Ten dzień przyniósł wyjątkowo błękitne niebo. Julia stała na progu nowiutkiego domu, nerwowo poprawiając włosy. Przez ostatnie sześć lat wielokrotnie wyobrażała sobie ten moment. Ile przeszkód pokonali, jak wiele poświęcili, aby wreszcie znaleźć się tutaj – tuż przed własnym domem, który powstał kawałek po kawałku.
„Spokojniej, proszę” – od tyłu objął Julię Anton. „Będą zachwyceni, zobaczysz.”
Choć Julia skinęła głową, wciąż czuła narastające napięcie. Przez te wszystkie lata odłożyli wiele, by ziścić marzenie. Teraz nadszedł czas, aby zaprezentować efekty bliskim.
Sześć lat temu babcia Julii podarowała im nieduży, sześciarolowy kawałek ziemi na przedmieściach. Młode małżeństwo czuło euforię. Mały, lecz ich własny kawałek ziemi – idealne miejsce na przyszły dom.
„Wyobrażasz to sobie, Antosiu? Tu stanie nasz dom!” – entuzjastycznie mówiła Julia, malując w wyobraźni przytulne pokoje, przestronną kuchnię i panorama okien.
Anton dodawał otuchy, choć wiedział, jak wiele czeka ich pracy. Brakowało środków na budowę, więc musieli oszczędzać każdą złotówkę.
Przez pierwsze dwa lata tylko zbierali pieniądze.
Julia podejmowała dodatkowe zlecenia jako projektantka wnętrz, a wieczorami pracowała zdalnie.
Anton przyjmował nocne zmiany i dodatkowe prace.
W czasie urlopu porządkowali teren, usuwając stare drzewa i planując układ domu.
Znajomi zapraszali ich na koncerty, wyjazdy i kolacje, lecz między słowami zawsze odmawiali. „Następnym razem na pewno” – tak mówili, chociaż odkładali każde pieniądze na materiały budowlane.
Gdy uzbierali pierwszy kapitał, ruszyli z budową. Postępowali systematycznie i bez pośpiechu. Fundament, ściany parteru, stropy – każdy etap był skrupulatnie planowany.
Wieczory Julia spędzała nad planami, wybierając materiały i konsultując się z kierownikami budowy. Często przyjeżdżała na budowę w przerwie obiadowej, żeby kontrolować postęp prac. W weekendy Anton woził materiały starym ciężarowym samochodem swojego ojca, oszczędzając na transporcie.
Bywało różnie. Kiedyś dostarczyli niewłaściwą płytkę, co zmusiło Julię do trzygodzinnych dyskusji ze sprzedawcą. Innym razem kierownicy budowy zniknęli na cały tydzień, zatrzymując prace. Kilkakrotnie zabrakło funduszy, zmuszając ich do przerwy w budowie.
Mimo trudności nie poddawali się. Dzień po dniu, cegła po cegle ich marzenie nabierało kształtu. Dwupiętrowy budynek, cztery pomieszczenia, kuchnia z wyspą i ciepła podłoga. Największą dumą Julii były panoramiczne okna w salonie, rozciągające się na ogród.
Anton samodzielnie wykonał zadaszenie nad wejściem. Po tygodniu studiowania instrukcji i trzech dniach pracy udało mu się stworzyć coś, co przerosło oczekiwania.
„Patrz, chyba nie z tej ręki rosnę!” – żartował, prezentując żonie efekt.
„Zawsze wiedziałam, że potrafisz wszystko” – uśmiechała się Julia z dumą.
Budowa dobiegła końca. Dom był piękny, nowoczesny i przestronny. Meble ustawione, firanki zawieszone, sprzęt podłączony. Najwyższy czas zaprosić rodzinę i pokazać im swoje dzieło.
Julia obawiała się spotkania z teściową, Iriną Pietrowną – kobietą o silnym charakterze. Była księgową, całe życie pracowała za niewielką pensję i mieszkała sama w małym jednopokojowym mieszkaniu odziedziczonym po rodzicach. Traktowała Julię z dystansem, nie okazywała serdeczności. „Nie wiadomo, jak dalej potoczy się ich los” – mawiała znajomym o małżeństwie syna.
