Po wielu latach nieudanych prób posiadania dziecka, postanowiliśmy z mężem adoptować małego chłopca — trzyletniego Sema o niesamowicie niebieskich oczach. Jednak kiedy mój mąż, Mark, po raz pierwszy próbował go wykąpać, nagle wybiegł z łazienki, krzycząc: „Musimy go oddać!” Jego reakcja wydawała się zupełnie nieuzasadniona, dopóki nie zauważyłam, że na nodze Sema jest identyczne rodne znamie, jakie miał Mark.
Nigdy nie przypuszczałam, że pojawienie się adoptowanego dziecka może zniszczyć naszą rodzinę. Patrząc wstecz, zdaję sobie sprawę, że niektóre dary losu przychodzą w opakowaniu pełnym bólu, a czasami życie stawia przed nami dziwne wyzwania.
Pierwsza wizyta w agencji
„Jesteś zdenerwowany?” — zapytałam Mark’a, gdy jechaliśmy do agencji adopcyjnej. Trzymając w ręku mały niebieski sweter, który kupiliśmy specjalnie dla Sema, wyobrażałam sobie, jak jego malutkie ramiona wypełniają tę miękką tkaninę.
„Ja? Nie — odpowiedział Mark, choć widziałam, że mocno ściskał kierownicę. — Po prostu chcę, żeby wszystko poszło zgodnie z planem. Te korki mnie wykończą.”
Nerwowo stukał palcami o deskę rozdzielczą, co stawało się coraz bardziej zauważalne.
„Już trzeci raz sprawdziłeś fotelik,” — dodałam z uśmiechem, „chyba to ty się martwisz bardziej.”
„Oczywiście, że się martwię!” — odpowiedziałam, głaszcząc sweter. „Czekaliśmy na ten moment tyle czasu!”
Droga do spotkania
Proces adopcji okazał się bardzo męczący. Spędzałam długie godziny na załatwianiu formalności, przeglądaniu dokumentów i organizowaniu badań, podczas gdy Mark, zajęty swoją pracą, miał coraz mniej czasu dla nas. To właśnie z tego powodu tak długo szukałam na stronie agencji zdjęcia odpowiedniego dziecka. I w końcu znalazłam Sema — chłopca z oczami, jak letnie niebo, który patrzył na świat z pełnymi smutku, ale i nadziei oczami.
Pewnego wieczoru pokazałam zdjęcie Markowi na tablecie. Jego twarz rozświetliła się ciepłym uśmiechem: „To naprawdę wyjątkowy chłopak. Te oczy są nie do zapomnienia.”
Ale nadal miałam wątpliwości: „Czy poradzimy sobie z wychowaniem takiego malucha?” — zapytałam.
„Oczywiście, że poradzimy,” — zapewnił mnie Mark, obejmując mnie ramieniem. „Niezależnie od wszystkiego, wiem, że będziesz wspaniałą mamą.”
Pierwsze spotkanie z Semem
Po wszystkich formalnościach spotkaliśmy się z panią Chen, pracownikiem socjalnym, która zaprowadziła nas do niewielkiej sali zabaw. Tam, wśród kolorowych klocków, Sem składał wieżę.
„Sema, pamiętasz tę miłą parę, o której rozmawialiśmy? To oni tutaj,” — powiedziała cicho pani Chen.
Zbliżyłam się do chłopca, uklękłam obok niego, moje serce biło mocniej. „Cześć, Sem, jak piękna ta wieża! Mogę pomóc?”
On spojrzał na mnie przez chwilę, potem kiwnął głową i podał mi czerwony klocek. Ten mały gest wydawał się początkiem czegoś niezwykłego.
Pierwsze dni w domu
W drodze powrotnej Sem mocno trzymał swojego pluszowego słonia, od czasu do czasu wydając zabawne dźwięki, które sprawiały, że Mark niechcący się uśmiechał. Nie mogłam uwierzyć, że ten chłopiec, który wydawał się tak delikatny, teraz był częścią naszej rodziny. W domu zaczęłam rozpakowywać jego rzeczy. Mała torba, którą przywiózł, była zaskakująco lekka jak na cały dziecięcy świat.
„Może ja go wykąpię,” — zaproponował Mark. „Ty w tym czasie zajmiesz się jego pokojem.”
„Świetnie, nie zapomnij o zabawkach do wody!” — odpowiedziałam z radością.
