Rozwiodłam się z mężem, bo miałam dość ciągłego tłumaczenia się z każdego wydanego grosza.
Na początku naszej znajomości moja mama zachęcała mnie, bym trzymała się go, bo uważała, że to porządny człowiek. Ja jednak od samego początku dostrzegałam w nim skąpstwo. Gdy wspominałam o tym mamie, odpowiadała, że to nawet dobrze – przynajmniej nauczy mnie oszczędzania. Posłuchałam jej rady i wyszłam za niego za mąż, choć wewnętrznie miałam wątpliwości.
Po ślubie zamieszkaliśmy w kawalerce, którą odziedziczyłam po dziadkach. Początkowo było dobrze, ale niedługo potem mąż zaczął narzekać, że mieszkanie jest za ciasne. Zaproponował, byśmy zaczęli odkładać na wkład własny do kredytu hipotecznego. Zgodziłam się, ale postawiłam jeden warunek – nie sprzedamy kawalerki. On przytaknął, zapewniając, że to moje mieszkanie i to ja mam prawo decydować, co z nim zrobić.
Zaczęliśmy oszczędzać, ale z czasem jego podejście do finansów zamieniło się w obsesję. Każdy mój wydatek wymagał szczegółowego uzasadnienia. Gdy wspomniałam o tym mamie, uznała, że przesadzam i nie mam powodów do narzekania. Teściowa z kolei całkowicie popierała swojego syna, twierdząc, że kontrolowanie wydatków to mądra decyzja.
Początkowo próbowałam to zaakceptować, ale z czasem zaczęło mnie to męczyć. Nie mogłam uwierzyć, że muszę tłumaczyć się, dlaczego w tym miesiącu wydaliśmy o 10 zł więcej na papier toaletowy. Kiedy mąż poprosił mnie o „oszczędniejsze” używanie żelu pod prysznic, uznałam, że miarka się przebrała. Złożyłam pozew o rozwód.
Gdy się wyprowadzał, przyprowadził swoją matkę, żeby pomogła mu zabrać wszystkie rzeczy, które kupił za własne pieniądze. Wtedy zobaczyłam, jak daleko się posunął.
Zabrał nawet pilot do telewizora, bo to on kupił nowy, gdy poprzedni się zepsuł. Z mieszkania zniknęły też niektóre sztućce, połowa mebli, które kupiliśmy wspólnie, a nawet… zasłona prysznicowa.
Nie żałuję swojej decyzji. Cieszę się, że uwolniłam się od człowieka, dla którego pieniądze były ważniejsze niż zdrowa relacja. Teraz mogę wydawać pieniądze, jak chcę – bez poczucia winy i konieczności tłumaczenia się przed kimkolwiek.