„Przyjedzie pierwsza, chce się spokojnie rozejrzeć” – poinformował Anton rano dnia, w którym przyjęli gości.
Julia skinęła głową. W sercu czuła ścisk. To właśnie zdanie Iriny Pietrownej było dla niej ważne, choć nigdy nie przyznałaby się do tego na głos.
„Pamiętaj, pokaż jej panoramiczne okna” – przypomniał Anton. „Przecież zawsze marzyła o dużych oknach, żeby było jasno.”
Julia zaplanowała, aby to właśnie ten element zaprezentować jako pierwszy, mając nadzieję, że zmieni to nastawienie teściowej.
O dwunastej przyjechała limuzyna teściowej. Irina Pietrowna wysiadła, trzymając w rękach bukiet róż i termos.
„Przyniosłam herbatę” – wyjaśniła zamiast powitania. „W nowych miejscach zawsze chce się pić, a wy pewnie jeszcze nie rozpakowaliście czajnika.”
Julia chciała powiedzieć, że czajnik stoi na miejscu, a ona specjalne upiekła ciasto na przyjazd gości, ale przemilczała. Nie chciała zaczynać dnia od sprzeczki.
„Dzień dobry, mamo” – podszedł Anton, obejmując teściową. Ta z zastrzeżeniem poklepała go po plecach.
„No to pokażcie, co tu macie” – powiedziała, oceniając fasadę domu przenikliwym wzrokiem.
Ruszyła zwiedzanie. Julia oprowadzała teściową, starając się nie zdradzić zachwytu. Oto przedpokój z dużym lustrem i wygodną ławeczką, tu kuchnia z wyspą, gdzie można wspólnie gotować i jadać, a tam salon z panoramicznymi oknami na ogród.
„Zobacz, ile światła, pani Irino” – rozsunęła lekkie firanki – „Latem będzie można czuć się jak w ogrodzie.”
Teściowa przytaknęła, ale milczała. Jej wzrok zatrzymał się na nowych meblach, dekoracyjnych poduszkach i lampach o nietypowym kształcie.
Pojechali na górę. Sypialnia, gabinet, garderoba i jeszcze jeden pokój – pusty na razie.
„A co to będzie?” – zapytała Irina Pietrowna zaglądając do nieużywanego pokoju.
„Pokój dziecięcy” – odparł Anton, a Julia spojrzała na niego z wdzięcznością. Umówili się wcześniej, by nie zdradzać planów za wcześnie, ale i ich nie ukrywać.
„Pokój dziecięcy?” – teściowa zwróciła się do synowej. „Jesteś w ciąży?”
„Nie, jeszcze nie” – zawahała się Julia. „Ale planujemy. Może za rok…”
Irina Pietrowna milczała, zaciskając usta. Poszła w stronę schodów.
„Ten daszek nad wejściem zrobiłem sam” – z dumą oznajmił Anton podczas schodzenia. „Zobacz, mamo, jak to wyszło!”
„Widzę” – odpowiedziała sucho teściowa.
Zeszli na parter. Julia zauważyła zmianę wyrazu twarzy teściowej. Cały czas podczas zwiedzania coś w niej się kotłowało – może jakaś ciężka myśl albo emocja. Stojąc u stóp schodów i patrząc na przestronny przedpokój z elegancką wieszaką, Irina Pietrowna nie wytrzymała.
„Jestem matką! Dlaczego ja mam jednopokojowe, a ona pałac?!” – krzyknęła z rozpaczą, spoglądając na syna.
Julia zamarła. Anton zmieszany mrugał oczami, nie wiedząc, jak zareagować na wybuch emocji.
„Mamo, o co ci chodzi?” – w końcu zapytał, podchodząc.
„Sześć lat! Sześć lat budowaliście ten… ten pałac!” – Irina Pietrowna wskazała ręką na dom. „A ja całe życie w jednopokojowym mieszkaniu. Przez całe życie oszczędzałam na wszystko, żeby cię wychować i wykształcić. I gdzie jest wdzięczność? Wy tutaj się marnotrawicie, a ja siedzę w swojej klitce!”
„Pani Irino, my…” – zaczęła Julia, ale przerwała jej teściowa.
