Po gorzkim małżeństwie napędzanym obsesją Marka na punkcie pieniędzy, Nikola niespodziewanie zgadza się oddać mu wszystko podczas rozwodu. Gdy on świętuje swoje „zwycięstwo”, ona w tajemnicy szykuje swój ostateczny ruch.
Wychodząc z kancelarii adwokackiej, zagrałam rolę kobiety rozczarowanej i przegranej. Ale gdy tylko drzwi windy się zamknęły, uśmiech wypłynął mi na twarz. W środku śmiałam się jak nigdy. Marek był przekonany, że wygrał, że zabrał mi wszystko. A ja? Ja już od tygodni byłam o kilka kroków przed nim.
Kilka tygodni wcześniej nasze małżeństwo ostatecznie się rozpadło. Kiedy Marek oznajmił, że chce rozwodu, byłam gotowa. Nie tylko psychicznie, ale i strategicznie. Pozwoliłam mu myśleć, że może zgarnąć wszystko — dom, samochód, oszczędności. Był tak pochłonięty myślą o triumfie, że nie zauważył najmniejszego szczegółu. Mojej cichej pułapki.
Na spotkaniu dotyczącym ugody rozwodowej Marek mówił z entuzjazmem, co chce sobie przywłaszczyć. Wypowiadał te słowa z szerokim, zadowolonym uśmiechem, pewien, że już wszystko wygrał. I wtedy ja zrobiłam coś, czego się nie spodziewał — zgodziłam się. Oddałam mu wszystko, prócz kilku prywatnych rzeczy. Patrzył na mnie z niedowierzaniem, myśląc, że właśnie miał najlepszy dzień swojego życia.
Ale to ja wygrałam.
Wsiadając do windy, napisałam do mamy krótką wiadomość:
„Wracam do domu, żeby się spakować. Zadzwonię, gdy będzie odpowiedni moment.”
Pakowanie poszło sprawnie — wzięłam tylko to, co naprawdę się liczyło. Z ulgą zamknęłam drzwi pustego domu, który już do mnie nie należał. Ale miałam plan.
Następnego ranka zadzwonił Marek. W jego głosie nie było już triumfu — była czysta furia.
— Co ty najlepszego zrobiłaś?! — ryczał do słuchawki.
— Dzień dobry, Marku. Coś się stało? — zapytałam słodko, dusząc śmiech.
— Doskonale wiesz, co się stało! Wchodzę do salonu, a tam… twoja matka! I mówi, że ten dom należy do niej!
Z uśmiechem przypomniałam mu o podpisanej przez niego umowie, która dawała mamie prawo do nieruchomości. Dokument, którego nawet nie przeczytał, bo był zbyt zajęty „wygrywaniem”.
Z tła usłyszałam głos mojej mamy, która z chłodną pewnością wytykała Markowi jego błędy, jego brak odpowiedzialności i manier. Stałam wtedy w kuchni nowego mieszkania, popijając kawę i ciesząc się pierwszymi chwilami wolności.
Marek był zbyt zajęty sobą, by zauważyć, że przez cały ten czas rozgrywałam swoją partię — cicho, spokojnie, ale skutecznie.
Czasem najlepszą zemstą jest uśmiech, gdy inni myślą, że cię złamali. A ty już jesteś o krok dalej. Wolna. Mądra. I silniejsza niż kiedykolwiek.