Dokąd się wybierasz? – zawołała z kuchni, spoglądając zaskoczona.

Advertisements

Kiedy odchodził, nie wiedział, że to on przegrywa

Advertisements

— Wojtku, a ty gdzie się wybierasz? — zapytała Zofia, wychylając się z kuchni. W rękach miała ścierkę, którą wycierała dłonie, a jej czoło lekko się zmarszczyło, gdy zobaczyła męża stojącego w korytarzu z walizką.

Wojciech Nowak, czterdzieści pięć lat, dyrektor operacyjny w dużej spółce budowlanej, właśnie podjął decyzję. Podczas gdy żona przygotowywała śniadanie, on po cichu pakował swoje rzeczy. Teraz stał przy drzwiach, w milczeniu, gotów zostawić za sobą całe dotychczasowe życie.

Advertisements

Zofia, jak co rano, krzątała się w kuchni. Zawsze wierzyła, że ciepły posiłek to coś więcej niż pożywienie — to gest troski, rytuał bliskości. Od lat opiekowała się domem, dziećmi, które dziś już były dorosłe. Nigdy nie narzekała, nie oczekiwała wdzięczności.

Wojciech patrzył na nią bez słowa. Miała na sobie zwykły fartuch, włosy spięte w niedbały kok, twarz trochę zmęczona, ale wciąż łagodna. Wiedział, że nie będzie łatwo, ale musiał to zrobić.

Od miesięcy był związany z Karoliną. Młodą, energiczną kobietą poznaną podczas firmowego wyjazdu. Miała w sobie coś dzikiego, świeżego. Nie przypominała mu Zofii. I właśnie dlatego go przyciągnęła.

„Mam dosyć tej codzienności. Dzieci już dorosłe, a ja utknąłem przy kobiecie, która żyje tylko wspomnieniami. Karolina jest przyszłością” — powtarzał sobie w myślach.

— Wyjeżdżasz służbowo? Nie powiedziałeś… Mogłam ci chociaż coś zapakować — powiedziała Zofia, podchodząc do niego z uśmiechem.

— Daj spokój z tymi kanapkami! — odburknął zniecierpliwiony. — To nie czasy, że muszę nosić ze sobą jedzenie w folii!

— Co się dzieje, Wojtku? — zapytała spokojnie, patrząc mu prosto w oczy. — Jesteś inny.

Przez chwilę się wahał. W gardle narastała gula. Ale wiedział, że to musi paść.

— Odchodzę. To koniec.

Nie drgnęła. Tylko skinęła głową i zapytała cicho:

— Do niej?

— Tak. Do kobiety, która nie spędza życia między zlewem a kuchenką. Do kogoś, kto potrafi żyć.

— Rozumiem. Życzę ci szczęścia — odparła łagodnie. Nawet się uśmiechnęła.

To zbiło go z tropu. Spodziewał się łez, krzyku, może szantażu emocjonalnego. A tu… spokój.

— Podzielimy mieszkanie — dodał, próbując odzyskać kontrolę nad sytuacją.

— Oczywiście. Zrobimy to legalnie. Sprawiedliwie.

— Myślałem, że będziesz walczyć. Że cię to złamie…

— Wojtku, nie pierwszy, nie ostatni. Miłość się kończy. Życie toczy się dalej.

— Powinnaś znaleźć pracę. Nie będę cię więcej utrzymywał.

— Nie muszę pracować — odpowiedziała spokojnie. — Wychodzę za mąż.

Zamarł.

— Za mąż? Ty?

— Tak. W moim wieku kobieta, która potrafi gotować i ma mieszkanie, to prawdziwy skarb. Wiesz, ilu mężczyzn pisze do mnie na portalu randkowym?

Wojciech poczuł dziwny ucisk w żołądku. Jak to możliwe? Czy naprawdę ktoś ją chce?

— Nie będę cię zatrzymywać — powiedziała jeszcze, sięgając po tusz do rzęs. — Karolina na pewno już czeka. Ja też mam dziś spotkanie. Kolacja we dwoje.

Wojciech spojrzał na walizkę. Nagle wydawała się zbyt ciężka.

— Zostawię to… mam pilne spotkanie. Wpadnę później — mruknął i wyszedł, zanim serce zaczęło bić mu zbyt głośno.

W biurze nie potrafił się skupić. Co, jeśli sąd przyzna jej więcej? Co, jeśli dzieci się odwrócą? A jeśli naprawdę ma kogoś?

Wieczorem zadzwoniła Karolina.

— Kochanie, gdzie jesteś? Mieliśmy wybrać zasłony! Musimy też wpłacić zaliczkę na Bali!

— Co jemy na kolację?

— Jesteśmy na detoksie! Możemy zamówić sushi, bez ryżu!

Odłożył telefon bez słowa. W kuchni Zofii czekały domowe pierogi.

I cisza, którą znał.

Tylko że teraz ta cisza już nie należała do niego.

Advertisements