„Milcz!” – ostro rzuciła. „Nie do ciebie mówię! Ty osiągnęłaś swoje, uwiodłaś mojego syna, zmusiłaś go do harówki na działkę i dom.”
„Mamo!” – podniósł głos Anton. „Przestań natychmiast! To nasz wspólny dom. Oboje pracowaliśmy i wkładaliśmy w to serce.”
„Wspólny?” – teściowa drwiąco się uśmiechnęła. „A czyja to działka? Babci twojej żony! A więc jak co, to dom zostanie jej!”
Julia poczuła ucisk w gardle. Jej najgorsze obawy właśnie się spełniły. Teściowa nie doceniła ich wysiłków i nie cieszyła się z sukcesu. Zamiast tego rozliczała wkład, patrzyła na dom jak na przedmiot sporu.
„Ten dom budowaliśmy dla rodziny” – cicho powiedziała Julia. „Dla nas i przyszłych dzieci. Chcieliśmy, byście też mogli nas odwiedzać i czuli się u nas swobodnie.”
„Oczywiście!” – oburzyła się teściowa machając rękami. „Przyjeżdżajcie i patrzcie na nasze luksusy! A sami ciągle marzniecie w waszych klitkach.”
„Mamo, proponowałem ci sprzedaż twojego mieszkania i kupno większego” – przypomniał Anton. „Ale ty odmówiłaś.”
„Myślałam, że zaproponujesz przeprowadzkę do was!”
Zapanowała cisza. Julia i Anton wymienili zaskoczone spojrzenia. Nie spodziewali się takiego obrotu sprawy.
„Chcesz z nami mieszkać?” – zapytał ostrożnie Anton.
Irina Pietrowna nie odpowiedziała bezpośrednio. Rozejrzała się po przestronnym holu, oknach i nowych meblach.
„Cztery pokoje dla dwojga – to nie za dużo? Ja mam jedno pokoik.”
Julia poczuła, jak świat się rozpada. Wszystkie lata ciężkiej pracy, poświęcenia i wyrzeczeń tworzyły ich własne miejsce – ich twierdzę. A tu teściowa właściwie proponuje zamieszkać z nimi na stałe.
„Mamo, porozmawiajmy o tym później” – Antoni próbował załagodzić sytuację. „Zaraz przyjadą moi rodzice, ciocia Swieta z wujkiem Miszą. Świętujmy nasze wprowadzenie, a potem spokojnie wszystko wyjaśnimy.”
Teściowa milczała, rzuciła na synową ciężkie spojrzenie, które przyprawiło Julię o dreszcze.
Drzwi się otworzyły – przybyli rodzice Julii, następnie inni krewni. Zaczęła się uroczystość, goście zachwycali się domem i gratulowali młodej parze. Jednak Julia nie mogła się zrelaksować. Obraz teściowej i jej słowa ciągle krążyły w myślach.
“Jestem matką! Dlaczego ja mam jednopokojowe, a ona pałac?!”
Gdy wszyscy usiedli przy stole i zaczęli wznosić toasty, Irina Pietrowna niespodziewanie wstała z kieliszkiem w ręku.
„Chciałabym coś powiedzieć” – rozpoczęła, a w pomieszczeniu zapadła cisza. „Jestem dumna z mojego syna. To prawdziwy mężczyzna, który potrafił zbudować tak piękny dom. Wierzę, że znajdzie się w nim miejsce dla wszystkich, którzy są bliscy tej młodej rodzinie” – spojrzała wymownie na Julię – „zwłaszcza dla tych, którzy latami poświęcali się dla dobra swoich dzieci.”
Julia zamarła, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Pod stołem chwyciła rękę Antona, ściskając ją mocno.
W powietrzu wisiała napięta cisza. Goście wymieniali niezręczne spojrzenia, nie wiedząc, jak zareagować na słowa Iriny Pietrownej. Rodzice Julii uśmiechali się nienaturalnie, wyraźnie zdezorientowani. Ciocia Swieta nerwowo poprawiła kołnierzyk, a wujek Misza udawał, że z zainteresowaniem przygląda się sufitowi.
