„Dam ci tysiąc dolarów, jeśli zwrócisz się do mnie po angielsku” — zażartował milioner, a cały stół natychmiast wybuchł śmiechem. Kieliszki na stole zadźwięczały, wino rozchlapało się na obrus, a atmosfera eleganckiej restauracji zaczęła przeobrażać się w coś krępującego.
Młoda kelnerka, która stała obok, ściskała w dłoniach drżące talerze. W jej oczach jednak widać było coś więcej.
Godność.
Milioner uniósł kieliszek w górę z aroganckim uśmiechem.
— No dalej, spróbuj! — powtórzył, śmiejąc się.
Powietrze w restauracji zgęstniało. Gdy dziewczyna wzięła głęboki oddech i podniosła wzrok, nikt już się nie śmiał.
Tego wieczoru restauracja Luna de Polanco lśniła światłem kryształowych żyrandoli i eleganckim półszeptem rozmów. Odbicia świateł tańczyły na powierzchniach kieliszków, zapach drogiego wina mieszał się z aromatem rozmarynu i pieczonego mięsa.
W centrum uwagi znajdował się stół biznesmenów: cztery ciemne garnitury, błyszczące zegarki i jeden mężczyzna, którego uśmiech był aż nazbyt pewny siebie.
Eric Von Bauer mówił głośno, jakby nie prowadził rozmowy, lecz spektakl.
— Wiecie, co lubię w Meksyku? To, że można tu dostać najlepszą obsługę za grosze.
Śmiech rozlał się po sali jak iskry. Valeria Torres, kelnerka z włosami upiętymi w kok, czekała, aż hałas ucichnie.
— Dobry wieczór życzę — powiedziała spokojnie.
— Proszę bardzo, piękna! — odpowiedział Eric, nawet na nią nie patrząc. — Ale najpierw powiedz… ile z tego, co mówię, w ogóle rozumiesz?
Valeria nie odpowiedziała. Wskazała jedynie na notes. Jej twarz pozostawała uprzejma, lecz zamknięta.
— Widzicie? — rzucił do kolegów. — Mówię, a ona ledwo mnie pojmuje. Dlatego ludzie w tym kraju nigdy daleko nie zajdą.
Menadżerka Camila obserwowała scenę zza baru. Miała ochotę podejść, lecz nazwisko Von Bauer powstrzymywało ją jak kajdany. Wiedziała, że ten człowiek jest inwestorem wielu lokalnych hoteli — jednym telefonem mógł doprowadzić do zwolnienia każdego.
Valeria wzięła głęboki wdech. Wspomniała słowa brata Mateo z tamtego ranka:
„Przecież to ty nauczyłaś mnie pierwszych angielskich słówek. Jesteś najlepszą nauczycielką.”
Jej palce drżały — nie ze strachu, lecz z gniewu.
— Zatem… życzą sobie państwo wino czerwone czy białe? — zapytała łagodnie.
Eric przyjrzał jej się, rozbawiony jej opanowaniem.
— To, co zdołasz wymówić.
Śmiechy znów wypełniły salę. Cisza, która po nich zapadła, była ciężka jak stal.
Valeria się jednak nie ugięła.
Eric odstawił kieliszek z hukiem.
— Uczyńmy to ciekawszym — oznajmił donośnie.
— Ciekawszym, proszę pana — poprawiła go Valeria spokojnie.
Zachichotał, delektując się każdym słowem.
— Stawiam tysiąc dolarów, jeśli zaczniesz mówić po angielsku.
Restauracja zamarła. Nawet skrzypek urwał melodię.
Valeria uniosła głowę. Jej oczy błyszczały w świetle świec.
— W porządku, proszę pana — odrzekła — jeśli tego pan chce.
Eric przechylił się do tyłu w fotelu.
— No więc… co mi powiesz, moja droga?
Valeria zrobiła krok naprzód.
Jej głos przeciął ciszę niczym brzytwa:
— Would you like to start with the wine list, or should I teach you some manners first?
(Chce pan zacząć od listy win, czy najpierw mam nauczyć pana odrobiny manier?)
Cisza w restauracji była absolutna. Śmiechy zgasły jak zdmuchnięta świeca.
Camila otworzyła usta z niedowierzaniem.
Eric po raz pierwszy nie znalazł słów.
Valeria mówiła czystszym, piękniejszym angielskim, niż on kiedykolwiek słyszał.
Próbował zaśmiać się, lecz głos mu zadrżał.
— Ty… ty mówisz po angielsku?
— Wystarczająco dobrze, by wiedzieć, kiedy ktoś próbuje mnie poniżyć — odparła bez cienia pychy.
Wokół rozległy się szepty — nie drwiące, ale pełne respektu.
Valeria spokojnie zebrała talerze i odeszła między stolikami. Jej kroki odbijały się echem.
Zaś Eric…
po raz pierwszy od dawna poczuł wstyd.
Camila dogoniła Valerię przy barze.
— On może cię zwolnić jednym ruchem!
— Może — odparła Valeria. — Ale nie odbierze mi godności. Tego już się nauczyłam.
Eric wciąż siedział przy stole, patrząc w swój kieliszek. Coś w nim pękło.
Dlaczego to ona nie mogła wyjść mu z myśli?
Valeria przesuwała się między stolikami — skupiona, profesjonalna, spokojna… silniejsza niż jakikolwiek człowiek, którego znał.
Skrzypce powróciły do melodii, ale brzmiały inaczej. Bardziej ludzko.
Eric wiedział jedno:
To nie był koniec tego wieczoru — to był dopiero początek.