Zbliżało się już południe, kiedy Ilya w końcu udało się zadzwonić do swojej ukochanej żony:
– Jano, żyję, mam się dobrze. Wkrótce będę. Mieliśmy wypadek na kopalni, teraz wracamy na bazę.
– Dzięki Bogu, Ilyusha! Wiem, dzwoniłam do dyspozytora, opowiedział mi wszystko. Czekam na ciebie.
Ilya był mocno rozczarowany. Dziś ósmego marca, a dla Jany to nie tylko Dzień Kobiet, ale także jej urodziny. Wszystko miało się układać idealnie — zostały tylko dwie godziny do końca zmiany, wszystko było spokojne. A potem alarm — nagła akcja. Pożar w jednej z kopalni. Gasili ogień, ratowali ludzi. Na szczęście nikt nie zginął.
Ilya pracował w służbach ratowniczych. Wysoki, silny, z wielkim sercem. To właśnie za to Jana go pokochała.
Wyszedł na zewnątrz, a deszcz lał jak z cebra. Nie była to najlepsza pogoda na szukanie kwiatów w całym mieście. Oczywiście, żona nie kocha go za bukiety i prezenty, ale mimo wszystko… podwójne święto.
W ich małym górniczym miasteczku nie było zbyt wielu kwiaciarni, więc Ilya postanowił nie liczyć na tę niedaleko ich domu i udał się do centrum. Jednak jeden kiosk był już zamknięty, a w drugim zostały tylko róże w niezbyt atrakcyjnych kolorach. Zdecydował się pójść do swojego ulubionego sklepiku, mimo że tam pracowała dość nieprzyjemna Galina, właścicielka i sprzedawczyni w jednym.
Kiedy Ilya, przemoczony do suchej nitki, otworzył drzwi sklepu, Galina liczyła dzienny utarg.
– Dzień dobry! Z okazji święta!
– Dzięki – odpowiedziała zimno kobieta.
– Chciałbym kupić kwiaty.
– Wybieraj, wszystko masz przed sobą.
Ilya dokładnie obejrzał dostępne rośliny: te same róże, jeszcze gerbery…
– A pięknych tulipanów nie macie?
– Młody człowieku, ci, którzy chcieli kupić ładne tulipany, przyszli rano, a nie teraz, kiedy już się ściemnia.
– Tak się złożyło, że się spóźniłem. Zatrzymałem się w pracy.
– Wiem, jak to bywa. Wiem, z kim mężczyźni się spóźniają…
– Proszę, nie mów tak, to nie o mnie.
– Wszystkie faceci tacy sami… Jest jeden bukiet, który zrobiłam na zamówienie, ale nikt po niego nie przyszedł.
Prowadziła go do kolejnego pokoju, gdzie stały różne upominki. Na małym stoliku znajdował się wspaniały bukiet fioletowych i białych tulipanów z koronkowymi brzegami.
– Piękny! Ile kosztuje?
– Półtora tysiąca rubli.
Ilya poczuł się nieco zakłopotany, miał przy sobie tylko tysiąc. Nie chciał prosić o kredyt, więc postanowił wrócić po resztę pieniędzy. Wiedział, że Jana go już nie puści, dlatego postanowił wyjść.
– Tacy są teraz mężczyźni… Szukają kwiatów dla kobiet, a nie mają pieniędzy w portfelu.
– Proszę pani, to nie tak, że nie mam pieniędzy. Właśnie wróciłem z pracy, z wypadku w kopalni, ratowaliśmy ludzi. Pieniędzy mam, tylko trochę brakuje, – zaczął się nieco denerwować Ilya.
Wyszedł na deszcz, który lał jeszcze mocniej. Galina patrzyła za nim przez okno. Czuła się niezręcznie. Wiedziała od innych klientów, co stało się dziś rano na największej kopalni w mieście. „Więc ten chłopak uratował życie ludziom, teraz spieszy się do żony, szuka kwiatów, a ja go tak potraktowałam… Szczęściarz, ktoś na niego czeka. A ja zamknę sklep i pójdę do przyjaciółki, takiej samej samotnej. Spędzimy razem wieczór.”
W tym momencie Galina zobaczyła, że do Ilyi podeszła jakaś starsza kobieta i dosłownie pociągnęła go za rękaw w kierunku starego, dwupiętrowego domu naprzeciwko.
– Babciu, naprawdę nie mogę, bardzo się śpieszę.
– Synku, proszę cię, tylko ty mi możesz pomóc. To zajmie tylko dziesięć minut, proszę.
Podczas drogi starsza kobieta opowiedziała, że ktoś podrzucił do ich klatki dwa malutkie kotki. Poszła po mleko, żeby je nakarmić, a po powrocie już ich nie było. Wyszły i wdrapały się na drzewo, teraz nie mogą zejść i głośno miauczą.
