Teściowa wyważyła drzwi do naszego domu i wymieniła zamki, gdy byliśmy na służbie…
– Nie uwierzysz, kochanie, właśnie widziałam, jak twoja mama zasłaniała zasłony w naszej sypialni – Natalja chwyciła walizkę i zerknęła przez okna domu. – Nie żartuję, dosłownie przemykała tuż przede mną.
– To niemożliwe – Oleg zwolnił kroku, mrużąc oczy w świetle zachodzącego słońca. – Gdyby chciała przyjść, bylibyśmy o tym poinformowani. Poza tym nie ma kluczy.
Natalja i Oleg stanęli przy furtce swojego drewnianego domku. Sześć miesięcy służby na dalekiej północy zmieniło się w sześć miesięcy marzeń o powrocie do rodzinnego domu – marzyli, by przekroczyć próg, rzucić walizki na korytarz i opaść na kanapę, wdychając zapach swojego miejsca na świecie.
Jednak coś było nie tak. Na podwórku leżały deski, których wcześniej tam nie było. Zasłony w oknach wyglądały inaczej.
Oleg popchnął furtkę, która skrzypnęła długo i nienaturalnie – wcześniej zawiasy działały bezszelestnie.
– Mamo? – zawołał, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. – Jesteś w domu?
W drugim piętrze ukazała się znajoma sylwetka. Szwetłana Pietrowna, sześćdziesięciodwuletnia kobieta o charakterystycznej fryzurze, przypominającej woskową figurę, zmarszczyła czoło, patrząc na nowo przybyłych.
– Teraz wynoście się stąd! – nagle krzyknęła, a jej głos zabrzmiał niespodziewanie wysoko. – To mój dom! Nikt mnie tu nie zaprosił!
Natalja upuściła torbę, a Oleg zamarł, z lekko otwartymi ustami.
– Mamo?.. Co się dzieje?.. – podszedł kilka kroków w stronę domu. – Co tu się wyrabia?
– Nie było cię tu – krzyknęła kobieta, uderzając dłonią o parapet. – To znaczy, że odeszłaś na zawsze! Teraz ja tu mieszkam. Szwetłana Wiktorowna! Zapamiętaj to imię!
Oleg patrzył zaskoczony na swoją matkę. Kobieta w oknie z nieznanym wyrazem twarzy i gorączkowym błyskiem w oczach była jednocześnie jego mamą i zupełnie obcą osobą.
Natalja próbowała włożyć klucz do zamka wejściowych drzwi, ale nie pasował.
– Oleg… wymienili zamki – wyszeptała, a w jej głosie zabrzmiał prawdziwy strach.
– Galina! – zawołał Oleg do sąsiadki, która z zaciekawieniem obserwowała sytuację z ogrodu. – Co tu się dzieje? Wiesz coś?
Starsza kobieta, ubrana w wyblakły szlafrok, powoli podeszła do ogrodzenia.
– Nie chciałam się wtrącać w wasze sprawy – powiedziała cicho. – Szwetłana Pietrowna zmieniła się… Przyjechałam mniej więcej miesiąc po waszym wyjeździe. Z kilkoma osobami. Wybili drzwi – hałas było słychać w całej ulicy. Potem wymienili zamki.
– Co?! – Oleg pobladł. – Czemu nas nie powiadomiłaś? Czemu nie zadzwoniłaś na policję?
Galina zacisnęła usta.
– Kto wie, jakie ma tu interesy? Przecież to matka. Mówiła, że jej syn poprosił ją, by pilnowała domu. Myślałam, że to sprawa rodzinna. Nie lubię wtrącać się w cudze sprawy.
– Wynoś się! – znów krzyknęła Szwetłana Pietrowna z okna. – Wszystko pomalowałam na nowo! Teraz wszystko jest inne! Biało-czarne! Rozumiesz?! Tak jest!
Oleg usiadł powoli na schodach werandy, przesuwając dłonią po włosach.
– Natasa – powiedział cicho – zadzwoń po karetkę. Coś stało się z mamą.
Natalja sięgnęła po telefon, gdy nagle skrzypienie desek na werandzie przerwało ciszę.
Szwetłana Pietrowna pojawiła się za drzwiami niczym zjawa z przeszłości, ubrana w wyblakłą, niebieską sukienkę z drobnym wzorem.
Sukienka wisiała na niej jak na wieszaku, odsłaniając ostre obojczyki i niepokojącą kruchość.
– Mamo – Oleg podszedł do drzwi, kładąc dłoń na szybie. – To ja, Oleg. Nie poznajesz mnie? Powiedzieliśmy, że idziemy na służbę.
W jej oczach odbijało się zimne światło. Spojrzała na syna, jakby widziała wystawę, unikała spojrzenia, nie pozwoliła mu wejść. Kąciki ust drgnęły w niemal wymuszonym uśmiechu.
– Widzę, kim jesteś – powiedziała z nienaturalną klarownością. – Ale się mylisz, jeśli chodzi o mnie.
Szwetłana Pietrowna to skorupa, pusta muszla, którą się pozbyłam. Teraz jestem Szwetłaną Wiktorowną. To ja podejmuję decyzje. Kto sprząta?
Natalja objęła ramieniem męża i spojrzała z lękiem na teściową. Nagle uśmiechnęła się – dziwnie, niemal dziecinnie, co tylko dodało jej twarzy grozy.
– Chcesz wejść? – zapytała zupełnie innym tonem. – Możemy was wpuścić, jeśli jesteście gośćmi. O ile nie masz pretensji do mojego domu.
Szwetłana Pietrowna z zapałem przekręciła klucz w zamku. Dzwoniły klucze w jej drżących palcach, a Natalja nie mogła nie pomyśleć, że dom otwiera się tutaj jak skarbiec.
„Wszystko zrobiłam dobrze” – powiedziała teściowa, gdy zamek kliknął. – Wszystko ochroniłam. Wszystko uratowałam.
Oleg spojrzał na żonę – w jego oczach zamigotało milczące pytanie. Natalia lekko skinęła głową. Już dzwoniła po karetkę, cofnęła się o krok i zaczęła szeptać. Dyspozytor zapewnił, że ekipa zaraz będzie na miejscu.
– Jako goście możemy wejść, mamo – powiedział Oleg ostrożnie. – Zobaczmy, jak ci się udało tutaj wpasować.
Drzwi skrzypiały długo, a w nozdrza uderzył zapach farby, wosku i kwaśnej, nieprzyjemnej mieszanki.
Szwetłana Pietrowna weszła pierwsza, szerokim gestem zapraszając do środka.
– Witajcie w królestwie prawdy! – oznajmiła uroczyście.