— Ile jeszcze będziesz płakać? — Iwan zapiął elegancką walizkę i spojrzał na mnie z góry. Z pogardą.
Siedziałam na krawędzi łóżka, starając się powstrzymać łzy. Tylko nie przy nim.
— Lar, naprawdę — powiedział, zniecierpliwiony, wzruszając ramionami, — zachowujesz się jak dziecko. Nikt nie umarł. Po prostu nam się nie udało.
Nie udało się. Po pięciu latach małżeństwa. On odszedł do młodszej koleżanki, a ja zostałam z wynajmowanym mieszkaniem, pięcioletnią przerwą w karierze i pełnym poczuciem bezsensu.
— Wiesz, co ja widzę? — zapytałam spokojnie, patrząc na wracającego Iwana. — Widzę człowieka, który wraca tylko wtedy, kiedy ma problem.
— Zapłaciłem za wynajem do końca miesiąca — Iwan stał się nagle bardziej formalny. — A potem radź sobie sama.
— A co mam robić? — spojrzałam mu prosto w oczy. — Gdzie mam pójść?
On skrzywił się.
— Do mamusi w Saratowie, gdzieżby indziej? Albo myślisz, że ktoś przyjmie cię do pracy, domową panią w wieku 35 lat, z dziurą w CV? W Moskwie? Na serio, Larysa?
Milczałam. Co tu powiedzieć? Miał rację.
— A wiesz co? — ożywił się. — Zadzwoń do Maszy, przecież przyjaźniłyście się na studiach. Ona chyba pracuje w agencji rekrutacyjnej. Może chociaż na sprzątaczkę cię przyjmie.
Iwan odszedł tego samego wieczoru. Zostawił klucze, powiedział, że po rzeczy przyjdzie później, i zniknął. A ja przez godzinę siedziałam w osłupieniu, myśląc tylko jedno: co teraz?
— Potrzebujemy kogoś z doświadczeniem w sprzedaży — dziewczyna w garniturze patrzyła na moje CV, niezainteresowana. — Ma pani przerwę w karierze… pięć lat. Czym się pani zajmowała przez ten czas?
— Byłam panią domu — powiedziałam to prawie szeptem.
— Rozumiem — odłożyła kartkę na bok. — Skontaktujemy się z panią.
Nikt się nie odezwał. Ani po pierwszej rozmowie, ani po dziesiątej. Kończył się miesiąc, pieniądze topniały, a razem z nimi — nadzieja.
— Larysa, co ci się stało? — zapytała sąsiadka Nina, gdy spotkała mnie przy wejściu. — Coś się wydarzyło?
Nie wiem, dlaczego zaczęłam płakać tam, na ławce. Pewnie po prostu zabrakło mi sił, by się trzymać. Nina słuchała w milczeniu, czasem kiwając głową.
— Masz wykształcenie, znasz angielski, a się załamałaś przez jakiegoś idiotę — podsumowała, gdy wypłakałam się jej w ramionach. — Wiesz co? Chodź do mnie.
W mieszkaniu Niny pachniało cynamonem i wanilią. Zaparzyła herbatę, a potem wyjęła ciasteczka.
— A ty w ogóle umiesz coś zrobić? Oprócz płakania, oczywiście — zapytała z uśmiechem. — Szyć, haftować, gotować?
Zastanowiłam się. Przed ślubem zajmowałam się robieniem biżuterii. Sploty z koralików, używałam kamieni naturalnych. Nawet znajomi zamawiali u mnie biżuterię. Ale potem Iwan nazwał to „dziecinnymi ozdóbkami” i „głupią zabawą” i powoli porzuciłam to zajęcie.
— Robiłam kiedyś biżuterię…
— Biżuterię? — Nina ożywiła się. — Pokażesz?
W domu znalazłam starą szkatułkę, schowaną głęboko w szafie. Naszyjniki, kolczyki, bransoletki — rzeczy, które kiedyś sprawiały mi radość.
— O wow! — Nina obracała w rękach kolczyki z jaspisu. — Słuchaj, to jest świetne! Wiesz, że mam sklep z artykułami do rękodzieła? Może spróbujemy wystawić twoje prace tam? I przy okazji potrzebuję pomocnicy. Grafik elastyczny, płaca nie za wysoka, ale na początek…
To był ratunek. Chwyciłam się tej okazji całym sercem.
Mały sklepik Niny w centrum handlowym na obrzeżach Moskwy stał się moim drugim domem. Rano stałam za ladą, a wieczorami robiłam biżuterię. Ku mojemu zdziwieniu, zaczęła się sprzedawać.
— A mówiłam! — Nina uśmiechała się szeroko. — Te twoje kolczyki z jaspisu zniknęły w pierwszy dzień! Zrób więcej takich.
Robiłam je. Przypomniałam sobie stare umiejętności, uczyłam się nowych. Oglądałam tutoriale w internecie, eksperymentowałam z materiałami.
Po trzech miesiącach miałam wystarczająco pieniędzy, by wynająć pokój w komunie niedaleko sklepu. Po kolejnych dwóch miesiącach stałam się rozpoznawalna. Klienci nie przychodzili już tylko po koraliki, ale po „prace Larysy”.
— Musisz otworzyć własny sklep — powiedziała pewnego dnia Nina. — Masz prawdziwy talent.
— Nie wiem… — odpowiedziałam, machając ręką. — Żeby otworzyć sklep, trzeba mieć pieniądze, doświadczenie…
— A ja, myślisz, zaczynałam z doświadczeniem? — Nina zaśmiała się. — Po rozwodzie myłam podłogi! A potem podjęłam ryzyko. Bałam się? Strasznie! Ale pomyślałam, że teraz albo nigdy.
Te słowa nie dawały mi spokoju. Tydzień później założyłam własną działalność gospodarczą.