Julia patrzyła na teściową z niedowierzaniem. Czy naprawdę robi to na ich wprowadzinach, przy wszystkich? Po latach poświęceń, wyrzeczeń i nerwów, które włożyła w ten dom, teściowa bierze to na własność?
Anton spuścił wzrok: „Mamo, po co to wszystko…” – w jego głosie pobrzmiewała mieszanka wstydu i zakłopotania.
„Co w tym złego powiedziałam?” – teatralnie rozłożyła ręce Irina Pietrowna. „Prawda. To ja cię urodziłam, wychowałam i karmiłam. A teraz ona żyje jak królowa, a ja śpię na kuchni!”
Ostatnie słowa niemal wykrzyczała, machając ręką w stronę Julii. Goście byli całkowicie zdezorientowani. Mama Julii nieśmiało się zakaszlała, a ojciec zmarszczył brwi, gotów bronić córki.
Julia poczuła, że coś w niej pęka. Sześć lat starała się być dobrą synową, znosić chłód i niedomówienia ze strony teściowej. Pracowała na granicy wytrzymałości, tworząc dom własnymi rękami. Teraz, gdy efekty ich pracy wreszcie są widoczne, teściowa próbuje je zawłaszczyć? Nie, tego Julia nie mogła dopuścić.
Bez słowa wstała od stołu i wyszła na werandę. Chłodne powietrze pomogło jej się uspokoić. Wzięła głęboki oddech, zbierając siły. Trzeba było odpowiedzieć teściowej, nie wywołując awantury, nie psując święta.
Po powrocie wszystkie spojrzenia zwróciły się na Julię. Irina Pietrowna wyglądała na pewną siebie, jakby wiedziała, że synowa ucieknie bez kontrataku.
Julia uśmiechnęła się – spokojnie i z lekkim pobłażaniem.
„Chce pani zamienić się miejscami? Jestem gotowa, ale proszę dopłacić różnicę – około dziesięciu milionów” – rzekła spokojnie, spoglądając prosto w oczy teściowej.
Irina Pietrowna zbledła, ewidentnie nie spodziewając się takiej riposty.
„Żartujesz? Przecież nie jestem obca!” – z oburzeniem wydusiła z siebie.
„Ja też nie jestem głupia” – skinęła głową Julia, zachowując opanowanie. „Przez sześć lat robiliśmy wszystko sami, nie na czyjś koszt.”
Julia wróciła na miejsce przy stole, usiadła obok Antona. Mąż spojrzał na nią z wdzięcznością i dumą – znalazła idealną odpowiedź.
„Cieszymy się, że wszyscy mogli tu dzisiaj przyjechać” – głośno powiedział Anton, starając się rozładować napięcie. „To dla nas bardzo ważny dzień. Wreszcie możemy zaprosić rodzinę do naszego domu, zbudowanego własnymi rękami.”
„To prawda!” – podniósł toast ojciec Julii. „Na nowy dom! Niech zawsze będzie w nim ciepło i przytulnie.”
Goście z ulgą wypili toast. Rozmowy powróciły do normalności – omawiali rozkład, chwalili wystrój, pytali o szczegóły budowy. Jedynie Irina Pietrowna siedziała ponura, rzucając Julii nieprzychylne spojrzenia.
Po kolacji wszyscy wyszli na zewnątrz, by obejrzeć ogród. Anton z dumą pokazywał miejsce na grill, planowany plac zabaw i przyszłe drzewa owocowe.
„To po prostu magiczne miejsce” – zachwycała się ciocia Swieta, rozglądając się po podwórku. „A przecież sześć lat temu był tu tylko pusty teren.”
„Tak, dużo pracy włożyliśmy w ten dom” – potwierdziła Julia. „Ale było warto.”
Teściowa stała trochę na uboczu, nie angażując się w rozmowę. Gdy robiło się coraz ciemniej, podeszła do syna i sucho powiedziała:
„Myślę, że już pojadę, jest późno.”
„Mamo, może zostaniesz? Mamy wolny pokój” – zaproponował Anton.
Julia natychmiast zrobiła się napięta. Po tym, co się wydarzyło, propozycja męża wydawała się nie na miejscu. Ku jej zdumieniu, teściowa jednak pokręciła głową.
