Deszczowa lekcja pokory
Tego dnia niebo pękło nagle, bez ostrzeżenia. Ulica zalała się deszczem, jakby ktoś nagle odkręcił ogromny kran nad miastem. Starsza kobieta, bez parasola, przemokła do suchej nitki. Sukienka przylgnęła jej do ciała, a siwe włosy spływały w strugach po twarzy. Musiała znaleźć schronienie — cokolwiek, byle pod dachem.
Niedaleko majaczył szyld ekskluzywnej kawiarni. Elegancka, modna, z witrynami pełnymi ciast jak z żurnala. Tam uciekali celebryci, wpływowi ludzie, turyści z grubymi portfelami. Zmęczona i zziębnięta, kobieta podeszła do drzwi, ale zanim je otworzyła, zatrzymał ją portier.
— Przepraszam, proszę pani — powiedział z wymuszoną uprzejmością, zerkając na nią z góry — to lokal z rezerwacją. No i… z całym szacunkiem, ale wygląda pani, jakby pomyliła adres.
Jego wzrok mówił więcej niż słowa. Zmoczona staruszka nie pasowała do wnętrz w marmurach i kawy w filiżankach za kilkadziesiąt złotych.
— Chciałam tylko się ogrzać. Przeczekać ulewę. I coś zamówić — powiedziała cicho.
— Niestety — odparł i gestem wskazał, by się oddaliła.
Zdesperowana, poprosiła, by wezwał menedżera. Ten pojawił się po chwili. Miał idealnie skrojony garnitur i uśmiech bardziej chłodny niż deszcz, który nadal lał z nieba.
— Proszę pani, nie możemy pozwolić sobie na psucie atmosfery. Nasi goście nie po to tu przychodzą, by patrzeć na kogoś przemokniętego do kości. Jeśli pani pozwoli…
— Nie rozumie pan… ja tylko…
— Proszę odejść — uciął menedżer, którego plakietka głosiła imię: Simon.
Zawstydzona i zraniona kobieta odeszła w stronę dworca. Tego dnia nie znalazła schronienia — ani przed deszczem, ani przed ludzkim chłodem.
Następnego ranka Simon, jak zwykle punktualnie, pojawił się w pracy. Ale coś było inaczej. Właściciel, którego widywał rzadko, czekał już na niego w lokalu.
— Simon, dziś wielki dzień. Przyjeżdża do nas para potencjalnych inwestorów. To moi bliscy znajomi, poważnie zainteresowani kupnem kawiarni. Musimy pokazać się z najlepszej strony.
Simon od razu przejął dowodzenie. Kelnerzy krzątali się jak mrówki, stoły lśniły, a każde ciasto wyglądało jak z katalogu. Wieczorem właściciel z dumą podszedł do stolika gości.
— Pozwólcie, że przedstawię menedżera lokalu. Simon to filar tej kawiarni. Człowiek z klasą, ogromnym wyczuciem i sercem na dłoni.
Simon ukłonił się z uśmiechem, ale kiedy spojrzał na kobietę siedzącą przy stoliku, zamarł. To była ona. Kobieta z deszczowego dnia.
— Naprawdę ujmujący — powiedziała kobieta z lekkim uśmiechem. — Dokładnie taki, jak pan mówił.
Simon zbladł, ale nie powiedział nic. Linda — bo tak się przedstawiła — zwróciła się do właściciela:
— Podoba nam się tutaj. Lokal ma klimat. Bierzemy to miejsce.
Kilka dni później Linda i jej mąż stali się oficjalnymi właścicielami kawiarni. Od razu przystąpili do reorganizacji. Chcieli poznać pracowników, zrozumieć strukturę, poczuć tętno miejsca.
Kiedy Linda spotkała Simona na zapleczu, spojrzała mu prosto w oczy.
— Simon, przeanalizowaliśmy twoją postawę. Nie zapomniałam, jak mnie potraktowałeś tamtego dnia. Menedżer powinien umieć dostrzegać człowieka, nie tylko wygląd. Od dziś będziesz pracował jako kelner.
Wręczyła mu fartuch i tacę. Simon przełknął dumę. Nie chciał stracić pracy, więc przyjął karę w milczeniu.
Kilka dni później do lokalu weszła starsza kobieta. Wyglądała na zmęczoną i skromnie ubraną. Usiadła w kącie, zamówiła herbatę i kanapkę. Po posiłku, szukając czegoś w torebce, powiedziała z zakłopotaniem:
— Och… zapomniałam portfela. Bardzo przepraszam. Mogę pozmywać naczynia, odpracować…
Simon się uśmiechnął.
— Nie trzeba. Dziś ja za panią zapłacę.
— Dziękuję, młody człowieku — odpowiedziała z wdzięcznością.
— To nic wielkiego. Kilka dni temu ktoś podarował mi drugą szansę. Chcę robić to samo. Wierzę, że dobro wraca — odparł szczerze.
Kobieta przyjrzała mu się uważnie.
— Myślę, że jeszcze wrócisz na swoje dawne stanowisko.
Simon uniósł brwi. Skąd ona wie?
W tym momencie do stolika podeszła Linda.
— Ta pani jest moją przyjaciółką. Chciałam zobaczyć, czy czegoś się nauczyłeś. Cieszę się, że tak. Od dziś znów jesteś menedżerem — powiedziała, kładąc mu dłoń na ramieniu.
Simon nie potrafił ukryć wzruszenia.
Od tamtej pory pracował z nową energią. Wiedział, że zasady to nie tylko regulamin — to sposób, w jaki traktujesz drugiego człowieka. Kawiarnia stała się jeszcze bardziej popularna, a on… już nigdy nie spojrzał na nikogo „z góry”.