Kiedy narzeczona mojego byłego męża wtargnęła do mojego domu i oznajmiła, że powinnam zmienić swoje nazwisko, byłam oszołomiona. Jej żądanie wydało mi się absurdalne, więc stanowczo odmówiłam. W odpowiedzi zaproponowałam coś, czego nie była w stanie zaakceptować, co doprowadziło do konfrontacji.
Byłam żoną Marka przez dwanaście lat, aż nasz związek rozpadł się pięć lat temu. Nie byliśmy idealni, ale kochaliśmy się i przez długi czas nasze małżeństwo działało. Doczekaliśmy się trojga wspaniałych dzieci – Emmy (17 lat), Sary (15 lat) i Jake’a (13 lat). Zawsze były dla mnie całym światem.
Gdy doszliśmy do wniosku, że miłość między nami wygasła, usiedliśmy razem przy kuchennym stole i porozmawialiśmy o tym otwarcie.
– To już nie ma sensu – powiedziałam cicho, przesuwając dłonią po kubku z kawą.
Mark westchnął i skinął głową. – Tak, czuję to samo. Ale nie chcę się kłócić. Chcę zrobić to, co najlepsze dla dzieci.
– Ja też – odparłam. – Znajdziemy sposób, żeby to wszystko uporządkować.
I rzeczywiście, udało nam się. Nasz rozwód był spokojny, przeprowadzony za porozumieniem stron. Ustaliliśmy wspólną opiekę nad dziećmi i skupiliśmy się na dobrym współrodzicielstwie. Przez większość czasu dogadywaliśmy się bez większych problemów.
Mark przychodził na urodziny dzieci, wspólnie uczestniczyliśmy w szkolnych przedstawieniach. Nie było między nami dramatu – po prostu staraliśmy się, by nasze dzieci czuły się bezpiecznie mimo zmian w naszym życiu.
A potem, rok temu, wszystko się zmieniło.
Mark zaczął spotykać się z 24-letnią Rachel. Tak, miałyśmy to samo imię. Kiedy ją pierwszy raz poznałam, pomyślałam, że to może być interesujące. Na pierwszy rzut oka wydawała się miła, choć trochę powściągliwa. Uznałam jednak, że nie ma to większego znaczenia.
Pewnego dnia, gdy Mark przyjechał po dzieci, oznajmił:
– Rachel się do mnie wprowadza.
Zaskoczona uniosłam brwi. – To… dość szybko, prawda?
– Jesteśmy razem od dwóch lat – odparł, jakby musiał się bronić.
Nie zamierzałam się kłócić. To było jego życie.
Ale gdy się wprowadziła, dynamika w naszej rodzinie zaczęła się zmieniać. Na początku były to drobiazgi – unikała mojego wzroku, gdy rozmawiałyśmy o dzieciach.
– Oceny Emmy z matematyki spadły – powiedziałam jej i Markowi podczas jednej z rozmów.
Rachel przewróciła oczami. – Mark sobie z tym poradzi. To jego zadanie, prawda?
Zignorowałam jej ton, ale z czasem zaczęło się robić coraz gorzej. Rachel upierała się, by dzieci nazywały ją „mamą”.
– Możesz mówić mi Rachel, jeśli chcesz – powiedziała pewnego dnia Sarze – ale najlepiej, żebyś nazywała mnie mamą. Teraz jestem częścią waszej rodziny.
Sarah spojrzała na nią, jakby powiedziała coś niedorzecznego. – Mam już mamę – rzuciła krótko i odeszła.
Rachel nie przyjęła tego dobrze. – Muszą szanować mój autorytet – powiedziała mi pewnego dnia z wyraźną irytacją.
– Szacunek trzeba sobie zyskać – odparłam spokojnie.
Dzieci jej nie lubiły.
– Ciągle wchodzi do mojego pokoju – skarżyła się Emma.
– Przeszukuje moje rzeczy – dodał Jake.
– Nie jest moją mamą – powiedziała stanowczo Sarah.
Starałam się zachować neutralność. – Dajcie jej szansę – powiedziałam, choć w głębi duszy wiedziałam, że sama ledwo to znoszę.
Kulminacja nastąpiła, gdy Rachel zabrała telefon Jake’a.
– Ukrywał coś – oznajmiła, gdy skonfrontowałam ją z tym faktem.
– Słucham? – zapytałam, starając się zachować spokój. – Nie masz prawa przeszukiwać rzeczy moich dzieci. To naruszenie ich prywatności.
Wzruszyła ramionami. – Chciałam go chronić.
– Nie – odpowiedziałam stanowczo. – Przekroczyłaś granicę.
Mark stanął po jej stronie. – Ona tylko się martwi – powiedział.
– Martwi czy kontroluje? – rzucił Jake.
Nie powiedziałam tego na głos, ale całkowicie się z nim zgadzałam.
A potem nadszedł wczorajszy dzień. Przygotowywałam kolację, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Nie spodziewałam się nikogo.
Kiedy otworzyłam, zobaczyłam Rachel. Stała przede mną, a jej mina wyrażała determinację.
– Cześć – powiedziałam ostrożnie. – Coś się stało?
– Tak – odpowiedziała i weszła do środka bez zaproszenia. – Musimy porozmawiać.
Zmarszczyłam brwi. – O czym?
Skrzyżowała ramiona. – Powinnaś zmienić swoje nazwisko na panieńskie.
Zaniemówiłam. – Słucham?
– To dziwne – oświadczyła. – Mamy to samo imię, a ja nie chcę, żebyśmy miały też to samo nazwisko. To absurdalne.
Patrzyłam na nią z niedowierzaniem. – Naprawdę myślisz, że mam zmienić swoje nazwisko tylko dlatego, że ci to przeszkadza?
– Oczywiście – odpowiedziała bez cienia wahania. – Masz rok. Chcę, żeby to było załatwione przed naszym ślubem w styczniu.
Wzięłam głęboki oddech. – W porządku. Zmienię je, ale pod jednym warunkiem.
Rachel zmarszczyła brwi. – Jakim?
Oparłam się o framugę drzwi. – Skoro nie chcesz, żebym miała to samo nazwisko co twój przyszły mąż, to ja nie chcę, żebyś miała to samo imię co ja. Zmień imię, a ja zmienię nazwisko.
Jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia. – To jakiś żart!
– Właśnie tak brzmisz teraz – powiedziałam z lekkim uśmiechem. – Słyszysz siebie?
Jej twarz pociemniała. – To nie jest śmieszne. Mówię poważnie.
– Ja też – odparłam. – To nazwisko noszę od ponad piętnastu lat. Nie chodzi o Marka. Chodzi o moje dzieci. Jeśli mam je zmienić, to pod jednym warunkiem – moje dzieci przyjmą moje panieńskie nazwisko.
– Jesteś nierozsądna! – wybuchła. – Po prostu jesteś zazdrosna, że teraz ja jestem z Markiem.
Uniosłam brew. – Zazdrosna? O mężczyznę, z którym się rozwiodłam? Błagam cię.
Wybiegła z mojego domu, trzaskając drzwiami.
Godzinę później zadzwonił Mark. – Rachel, co do diabła się dzieje? – jego głos był spięty.
Westchnęłam. – Co ci powiedziała?
– Że odmawiasz zmiany nazwiska, żeby jej życie było łatwiejsze.
Parsknęłam śmiechem. – A wspomniała, że wtargnęła do mojego domu i zaczęła dyktować mi, co mam robić?
Mark zawahał się. – Powiedziała, że jesteś trudna.
Uśmiechnęłam się pod nosem. – Oczywiście, że tak powiedziała.