„Nie, pojadę do domu. Tutaj jest za… przestronnie dla mnie.”
Pożegnała się ze wszystkimi uprzejmie, choć chłodno. Nie przytuliła się nawet do synowej – tylko skinęła głową. Odsunęła się na bok, powiedziała coś synowi na ucho i odeszła do samochodu.
Anton odprowadził matkę, pomógł jej wejść do auta i jeszcze chwilę stał, patrząc za odjeżdżającym pojazdem. Po jej wyjeździe Julia podeszła do męża i cicho zapytała:
„Co ci powiedziała?”
Anton westchnął, obejmując ją ramieniem:
„Że twoja babcia mogłaby podarować działkę nie tylko tobie, lecz prawnie nam obojgu.”
„Ale przecież dom jest zarejestrowany na nas dwoje” – zdziwiła się Julia.
„Tak, ale mama jakby nie ufa tobie. Przepraszam ją, jest z innej epoki. Dla niej majątek to zawsze symbol statusu i władzy.”
Julia kiwnęła głową, rozumiejąc teściową częściowo. Wychowała się w trudnych czasach, gdy posiadanie mieszkania lub samochodu było prawdziwym sukcesem. Nie dawało to jednak prawa do roszczeń wobec czyjejś pracy.
Goście opuścili dom późno w nocy. Zmęczeni, lecz zadowoleni, Julia i Anton zostali sami w swoim nowym domu.
„Dobra robota” – powiedział Anton, przytulając żonę. „Bałem się, że się rozczarujesz albo załamiesz, gdy mama zaczęła z tym…”
„Prawie się załamałam” – przyznała Julia – „Ale potem pomyślałam: tyle włożyliśmy pracy, żeby pozwolić komuś to zniszczyć. Nawet twojej mamie.”
„Po prostu ona nigdy nie miała czegoś takiego” – próbował tłumaczyć Anton. „Trochę jej przykro.”
„Rozumiem” – skinęła Julia. „Ale nie znaczy to, że mamy czuć się winni za to, co sami wypracowaliśmy. Przez te lata uczciwie pracowaliśmy.”
Anton milczał długo, wpatrzony w zaśniegający ogród.
„Myślę, że już więcej nie podniesie tego tematu” – w końcu powiedział. „Dzisiaj naprawdę ją postawiłaś na swoim. Odpowiedziałaś godnie.”
„Nie chciałam jej zranić” – westchnęła Julia. „Chciałam tylko bronić naszego domu. Tego, co stworzyliśmy razem.”
Leżąc w nowej sypialni, w domu zbudowanym własnymi rękami, Julia rozmyślała o wydarzeniach. Było jej trochę smutno z powodu reakcji teściowej. Marzyła, by Irina Pietrowna cieszyła się autentycznie razem z nimi, a nie próbowała rościć sobie prawa do ich wysiłku.
Jednak czuła również dumę – z domu, męża i siebie samej. Za to, że nie uciekła, nie pozwoliła niczym zdewaluować ich sześciu lat pracy. Czasem obrona swojej pracy to jednocześnie ochrona własnej godności.
Odwróciła się do Antona, który już powoli zasypiał.
„Wiesz, ja naprawdę chcę, żeby twoja mama miała też dobre mieszkanie” – powiedziała cicho. „Może pomożemy jej sprzedać jednopokojowe i kupić coś wygodniejszego? Tylko nie tutaj” – szybko dodała, widząc possible pomysł męża. „Niech będzie jej własne, a my mamy swoje.”
Anton uśmiechnął się sennie i przyciągnął ją do siebie.
„Dlatego cię kocham – potrafisz się bronić, a zarazem nie żywisz urazy.”
Za oknem szumiał liściasty wiatr. Ich dom – własnoręcznie zbudowana przystań – chronił młodą rodzinę przed przeciwnościami losu. Miejsce, które powstało cegła po cegle, z miłością i nadzieją na przyszłość. I choć nie wszyscy potrafią cieszyć się czyimś szczęściem, Julia zdecydowała, że nie pozwoli nikomu odebrać lub umniejszyć tego, co z tak trudnym wysiłkiem stworzyli razem.