– Nie mam kogo prosić. Sąsiedzi nie lubią, że karmię psy i koty. A teraz jeszcze noc. Nie zostawię ich na drzewie.
Dotarli na miejsce, gdzie kotki rzeczywiście głośno miauczały. Były małe, mokre, brudne… ale jedno było pewne, były ognisto rude. Ilya bez trudu wdrapał się na drzewo i zdjął kotki. Trzymał je w rękach i czuł, jak biją ich małe serduszka. Przestały miauczeć i patrzyły na niego wielkimi, niebieskimi oczami.
– Ależ one do siebie podobne.
– Z wyglądu nie odróżnisz, ale ten to chłopak, a ta dziewczynka. Zauważyłam to, jak je znalazłam.
– Może to brat i siostra?
– Może. Ktoś podniósł rękę, by je wyrzucić, a one takie słodkie. Rude kotki przynoszą szczęście.
– Rude kotki? Szczęście?
– Tak, to sprawdzona tradycja.
– Co teraz z nimi?
– Nie wiem, mam już cztery swoje zwierzęta. Wezmę je na razie, a jutro pójdę na targ, może ktoś je weźmie, żeby przyniosły szczęście.
– Dobrze, babciu, nie będziemy ich rozdzielać, jeśli to brat i siostra. Zabiorę je ze sobą, niech przyniosą szczęście.
Ilya wyobraził sobie, jak biedna staruszka chodzi po rynku, oferując kotki. A jeśli ich nie sprzeda, wróci do domu, a sąsiedzi znów będą ją krytykować.
– Synku, Bóg ci zapłać. Wciąż są dobrzy ludzie na świecie.
Kotki były bardzo ruchliwe, nie siedziały spokojnie, wdrapywały się Ilyi na szyję, potem na głowę. Ich pazurki były ostre, więc Ilya bał się, że porwą mu kurtkę. Zrozumiał, że nie da rady ich tak zanieść do domu. Wtedy przypomniał sobie, że w kwiaciarni jest dział z upominkami, tam, gdzie stał bukiet tulipanów. Może znajdzie jakąś kartonową pudełko?
Drzwi sklepu były otwarte, ale światło już gasło.
– Przepraszam, to znowu ja. Potrzebuję pomocy.
– Jeszcze minutę, a byś się spóźnił. Chciałeś bukiet?
– Nie. Szukam kartonowej pudełka.
Galina spojrzała na niego zdziwiona, włączyła światło. Ilya trzymał w rękach dwa małe, mokre kotki.
– Pomóż mi, proszę. Nie dam rady ich tak zanieść. Masz może jakieś pudełko po upominkach?
– O mój Boże, gdzie je znalazłeś?
– Ze drzewa je ściągnąłem. Babcia poprosiła. Nie dam rady ich tak zanieść.
– A, już rozumiem. Patrzyłam przez okno, gdzie cię ta staruszka zaciągnęła?
– To rude kotki, nie wolno ich wyrzucać, one przynoszą szczęście.
– Szczęście?
– Tak, taka tradycja.
Galina patrzyła na niego z niedowierzaniem. „Tacy ludzie… Zwykły chłopak, który nie może dotrzeć do ukochanej żony. A wszystko ratuje”. Dopiero teraz zauważyła, jak ma dobre serce… i jak silne ręce, które ściągają kotki z drzewa.
– Oczywiście, że znajdę pudełko.
Galina przyniosła kartonowy pudełko, zrobiła w nim otwory nożykiem, a potem zakleiła taśmą, żeby kotki nie uciekły.
– Dziękuję ci bardzo. I jeszcze raz, z okazji święta! Przepraszam za wszystko.
Ilya ruszył w stronę drzwi, chwycił klamkę, ale Galina zawołała za nim:
– Czekaj, młody człowieku. Jak masz na imię?
– Ilya.
– Zapomniałeś o kwiatach, Ilyusha.
– Nie, to…
– Nie zrozumiałeś mnie. Nie musisz płacić. Zabierz bukiet.
Galina podała mu bukiet fioletowo-białych tulipanów z koronkowymi brzegami.
– Nie mogę tego przyjąć. Mam tylko tysiąc rubli, resztę przyniosę jutro. Dobrze?
– Ja tak mogę. Bez „dobrze”. Nic nie musisz teraz oddawać ani przynosić jutro. To dla twojej żony. Ma szczęście, że ma takiego męża.
– Dziękuję!
Ilya ruszył w stronę domu. A Galina długo patrzyła za tym chłopakiem z dobrym sercem, bukietem tulipanów i pudełkiem pełnym szczęścia.
Ilya nie zadzwonił, tylko cichutko otworzył drzwi kluczem…