Przejęcie firmy i rodzinna konfrontacja: historia Anny Vorontsovej

– Misha, powiedz swojej żonie, żeby trochę ściszyła muzykę – rzuciła siostra Marina, z ledwo skrywanym irytacją w głosie.

– Bo przez waszą… jak to nazwać… awangardę, mama ma ból głowy.

Ściszyłam muzykę. Nie dlatego, że poprosiła mnie Marina, lecz widząc moją teściową, która już trzymała się za skroń. Zawsze stała po stronie swojej córki – we wszystkich kłótniach, kaprysach i żądaniach.

Mój mąż wzruszył ramionami, zawstydzony. Taki sposób zachowania jego matki i siostry go nie zaskakiwał: – Przepraszam, znasz je przecież. Tak, znam je bardzo dobrze. Pięć lat małżeństwa wystarczyło, by poznać tę rodzinę.

Najważniejsze: Zawsze byłam świadoma, że moje relacje z rodziną męża są pełne napięć i uprzedzeń, które nie wynikają z mojej osoby, lecz ich nastawienia.

– Anya, nie bądź zła – zaczęła moja teściowa z fałszywą słodyczą, nazywaną przeze mnie „trucizną w miodzie”. – Jesteśmy prostymi ludźmi, lubimy melodię, ciepło. A ty przez wszystko się niepokisz.

– A propos niepokojów – wtrąciła Marina, odkładając niedopite już pół kawy. – Jutro w pracy wydarzy się coś wielkiego: nowy właściciel firmy przemówi do całego zespołu.

Była sekretarką w dużym przedsiębiorstwie spożywczym „Złoty Kłos”. Narzekała nieustannie, ale trzymała się pracy z powodu „prestiżu, kontaktów i biura w centrum miasta”.

  • Nowości w firmie
  • Przejęcia i zmiany kadrowe
  • Napięta atmosfera w zespole

– Jaki właściciel? – zmarszczył brwi Misha. – Przecież wszystko było stabilne, prawda?

– Tak było, ale to się skończyło. Firma została sprzedana w całości. Nazwisko nowego szefa pozostaje tajemnicą – prawdziwa czarna konie – powiedziała Marina z półuśmiechem. – Mam nadzieję, że przynajmniej pensji nie obniżą. Właśnie zaplanowałam wakacje na Malediwach.

Jej spojrzenie było pełne wyższości, którą przyjęłam z opanowaniem. Za jej obojętnością kryła się arogancja, lekkie drwiny i otwarta pogarda.

W środku uśmiechałam się do siebie. „Czarna konie”, ciekawe określenie. Nie spodziewałam się, że przejęcie „Złotego Kłosa” wywoła takie poruszenie, nawet na poziomie sekretariatu.

To ja dyskretnie doprowadziłam do finalizacji transakcji, za pośrednictwem funduszu offshore, zaledwie tydzień temu.

– Świetny wybór, Malediwy – rzuciłam spokojnie.

– Och, Anya, to pewnie cię nie interesuje – odparła Marina machając ręką jak znudzona towarzyska. – Ty i Misha żyjecie w innym świecie. My mamy kontakt z ludźmi, którzy nie patrzą na ceny.

Przez chwilę próbowała złagodzić swe słowa, lecz wyszedł jej komentarz bardziej dotkliwy:

– Nie obraź się, ale obawiam się, że nasz poziom cię przerasta. Będziesz się czuć obco.

Misha odchrząknął, udając, że bada tapetę na ścianie, a teściowa skinęła głową z aprobatą.

Patrzyłam na Marinę: perfekcyjny makijaż, luksusowy zegarek i arogancja w oczach.

Nie wiedziała, że jej podróże, kariera i „elitarne towarzystwo” są obecnie w moich rękach.

– Może masz rację – powiedziałam powoli, pewnym głosem, co trochę ją zbiło z tropu. – Chociaż ja też mam własne „poziomy”, o wiele ciekawsze niż te, o których myślisz.

Wstałam od stołu.

– Goście mogą się poczęstować. Mam kilka ważnych rozmów służbowych do przeprowadzenia.

