Córka i zięć zaproponowali, abym sprzedał swój dom, a za uzyskane pieniądze kupił mieszkanie w stolicy. Zgodziłem się, ale postawiłem jeden, kluczowy warunek – mieszkanie miało być zapisane na mnie.
Wyjaśniłem im swoją decyzję:
– Chcę mieć pewność, że na starość nie zostanę bez dachu nad głową. Po mojej śmierci mieszkanie i tak będzie należało do was, więc ostatecznie to wy nim pokierujecie.
Nie spodziewałem się jednak takiej reakcji.
Zięć wpadł w szał. Zaczął podnosić głos, oskarżając mnie o chciwość i brak zaufania. Nie rozumiał, że chodziło mi jedynie o bezpieczeństwo, o stabilizację na ostatnie lata życia.
Nie zmieniłem jednak zdania. Wiedziałem, że muszę się zabezpieczyć.
Nie przewidziałem jednak, że dwa dni później wydarzy się coś, co zburzy wszystko, co do tej pory znałem.
Teraz stoję na rozdrożu, nie mając pojęcia, jak dalej żyć.