Mój pierwszy sklep był malutki — zaledwie sześć metrów kwadratowych w tym samym centrum handlowym, gdzie pracowała Nina. Ale to było MOJE miejsce. Nazwałam go po prostu „Larysa”.
Teraz nie tylko tworzyłam biżuterię, ale także nauczyłam się pracy z skórą. Moje portfele, paski i torby sprzedawały się równie dobrze, jak biżuteria. Moja reputacja rosła. Klienci przychodzili z polecenia, ktoś znajdował mnie przez Instagram, który założyłam na sugestię Niny.
Po dwóch latach przeprowadziłam się do większego lokalu, wynajęłam asystentkę. A po roku otworzyłam drugi sklep — w centrum handlowym w jednym z sypialnych rejonów.
W dniu moich 38. urodzin podpisałam umowę na wynajem lokalu w centrum Moskwy. Trzeci sklep — przestronny, jasny, z oddzielną pracownią. Wieczorem zebrałam przyjaciół i pracowników w restauracji.
— Za ciebie! — Nina uniosła kieliszek. — Za to, że pokazałaś, że wszystko jest możliwe.
I właśnie wtedy go zobaczyłam. Iwan stał przy drzwiach, niepewnie stąpając z nogi na nogę. Trochę postarzały, z cieniami pod oczami, ale wciąż schludny i zadbany.
— Muszę wyjść — powiedziałam do przyjaciółki i ruszyłam w stronę wyjścia.
— Cześć — Iwan próbował się uśmiechnąć. — Wyglądasz świetnie.
— Dziękuję — skrzyżowałam ręce na piersi. — Czego chcesz?
— Chciałem ci pogratulować. Z okazji urodzin i sukcesu. Widziałem artykuł o tobie w internecie. Imponujące.
Milczałam, wpatrując się w niego. Drogi garnitur był za duży, jakby schudł. W oczach miał zmęczenie.
— Jesteś teraz sama? — przeszedł do sedna.
— A to ma znaczenie?
— Dla mnie tak — Iwan zrobił krok w moją stronę. — Larysa, popełniłem ogromny błąd. Rozwiodłem się z Aleną. Ona… zabrała prawie wszystko.
Poczułam, jak wzbiera we mnie gorzka satysfakcja.
— Przykro mi — powiedziałam, nie czując ani grama żalu.
— Myślałem… może spróbujemy jeszcze raz? — jego głos drżał. — Lar, byłem głupi. Bardzo głupi. Nie doceniałem tego, co miałem. Teraz widzę, jaka jesteś… niesamowita.
Trzy lata temu te słowa sprawiłyby, że moje serce zabiłoby szybciej. Ale teraz…
— Wiesz, co ja widzę? — zapytałam spokojnie. — Widzę człowieka, który wraca tylko wtedy, kiedy jest źle. Który myśli, że czekam na niego.
— Lar, to nie o to chodzi — Iwan pokręcił głową. — Dopiero teraz widzę, jaka jesteś… silna.
— Zawsze taka byłam — przerwałam mu. — Tylko wtedy ani ty, ani ja o tym nie wiedzieliśmy.
Zatrzymałam się i dodałam:
— A teraz, przepraszam, mam gości.
— Lar — jego głos zabrzmiał desperacko — naprawdę potrzebuję pomocy. Jestem na dnie. Całkowicie. Ale obiecuję, że oddam.
Zatrzymałam się. W tym momencie mogłam zrobić różne rzeczy. Zranić go. Albo po prostu odejść. Ale wybrałam coś innego.
— Mój biuro jest na Tverskiej — odwróciłam się i spojrzałam mu w oczy. — Przyjdź jutro o jedenastej.
Następnego dnia Iwan siedział w moim przestronnym biurze, nerwowo kręcąc filiżankę kawy.
— Mogę ci zaoferować pracę — powiedziałam, przeglądając dokumenty. — Szukamy menedżera do nowego sklepu. Grafik od 10 do 19, pensja na początek 40 tysięcy.
Iwan zamarł z filiżanką na pół drogi do ust.
— Pracę? — zapytał. — Ale myślałem…
— Że po prostu dam ci pieniądze? — spojrzałam na niego. — To nie pomoże. Musisz stanąć na nogi. Udowodnić sobie, że możesz. Zacząć od nowa.
Odłożył filiżankę i powoli powiedział:
— Nigdy nie pracowałem w sklepie. W sprzedaży.
— Ja też nie — wzruszyłam ramionami. — Do pewnego momentu.
Patrzyliśmy na siebie przez stół. On — zagubiony, z nadzieją na łatwe wybawienie, która runęła. Ja — spokojna, pewna siebie i swoich decyzji.
— Wiesz co, chyba pójdę — Iwan wstał. — Dziękuję za kawę, ale… to nie dla mnie.
— Jak chcesz — kiwnęłam głową. — Ale jeśli zmienisz zdanie — oferta wciąż aktualna.
Gdy za nim zamknęły się drzwi, podeszłam do okna. Słońce oświetlało moskiewskie ulice. Ludzie spieszyli do swoich spraw. A ja pomyślałam, jak dziwnie układa się życie. Czasem wyrzuca nas na brzeg — zmarnowanych, przemoczonych, nieszczęśliwych. Ale to właśnie tam odnajdujemy skarby, o których nawet nie marzyliśmy.
Iwan nie wrócił. Ani następnego dnia, ani po tygodniu. I cieszyłam się z tego. Bo to znaczyło, że zamknęłam tamten rozdział życia. Zostawiłam za sobą człowieka, który wątpił we mnie. Który myślał, że nie dam sobie rady bez niego.
I miał rację… nie dałam sobie rady. Ale to ja dokonałam tej zmiany.