TANIEC Z SUKNIĄ – NOWA OPOWIEŚĆ
— Wszystko w porządku, dziecko? — zapytał starszy mężczyzna, zatrzymując się obok Klary. Jego sylwetka przypominała bohatera z książek, które zaczytywała jeszcze w podstawówce — długi, czarny płaszcz, elegancki kapelusz i laska, której używał bardziej jak ozdoby niż podparcia. Często widywała go w parku — zawsze powolny, dystyngowany, jakby wyrwany z innego czasu.
— Tak, tylko… wpadło mi coś do oka — skłamała, przerywając cichy szloch.
Mężczyzna bez słowa wyciągnął haftowaną chusteczkę. Klara zawahała się, po czym ją przyjęła i wytarła łzy.
— Oddam wypraną.
Uśmiechnął się ciepło.
— Nie trzeba. Mam ich więcej, niż potrzeba jednemu starcowi. Może dasz się namówić na lody?
Klara spłonęła rumieńcem.
— Nie mam pieniędzy…
— Lucjan Malec — przedstawił się, uchylając kapelusza.
— Klara. — Wstała niepewnie, bez kapelusza, z tylko z książką w ręku.
— Jeśli dama zgadza się towarzyszyć, pan ma obowiązek zaprosić. Tak było kiedyś i tak powinno zostać.
Nie wiedziała, co ją bardziej zdziwiło — jego styl bycia, czy to, że ktoś pierwszy raz od dawna mówił do niej z szacunkiem.
Tamten dzień był koszmarem. Magda, królowa szkolnych korytarzy, znowu wzięła ją na cel. Wszystko zaczęło się na przerwie. Klasa ruszyła do stołówki, a Klara — jak zwykle — została na korytarzu z książką. Nie miała pieniędzy na obiad.
— Klareczka! — zawołała Magda. — Mam resztkę kotleta, chcesz? Może go powąchasz?
Śmiech rozniósł się echem po ścianach. Klara spuściła głowę. Gdy próbowała się odsunąć, potknęła się i rozerwała spodnie na kolanie. I tak już były ledwo trzymające się szwów. Wybuch śmiechu prawie zagłuszył dzwonek.
Uciekła do parku. To było jej jedyne miejsce ucieczki — przed głodem, hałasem i wrzaskami w domu. Gdy rodzice imprezowali z „przyjaciółmi”, park dawał jej chwilę ciszy. Właśnie tam zauważył ją Lucjan — najpierw książka, potem cicha obecność, potem to, jak bardzo dziewczyna przypominała mu kogoś… może siebie sprzed lat?
Usiedli razem przy ławce.
— Klara, pozwól, że dziś zjem w towarzystwie. Inaczej zgubię maniery — zażartował.
— Z przyjemnością — odpowiedziała, choć żołądek skręcał ją z głodu.
— Co się wydarzyło, że dziewczyna z książką płacze?
— Szkoła. Nic wielkiego.
— Która klasa?
— Ostatnia. Jeszcze dwa miesiące.
— A co dalej?
— Zobaczę, gdzie mnie przyjmą na stypendium. Marzę o medycynie… ale raczej wybiorę pielęgniarstwo. Muszę szybko zacząć pracować.
Lucjan milczał chwilę, a potem zmienił temat. O książkach mówiła chętnie. Pod koniec dnia powiedział:
— Mam coś, co ci się spodoba. Przyniosę jutro. Tylko przyjdź.
Przyszła. Spotykali się niemal codziennie. On przynosił książki, czasem coś do jedzenia. Wiedziała już, że mieszka sam, w dużym mieszkaniu z dawnych czasów. Żona zmarła, dzieci nie mieli. Lucjan powoli stawał się kimś więcej niż starszym panem z parku.
Jednego wieczoru tak się zaczytała, że nie zauważyła, jak zapadł zmrok. Zerwała się gwałtownie — musiała wracać. Matka nie znosiła, gdy wracała późno.
W mieszkaniu unosił się zapach alkoholu i zimnego oleju.
— Gdzie byłaś, gówniaro?! — zawarczała matka.
Klara nie odpowiedziała. Klaps, który padł chwilę później, był rutyną.
— Masz pół godziny na obiad! — ryknęła kobieta i wróciła do kuchni.
Makaron, olej, cisza. Klara płakała, jak zawsze — bezgłośnie.
Następnego dnia zakryła sińca pod okiem korektorem, ale nie zdołała ukryć wszystkiego. Magda nie przepuściła okazji.
— Co, Klarcia, twój dżentelmen cię uderzył? — zapytała z jadowitym uśmiechem. — A może to prezent od twojego taty?
Klara nie odpowiedziała. Wtedy Magda nachyliła się złośliwie:
— A sukienkę na studniówkę już masz? Pewnie ze śmietnika?
To wystarczyło. Klara odepchnęła ją i pobiegła, nie oglądając się. Nie zauważyła nawet, że Lucjan właśnie machał do niej spod starego dębu.
Ale jutro — wróci. I już wie, komu opowie wszystko. Może po raz pierwszy nie tylko ktoś ją usłyszy — ale też uwierzy.