Pociąg powoli wtaczał się na kolejną stację, gdy do przedziału weszła elegancka kobieta. Usiadła tuż obok mnie i moich dzieci, uprzejmie się witając. Od razu dało się zauważyć, że wiedzie dostatnie życie – ubrana w luksusowe rzeczy, otoczona zapachem drogich perfum.
Po śniadaniu postanowiliśmy zdrzemnąć się na chwilę, a następnego ranka zadzwonił mój mąż. Z ciężkim westchnieniem poinformował mnie, że nie zdążył dokończyć remontu przed naszym powrotem. Zdenerwowana, zaczęłam krzyczeć, po czym z impetem rozłączyłam telefon.
Kobieta obok spojrzała na mnie ze smutkiem i powiedziała cicho:
— Niepotrzebnie tak Pani na niego krzyczy. Nie zdaje sobie Pani sprawy, jakie ma szczęście.
Prychnęłam zirytowana.
— Szczęście? Co Pani może wiedzieć o moim życiu? Ciągłe problemy, brak pieniędzy… Mam już dość!
Ona jednak nie zareagowała gniewem. Spojrzała na mnie ciepło i odparła:
— Może rzeczywiście Pani nie znam, ale widzę, że ma Pani kochającego męża, dzieci. Proszę ich doceniać. Opowiem Pani moją historię… może wtedy zrozumie Pani, dlaczego to mówię.
I tak zaczęła swoją opowieść.
Miała 22 lata, gdy matka zmusiła ją do ślubu. Jej wybranek, Karol, był cichy, skromny i od lat patrzył na nią z miłością. Ona jednak nigdy nie odwzajemniała tego uczucia.
Zamieszkali w małym mieszkaniu z jego babcią. Staruszka była trudna, wymagająca, ale Karol z oddaniem się nią opiekował. Ona sama nigdy nie kiwnęła palcem.
Zazdrościła przyjaciółkom, których mężowie robili kariery, obsypywali je prezentami. Tymczasem jej Karol zarabiał niewiele, przynosił tulipany zamiast róż i zamiast luksusowych kolacji – zapraszał ją do pierogarni.
Urodził się im syn, Wojtek. Karol był cudownym ojcem – gotował, karmił, usypiał dziecko, żeby mogła odpocząć. Kochał ją bezgranicznie, ale ona tego nie dostrzegała.
Zaczęła go zdradzać. Nie wiedziała dlaczego, nie dawało jej to szczęścia, ale nie mogła przestać. Karol nigdy jej o nic nie zapytał, nie robił wyrzutów. Czekał, aż w końcu go pokocha.
Pewnego dnia, kiedy gotował obiad, nagle poczuł się źle. Złapał się za serce i osunął na podłogę. Umierał, ale zamiast prosić o pomoc, uspokajał ją, że wszystko będzie dobrze.
Dopiero wtedy uświadomiła sobie, jak bardzo go kocha. Dopiero wtedy powiedziała mu to pierwszy raz.
Ale było za późno.
Po jego śmierci znalazła w szafie butelkę drogich, francuskich perfum – właśnie takich, o których marzyła. Oszczędzał na nie miesiącami, chciał jej je podarować na święta. Nie zdążył.
Kilka lat później straciła też syna – potrącił go samochód.
Dziś ma wszystko – pieniądze, luksusy, perfumy, kwiaty, restauracje. Ale nie ma tych, których kochała.
— Proszę nie popełniać moich błędów — zakończyła z uśmiechem pełnym smutku. — Pani ma jeszcze czas, by zrozumieć, czym jest prawdziwe szczęście.
Zostałam z jej słowami, gdy wysiadała na swojej stacji.
Długo nad tym myślałam. W końcu wyjęłam telefon, wybrałam numer męża.
— Przepraszam.
W jego głosie słychać było ulgę.
Tego dnia zrozumiałam, jak kruche jest szczęście. I że warto je chronić.