda jak granit.
— To moja córka.
Proszę was, abyście następnym razem uważniej dobierali słowa, gdy o niej mówicie.
Obejrzał perfekcyjnie zastawiony stół, przestraszonego Kirilla i spiętą matkę.
— Sądzę, że nasza biznesowa kolacja dobiegła końca.
Kirill, myślę, że nie mamy już nic do omówienia.
Moje inwestycje wymagają nie tylko obiecujących projektów, ale i uczciwych partnerów.
A osoby, które przez lata poniżały moją córkę, do nich nie należą.
Ponownie spojrzał na mnie, położył dłoń na moim ramieniu, dając mi uczucie ochrony, jakiego nigdy wcześniej nie znałam.
— Chodź, córko.
— Wracajmy do domu.
Popatrzyłam na Kirilla.
Stał ze spuszczoną głową, nie mogąc spojrzeć ani na mnie, ani na rozczarowanego inwestora.
Spojrzałam na matkę, która zdawała się w kilka minut stracić dwadzieścia lat.
Po raz pierwszy w życiu nie czułam bólu ani gniewu.
Odczuwam jedynie ulgę.
Jakbym zrzuciła z ramion olbrzymi ciężar ciągnięty przez całe świadome życie.
Chwyciłam rękę ojca i bez oglądania się odeszłam z tego domu, by rozpocząć nowe życie.
Minął tydzień.
Mieszkałam u ojca, a wszystko wydawało się snem.
Tu nikt nie syczał za moimi plecami, nikt nie sprawdzał, czy filiżanki są równo ustawione, nikt nie kazał mi czuć się winna, że jestem sobą.
Powietrze było przesycone spokojem.
Spędzałam godziny w ogrodzie z ojcem.
Opowiadał o matce.
Jak się poznali, jak się śmiała, jak lubiła czytać wiersze.
Każde słowo chłonęłam łapczywie, kawałek po kawałku układając obraz, którego nigdy nie znałam.
Najważniejsze wnioski:
- Mój były partner chciał mi wszystko odebrać — powiedział ojciec, spoglądając w dal.
- Zaaranżował tamten wypadek.
- Samochód odnaleziono w rzece.
- Powiedziano, że były tam dwa ciała.
- Zapłacił, by prawda pozostała ukryta.
- Wiedział, że jeśli was stracę, załamie się.
- I prawie mu się to udało.
Anna, jego żona, przyniosła koce i usiadła obok nas.
Była cudownie taktowną kobietą, która nie starała się zastąpić mojej matki, lecz po prostu była obok nas, obdarzając ciepłem.
Wieczorem zadzwonił telefon.
Nieznany numer.
Odebrałam.
— Alina?
— Kirill ze słabym, niepewnym głosem.
Milczałam.
— Lin, przepraszam.
— Byłem słaby.
— Zawsze bałem się matki, ona… nie tylko ciebie złamała, ale i mnie.
— Tamtego wieczoru miał atak.
— Teraz jest w szpitalu.
— Projekt upadł.
— Wszystko się rozsypało.
— Przykro mi, że to słyszysz, Kirill — odpowiedziałam spokojnie, zaskoczona własnym opanowaniem.
— Wiem, że nic nie da się cofnąć…
— Ale może porozmawiaj z moim ojcem?
— Wyjaśnij mu, że nie mogłem…
— Kocham cię, Lin.
Uśmiechnęłam się.
— Nie mnie kochasz, Kirill.
— Kochasz wygodę.
— A ja już nie jestem wygodna.
— Żegnaj.
Odłożyłam telefon i zablokowałam jego numer.
Po raz pierwszy nie czułam się winna.
Tylko wolna.
Następnego dnia ojciec wszedł do mojego pokoju.
— Myślałem nad czymś…
— Mówiłaś, że pracowałaś w bibliotece.
— Podobało się tobie?
— Tak, bardzo.
— Książki były moimi jedynymi przyjaciółmi.
— Mam pomysł — uśmiechnął się — w mieście jest stara księgarnia, która niedługo ma zostać zamknięta.
— Mógłbym ją kupić.
— Ty mogłabyś zostać właścicielką.
— Mogłabyś zrobić tam wszystko, co tylko zechcesz.
— Może literacką kawiarnię?
— A może klub czytelniczy?
Spojrzałam na niego i znów łzy napłynęły do moich oczu.
Były jednak inne niż wcześniej.
— Mówisz poważnie?
— Całkowicie.
— Tak długo milczałaś, córko.
— Nadszedł czas, byś odnalazła swój głos.
— I pozwól mu zabrzmieć tak głośno, jak zasługujesz.
Objęłam go.
W tej chwili zrozumiałam, że moja historia nie skończyła się w tamten wieczór w domu mojej macochy.
Właśnie się rozpoczęła.
To opowieść kobiety, która z bezradnej, zmuszanej do milczenia dziewczyny stała się osobą, opowiadającą swoją historię.
I wreszcie kogoś, kto jest wysłuchany.