Jednak to szczęście trwało tylko… 47 sekund.
Z łazienki usłyszeliśmy przerażony krzyk. Wybiegłam na korytarz i zobaczyłam, jak Mark, blady jak ściana, ucieka z łazienki.
„Co ty mówisz o oddaniu go? Przecież właśnie go adoptowaliśmy! To nie produkt ze sklepu!” — prawie płacząc, próbowałam powstrzymać emocje.
Mark chodził nerwowo w kółko, mierzwił włosy, jego oddech był szybki i nieregularny.
„Nie mogę go zaakceptować jako swojego syna. To był błąd,” — mówił, nie patrząc na mnie.
Nie mogłam uwierzyć, że jeszcze kilka godzin temu cieszył się z naszej decyzji, żartował z Semem, śmiejąc się w samochodzie. „Dlaczego teraz?” — zapytałam.
„Nie wiem… po prostu nie mogę się zbliżyć do niego,” — odpowiedział, drżąc, spuszczając wzrok.
Biegłam do łazienki, gdzie Sem siedział na podłodze, zdezorientowany, prawie całkowicie ubrany, tylko bez skarpetek i butów. Trzymał mocno swojego pluszowego słonia.
„Cześć, maluchu,” — próbowałam uśmiechnąć się przez łzy. „Może umyjmy cię? Może pan Słoń będzie chciał pomóc?”
„On boi się wody,” — powiedział cicho Sem.
„Nic się nie stanie, niech tylko obserwuje,” — odpowiedziałam, kładąc zabawkę na półce i kontynuując kąpiel, próbując choć trochę przywrócić radość do tego smutnego świata.
W tym momencie, gdy kąpałam Sema, zauważyłam rodne znamie na jego nodze, identyczne z tym, które widziałam na nodze Marka. To odkrycie sprawiło, że moje serce zabiło szybciej, a w głowie zaczęły kłębić się niepokojące myśli.
„Masz magiczne bąbelki,” — powiedział Sem, wesoło klepiąc wodę. „To są specjalne bąbelki,” — odpowiedziałam, patrząc na jego grę, czując, że jego uśmiech jest czymś znajomym.
Rozwiązanie i zmiany
Po tym, jak ułożyłam Sema do snu, spotkałam się z Markiem w naszej sypialni. Odległość na podwójnym łóżku wydawała się nie do pokonania.
„Rodne znamie na jego nodze jest takie same jak twoje,” — powiedziałam cicho.
Mark zatrzymał się, zdejmując zegarek, a potem, z chichotem, odpowiedział: „To tylko przypadek. Wiele osób ma takie znamiona.”
„Ja nalegam na test DNA,” — powiedziałam stanowczo.
„To absurdalne,” — odparł, odwracając się, „pozwalasz, by twoja wyobraźnia wzięła górę. Dzień był za trudny.”
Ale jego reakcja mówiła wszystko. Następnego dnia, kiedy Mark poszedł do pracy, wzięłam kilka włosów z jego szczotki i wymaz z policzka Sema, podczas mycia zębów, twierdząc, że to test na próchnicę.
Czas oczekiwania na wyniki był torturą. Mark coraz bardziej oddalał się, spędzając czas w biurze, a ja coraz bardziej zbliżałam się do Sema. Po kilku dniach zaczął nazywać mnie „mamą”, a każde takie słowo ogrzewało moje serce, mimo że sytuacja była pełna niepewności.
Niedługo potem wyniki potwierdziły moje przypuszczenia — Mark był biologicznym ojcem Sema. Siedziałam przy kuchennym stole, patrząc na papier, podczas gdy radosny śmiech Sema dochodził z podwórka, gdzie bawił się w bańki.
„To się wydarzyło pewnej nocy,” — w końcu przyznał Mark, „byłem pijany na konferencji. Nie wiedziałem… nie myślałem, że to możliwe.” Wyciągnął do mnie rękę, jego twarz była pełna bólu. „Proszę, spróbujmy to naprawić. Obiecuję, że się zmienię.”
„Poczułeś strach, kiedy zobaczyłeś to znamie,” — odpowiedziałam zimnym głosem. „To dlatego się przestraszyłeś.”
„Przepraszam,” — wyszeptał, opadając na krzesło. „Kiedy zobaczyłem go w łazience, przypomnia