W pokoju wybrałam numer asystenta:

– Dobry wieczór, Oleg. Jutro zmiana planów: osobiście pojawię się na spotkaniu w „Złotym Kłosie”. Przedstaw mnie jako nową właścicielkę. Przygotuj proszę decyzję o zwolnieniu sekretarki prezesa – Marii Viktorownej Sokolskiej – z powodu niezdolności do pełnienia obowiązków.

Następnego ranka Misha jak zwykle niczego nie zauważył. Wyszedł do pracy, całując mnie w policzek i życząc powodzenia na rozmowie. Kiedyś wspomniałam o szukaniu drobnej pracy, by go uspokoić.

Myśl, że jego żona nie tylko pracuje, lecz stała się właścicielką firmy, była dla niego abstrakcyjna, niemal niemożliwa do wyobrażenia.

Ja natomiast starannie przygotowałam się: granatowy garnitur o klasycznym kroju z wysokiej jakości materiału, subtelny makijaż i nisko spięte włosy. Wyglądałam jak menedżerka lub prawniczka, a nie bogata właścicielka imperium.

W holu „Złotego Kłosa” panowała napięta atmosfera. Pracownicy szeptali, grupowali się. Weszłam i stanęłam z boku, obserwując.

Mój asystent Oleg, o imponującej posturze, był już na miejscu. Skinął mi krótko głową, wracając do rozmowy z ustępującym prezesem.

Marina, jak zawsze panosząc się, zachowywała się jak prawdziwa pani wszędzie. Krążyła, wydając polecenia i plotkując o wewnętrznych sprawach.

– Mówią, że to informatyk – przewracała oczami. – Będzie nas uczył zbierać kłosy… przez Zoom. Najważniejsze, żeby dobrze płacił.

Nagle spojrzała na mnie, marszcząc brwi ze zdziwieniem i pogardą.

– Anya? To ty? – zapytała z mieszanką zdumienia i lekceważenia. – Jesteś tu na rozmowie? Dział HR jest na innym piętrze.

Uśmiechnęłam się lekko.

– Przyszłam się tylko rozejrzeć. Nigdy nie wiadomo, może jakaś posada się zwolni – odpowiedziałam.

Marina lekko się zaśmiała, nie kryjąc lekceważenia, po czym zwróciła się do kolegów.

O godzinie dziesiątej zaproszono nas do sali konferencyjnej. Marina pilnowała list przy wejściu, pozwalając mi przejść, jakby robiła mi łaskę. Usadowiłam się na końcu sali.

Prezes, blady i wyraźnie zdenerwowany, wszedł na scenę. Zaczął od mówienia o perspektywach rozwoju oraz efektywnym zarządzaniu, by następnie przejść do sedna:

– Mam zaszczyt przedstawić nowego właściciela holdingów – „Złoty Kłos”!

W sali zapanowała cisza. Oleg, stojący już na scenie, dał mi znak, bym podeszła.

Wstałam powoli i przeszłam przez środek. Słychać było szepty zdziwienia, a wyrazy na twarzach zmieniały się — ja jednak wypatrywałam jednej reakcji: Marininy.

Stała przy ścianie, jej pewny uśmiech powoli znikał, zastąpiony przez niedowierzanie. Otworzyła szeroko oczy i usta — patrzyła na mnie jak na zjawa.

Kiedy dotarłam na scenę, przejęłam mikrofon od Olega i spokojnie rozejrzałam się po sali.

„Witam wszystkich. Nazywam się Anna Vorontsova i z dniem dzisiejszym staję się nową właścicielką firmy.”

Po chwili pauzy dodałam:

– Nie będę się rozpisywać. Powiem tylko, że „Złoty Kłos” czeka wielka przemiana. Dążymy do profesjonalizmu, rozwoju i maksymalnej efektywności.

Wszystko, co dotąd przeszkadzało, odejdzie w przeszłość. Pierwsze decyzje kadrowe zostały już podjęte. Proszę, Oleg.

Mój asystent wysunął się z teczką:

– Decyzją numer jeden powołany zostaje nowy prezes…

W sali wybuchł szum, a ja wciąż spoglądałam na Marinę. Nadal przy ścianie, wydawało się, że wstrzymuje oddech.

