— A ty niczego nie przygotowałaś?! — wybuchł Valerii, wchodząc do kuchni z impetem.
Kira nawet nie zdążyła zdjąć płaszcza. W torbach miała jeszcze zakupy, a w głowie echo spotkania z klientem.
— Valerii, mówiłeś, że goście przychodzą w sobotę.
— Nie w sobotę! Dzisiaj! Za dwie godziny! Ty naprawdę mnie nie słuchasz!
Patrzyła na niego bez słowa. W jego oczach paliła się mieszanka paniki i złości — ta sama, którą widziała już wcześniej, kiedy coś wymykało mu się spod kontroli.
— Dobrze, — powiedziała po chwili. — Zaraz coś przygotuję.
Ale w środku czuła się jak ktoś, kto właśnie przestąpił granicę — cienką jak nóż.
Godzinę później dom tętnił odgłosami rozmów i sztućców. Milolika siedziała na czele stołu jak generał, obok niej Światogor z pogodnym, zmęczonym uśmiechem. Spartak z Jewdokią rozlewali wino, Włada układała talerze z sałatkami.
Kira krzątała się po kuchni. Z cichego kąta słyszała komentarze Miloliki:
— Niektóre kobiety uważają, że komputer nakarmi rodzinę.
Valerii się śmiał, ale nerwowo, nie tak jak zwykle.
— Mamo, zostaw. Kira po prostu… ma inne priorytety.
— Jakie? — Milolika uniosła brwi. — Siebie?
Włada wstała od stołu i podeszła do Kiry.
— Kira, co ty robisz z nim jeszcze? — szepnęła, pomagając jej mieszać sos.
— Nie zaczynaj. Dzisiaj nie mogę.
— Ale on cię upokarza. Przy wszystkich.
Kira tylko uśmiechnęła się blado.
— Nie wszystko jest takie, jak wygląda.
Włada westchnęła i wróciła do stołu. Kira wyjęła z piekarnika naczynie z mięsem. Aromat rozlał się po kuchni — zapach spokoju w środku burzy.
Gdy nadeszła kolacja, Kira postawiła danie na stole. Wszyscy bili brawo — nawet Milolika, choć z udawaną aprobatą.
— No, proszę, jednak potrafisz.
Kira nalała wszystkim wina, sama sięgnęła po sok. Wtedy Valerii uniósł kieliszek.
— Za moją żonę. Choć czasem trudno z nią wytrzymać, potrafi zaskoczyć.
Śmiechy, toast, łyki.
Tylko Włada nie ruszyła swojego kieliszka.
Po dwudziestu minutach Spartak spojrzał na Jewdokię.
— Dusiu, wszystko w porządku?
— Głowa mnie trochę kręci, — wyszeptała.
Światogor zaczął kaszleć. Milolika poprawiła fryzurę, ale jej ruch był powolny, jakby w zwolnionym tempie.
— Valerii… co to za wino? — spytała cicho.
Valerii milczał. Pot spłynął mu po czole.
Włada zerwała się z miejsca.
— Kira, co podałaś?
Kira stała spokojnie przy drzwiach do kuchni, dłonie złożone na fartuchu.
— To, co Valerii kazał kupić.
— Przestań… — zasyczał Valerii. — Nie wiem, o czym mówisz.
Milolika chwyciła się za stół.
— Boże… moje serce…
Kira ruszyła w jej stronę, ale nie po to, by pomóc.
— Nie bój się, Miloliko. To tylko odrobina. Wystarczy, żeby poczuć, jak to jest, gdy wszystko wymyka się spod kontroli.
Włada patrzyła przerażona.
— Kira, co ty zrobiłaś?
— Spokojnie, — odpowiedziała cicho. — To tylko lek. Uspokajający. Działa szybko i bezpiecznie. Tylko uświadamia, kto tu naprawdę panuje nad sytuacją.
Valerii chwycił ją za ramię.
— Zwaryjowałaś?!
— Nie. Po prostu przestałam udawać, że nie widzę.
W jej głosie nie było gniewu — tylko zmęczenie.
— Od miesięcy mówisz mi, że wszystko moja wina. Że zapominam, że nie umiem, że nie jestem taka jak twoja matka. A wiesz, co jest najgorsze? Że zaczęłam w to wierzyć.
Milolika siedziała już cicho, ciężko oddychając. Światogor pochylił się, próbując złapać oddech.
— Kira… — wyszeptała Jewdokija. — To… to przestępstwo.
— Nie. To lekcja. Po prostu… chciałam, żeby przez chwilę poczuli, jak to jest, gdy ktoś inny decyduje.
Włada delikatnie złapała ją za dłoń.
— Zabierz mnie stąd, — wyszeptała.
Kira skinęła głową.
Otworzyły drzwi i wyszły na zewnątrz. Deszcz właśnie zaczynał padać, cienką, srebrną mgłą. Władze zawróciła po kurtkę, ale Kira zatrzymała ją ruchem dłoni.
— Nie wracaj tam. Oni muszą to dokończyć sami.
Z wnętrza domu dobiegły krzyki Valerego, wołanie o pomoc. Kira wsiadła do samochodu.
— Gdzie jedziemy? — spytała Włada.
— Do hotelu. Na jedną noc.
Rano Kira obudziła się pierwsza. Włączyła wiadomości w telefonie.
Na ekranie migał nagłówek:
„Nagła hospitalizacja rodziny L. z powodu zatrucia. Policja bada przyczyny.”
Zamyśliła się.
Wlada usiadła na łóżku.
— Powiesz mi, co naprawdę się stało?
Kira wpatrzyła się w okno.
— Nie wiem. Może to to wino, które Valerii sam kupił. Może nie przeczytał etykiety.
— Kira… — Włada spojrzała jej w oczy. — Nie wierzę ci.
— Nie musisz.
Tydzień później Valerii wyszedł ze szpitala. Nie dzwonił. Milolika podobno jeszcze dochodziła do siebie. Światogor milczał.
Kira wróciła do pracy. Nowy projekt wnętrz — gabinet w starym domu, który właśnie kupiła. W szufladzie miała list. Od Valerego.
„Nie wiem, co zrobiłaś. Ale jeśli chciałaś, żebym zrozumiał — zrozumiałem. Nie szukaj mnie.”
Schowała list z powrotem. Na stole leżał klucz od mieszkania, którego już nie miała.
Wieczorem zadzwoniła Włada.
— Kira, widziałam Milolikę. Chodzi, mówi… ale ma dziwne luki w pamięci. Nie pamięta, co się wydarzyło tamtego wieczoru.
— To chyba lepiej, — odpowiedziała Kira spokojnie.
— A ty? Ty pamiętasz wszystko?
Kira uśmiechnęła się lekko.
— Wystarczająco, żeby wiedzieć, że kolacja się udała.
Odłożyła telefon.
Na blacie stała butelka wina — identyczna jak tamta, nieotwarta.
Kira przekręciła korek i nalała sobie odrobinę.
Unosząc kieliszek, wyszeptała:
— Za spokój.
Za oknem znów zaczęło padać.
Z radia popłynęła spokojna muzyka, a w cieniu półki błysnęła buteleczka z napisem:
„Haloperidol — 10 mg.”
Kira zgasiła światło.
Kolacja się skończyła. Ale lekcja dopiero się zaczynała.