Moja żona pielęgniarka — i sekret jej nocy

Moja żona, Karolina, była pielęgniarką. Oddaną, precyzyjną, z sercem do ludzi.
Kiedy się poznaliśmy, mówiła:
– „Ludzie myślą, że pielęgniarstwo to tylko bandaże i zastrzyki. A to tak naprawdę codzienna walka o cudze życie.”

Wierzyłem jej.
Zawsze.

Do czasu, aż zaczęły się te noce.

Pracowała na nocnych dyżurach w miejskim szpitalu. Zdarzało się, że wracała tylko trzy razy w tygodniu.
Początkowo nie zwracałem na to uwagi. Wiedziałem, że tam, gdzie śmierć zagląda ludziom w oczy, nie ma miejsca na sen.

Ale coś się zmieniło.
Nie umiałem tego nazwać — może ton jej głosu, może sposób, w jaki przestała patrzeć mi w oczy.

Kiedyś potrafiła opowiadać godzinami o pacjentach, o śmiesznych historiach z dyżurów.
Teraz – cisza.
Cisza przy kolacji. Cisza w łóżku.

Tylko telefon nigdy nie milczał.


Czarne skarpetki

Tamtego wieczoru deszcz walił w okna jakby chciał się wedrzeć do środka.
Karolina weszła, mokra, zmęczona, z włosami przyklejonymi do policzków.
Zauważyłem to od razu — czarne, męskie skarpetki na jej stopach.

– „Nie mieli damskich w sklepiku na dole” – powiedziała, zanim jeszcze zapytałem.
Uśmiech miała lekko sztuczny, jakby przećwiczony.

Niby nic.
Ale serce zadrżało.

Te skarpetki pachniały… nie jej szpitalem. Pachniały męskim dezodorantem.


Wiadomość

Tej nocy próbowałem ją przytulić.
Chciałem, żeby to wszystko wróciło – ciepło, bliskość, zwykły oddech drugiego człowieka.
Ale ona tylko szepnęła:
– „Jestem zmęczona.”
Odwróciła się.

Udawałem, że zasypiam.

I wtedy – ting!
Cichy dźwięk telefonu, jak uderzenie pioruna.

Otworzyłem jedno oko.
Na ekranie zobaczyłem krótką wiadomość:

„Zejdź, czekam na ciebie.”

Krew uderzyła mi do głowy.
Patrzyłem, jak wstaje, bierze kurtkę i cicho wychodzi z pokoju.

Zatrzymałem oddech.
Zszedłem za nią po schodach.

Przy drzwiach słyszałem jej głos – cichy, drżący:

„Nie mów mojemu mężowi…”

To zdanie rozdarło mnie od środka.


Rano

Nie pamiętam, jak zasnąłem.
Światło poranka przeciskało się przez zasłony, gdy otworzyłem oczy.

Na łóżku, obok mnie, leżało coś.
Biała koperta.

Drżałem, otwierając ją.
W środku – zdjęcie.
Karolina stała obok jakiegoś mężczyzny.
W fartuchach szpitalnych, oboje się uśmiechali.
Na odwrocie – data sprzed trzech dni.

Pod spodem napis:

„Nie wszystko jest takie, jak myślisz.”


Cień podejrzenia

Tego dnia nie poszedłem do pracy.
Cały czas myślałem o tym zdjęciu.
Kim był ten mężczyzna? Lekarz? Pacjent? Kochanek?

Kiedy Karolina wróciła wieczorem, próbowałem wyglądać normalnie.
– Jak dyżur? – zapytałem.
– Ciężki. Jeden z pacjentów nie przeżył.
Oczy miała czerwone, ale… nie od płaczu.
Od braku snu, może od stresu.
A może od kłamstwa.


Telefon

W nocy znów zabrzmiał dźwięk powiadomienia.
Tym razem byłem gotowy.

Poczekałem, aż wyjdzie z pokoju.
Wziąłem jej drugi telefon – ten, którego nigdy nie zostawiała w zasięgu mojego wzroku.
Hasło?
Nasza rocznica. 1507.

Odblokowało się.

Ostatnie wiadomości pochodziły od numeru oznaczonego jako „M.”

„Dziś o północy.”
„Wszystko przygotowane.”
„Nie mów nikomu.”

Pod ostatnim – zdjęcie.
Pusta sala operacyjna.
Na stole… ciało mężczyzny przykryte białym prześcieradłem.

Zamarłem.


Szpital

Nie czekałem.
Pojechałem tam.

Szpital świętego Łukasza o tej porze był prawie pusty.
Portier spojrzał na mnie podejrzliwie, ale pozwolił wejść, gdy powiedziałem, że szukam żony.

Oddział chirurgii – ciemno, tylko kilka lampek przy salach.
I wtedy usłyszałem jej głos zza drzwi.

– „Musimy to skończyć, Mark.”
– „On się dowie.”
– „Nie może. Jeszcze nie.”

Zajrzałem przez uchyloną szybę.

Karolina stała obok tego samego mężczyzny ze zdjęcia.
Na stole operacyjnym leżał… mój ojciec.

Nieżywy.


Zdrada, której nie rozumiałem

Otworzyłem drzwi.
– Co to ma znaczyć?! – wrzasnąłem.

Karolina odskoczyła, blada jak ściana.
– To nie tak!

Mark, lekarz, uniósł ręce.
– Spokojnie, panie Kowalski.

– Co on tu robi?! – wskazałem na ciało ojca. – Przecież umarł dwa miesiące temu!

Karolina z trudem łapała oddech.
– Chciałam… chciałam ci oszczędzić bólu.

– Bólu?!

– Twój ojciec nie umarł na zawał. – Głos jej się załamał. – Został otruty. W szpitalu. Miał wykryć, że lekarze sprzedają organy. Mark był jednym z nich.

Spojrzałem na lekarza.
– A więc to ty…

– Nie! – krzyknęła Karolina. – On mi pomaga!

Zrobiło mi się ciemno przed oczami.
Nie wiedziałem, w co wierzyć.


Prawda

Mark wyjął z kieszeni pendrive’a.
– Tu są nagrania z monitoringu. Twój ojciec zostawił nam ślad.
– Nam?
– Karolina pracowała z nim. Próbowali ujawnić handel organami.

Złapałem się za głowę.
Wszystko zaczęło się układać w całość.
Jej nocne wyjścia. Tajemnice. Wiadomości.

Nie zdradzała mnie.
Ryzykowała życie.


Ostatni dyżur

Minęły dwa tygodnie.
Sprawa trafiła do mediów.
Szpital zamknięto, kilku lekarzy aresztowano.

Karolina wróciła do pracy w innym miejscu.
Starała się być spokojna, ale cień strachu nie znikał z jej oczu.

Pewnego dnia dostała list bez nadawcy.
W środku – tylko jedno zdanie:

„Nie mów mężowi. On też był jednym z nas.”


Epilog

Tego samego wieczoru wróciłem do domu wcześniej.
Na stole leżał telefon Karoliny.
Na ekranie – to samo zdanie, wysłane ponownie.
Tylko podpis się zmienił.

Marek K.
Mój brat.

Zrozumiałem wszystko.
Nie ona mnie zdradziła.
Ja zdradziłem ją – zanim jeszcze zaczęła walczyć.

Zanim zginął nasz ojciec.

Spojrzałem w lustro.
I po raz pierwszy od dawna nie poznałem własnej twarzy.

Leave a Comment