– Decyzją numer dwa – kontynuował Oleg – z powodu powtarzających się zaniedbań i niespełniania standardów etycznych, sekretarka Marina Viktorovna Sokolskaya zostaje zwolniona ze skutkiem natychmiastowym.

Zapanowała całkowita cisza, aż niemal można było ją dotknąć. Wszystkie oczy skierowały się na Marinę, potem na mnie.

Była pierwsza, która zareagowała. Jej policzki zarumieniły się gorąco, twarz jej stwardniała.

– Co? … – wyszeptała, lecz głos zniknął w napiętej atmosferze. Prostując się, niemal krzyknęła: – To niemożliwe! Nie macie prawa! To pomyłka! Złożę skargę!

– Reklamacje proszę kierować na piśmie do działu kadr – odparłam bez emocji do mikrofonu. – Pozwólcie, że kontynuuję.

Przedstawiłam nasze plany rozwoju, nowe rynki, inwestycje technologiczne oraz program socjalny dla pracowników. Mówiłam jak liderka, przyciągając uwagę słuchaczy. Dla nich nie byłam już tylko żoną czy zdenerwowaną synową – byłam fi guą decydującą o przyszłości firmy.

Po zakończeniu dwaj ochroniarze już prowadzili Marinę na zewnątrz. Nie stawiała oporu, zdawała się iść jak we śnie. Jej świat się zawalił i jeszcze nie mogła pojąć jak.

Po powrocie do domu zastałam obraz: Marina z czerwonymi oczami siedziała w kuchni, teściowa o ciemnym wyrazie twarzy i Misha, który zmieniał się między nimi.

– Anya, jak mogłaś?! To moja siostra! Moja rodzina! – krzyknął zaraz po moim wejściu.

– Twoja siostra, która przez pięć lat poniżała twoją żonę – odpowiedziałam spokojnie, zdejmując kurtkę. – A twoja rodzina to tolerowała.

– Ale ona taka jest… to jej charakter! – próbował ją bronić.

– Zniszczyłaś życie mojej córki! – wykrzyknęła teściowa wstając. – Ograbiłaś ją z wszystkiego! Skąd ta nienawiść do nas? Za to, że nas tutaj przyjęliśmy, biedne?

Spojrzałam na nią. Po raz pierwszy nie czułam lęku ani potrzeby tłumaczenia się. Jedynie wewnętrzną ciszę i poczucie wolności ostrej jak lód.

– Nie akceptowaliście mnie. Tolerowaliście jak irytujący błąd. A jeśli o biedzie mowa…

To mieszkanie, które uważacie za wasz dom, kupiłam trzy lata temu na nazwisko Mishy, żebyście mieli gdzie mieszkać. Samochód, którym jeździ wasz syn, to prezent ode mnie. Firma, z której została zwolniona wasza córka, to tylko część moich przedsięwzięć.

Nie chwaliłam się, jedynie wyjaśniałam fakty.

Misha patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami, nie wierząc.

– Anya… dlaczego nic mi nie mówiłaś?

– Nigdy nie pytałeś – odpowiedziałam z lekkim uśmiechem. – Tak było ci wygodnie. Żona cicha, uległa, nie przeszkadzająca i nie rzucająca się w oczy w twoim „wysokim” towarzystwie. Wolałeś widzieć mnie zależną i słabą. Łatwiej nie uważać mnie za pełnoprawną osobę.

Marina milczała, skulona na krześle. Powoli zaczynała pojmować.

– Żądam rozwodu, Misha – oznajmiłam spokojnie, lecz stanowczo. – Nie chcę już być tylko tłem. Pragnę żyć tam, gdzie mnie docenią – nie za pieniądze, ani pomimo nich, ale dlatego, że mnie po prostu szanują.

Udałam się do drzwi. Nikt mnie nie powstrzymał. Na progu odwróciłam się:

– A propos, Marina. Nie martw się o Malediwy. Twoja podróż była opłacona kartą firmową. Jest anulowana.

Zakończyłam tym słowem pewny i ostateczny rozdział w moim życiu. Przejęcie firmy to nie tylko biznes – to także osobista wolność i rozliczenie się z przeszłością.

Advertisements

Leave a Comment