Nigdy nie darzyłam sympatią drugiej żony mojego ojca, Hanny. Było w niej coś, co wzbudzało we mnie niepokój – chłód, powściągliwość, niemal zupełny brak emocji. Nawet wobec mojego ojca była oszczędna w uczuciach, rzadko mówiła, a kiedy już się odzywała, robiła to cicho, z lekko tajemniczym uśmiechem, spoglądając znad parującego kubka herbaty.
Jako dziecko często spędzałam czas w ich mieszkaniu – weekendy, wakacje, a także wtedy, gdy moja mama wyjeżdżała służbowo. Ojciec był zapracowany, więc przez większość czasu zostawałam sama z Hanną. Nigdy nie była dla mnie nieprzyjemna, ale i nie okazywała czułości. Traktowała mnie z dystansem, jakby po prostu tolerowała moją obecność. Nigdy jednak nie powiedziała nic złego, mimo że opieka nad cudzym dzieckiem z pewnością nie była dla niej czymś wymarzonym. Ona i ojciec nigdy nie doczekali się własnych dzieci.
Gdy skończyłam liceum, nasze kontakty się rozluźniły. Nie potrzebowałam już opieki pod nieobecność mamy, a ojciec nie nalegał na spotkania, więc i ja nie narzucałam się z wizytami. Mogliśmy nie widzieć się przez pół roku, ale kiedy już się spotykaliśmy, tata był zawsze zaangażowany i szczerze zainteresowany moim życiem.
Pięć lat temu ojciec i Hanna sprzedali mieszkanie, w którym dorastałam, i kupili większe, w lepszej okolicy. Jednak dawne mieszkanie Hanny pozostało jej własnością. Kiedy moja matka się o tym dowiedziała, od razu zareagowała ostro:
– Oczywiście, ojciec sprzedał swoją nieruchomość, a nowe kupił razem z tą kobietą, a ona nadal ma swoje mieszkanie. Chcą cię pozbawić tego, co ci się należy!
Rok temu tata zmarł. O jego śmierci dowiedziałam się od Hanny, która przy okazji poprosiła mnie o spotkanie.
– Nie ma o czym rozmawiać – powiedziała moja matka, gdy jej o tym wspomniałam. – Chce, żebyś zrzekła się spadku! Nie zgadzaj się na nic. Planowałaś ślub z Waldemarem, a pieniądze bardzo wam się teraz przydadzą. Chyba że wolisz całe życie mieszkać ze mną?
Wahałam się. Nigdy nie miałyśmy z Hanną bliskich relacji, a po tylu latach wspólnego mieszkania z moim ojcem to ona traktowała ten dom jak swój. Nie wydawało mi się właściwe domagać się czegokolwiek. Po śmierci taty żadne pieniądze nie mogłyby mi sprawić radości.
Mimo to zadzwoniłam do Hanny i umówiłyśmy się na spotkanie w kawiarni. Uprzedziłam Waldemara, że wrócę później.
Hanna wydawała się znacznie starsza i bardziej zmęczona niż zapamiętałam. Minęło zaledwie kilka miesięcy od naszego ostatniego spotkania, a jej spojrzenie było puste, jakby całkowicie przygasła.
Spędziłyśmy razem pół godziny, popijając kawę. Wracając do domu, miałam w głowie mętlik.
Okazało się, że w moim domu nikt nie tracił czasu – mama i Waldemar wydzwaniali po rodzinie, zbierając pieniądze. Na stole leżała kartka z nazwiskami i zapisanymi kwotami.
– Zbieramy dla ciebie pieniądze, Agatko – oznajmiła matka z dumą.
– Twój wujek da pięćset złotych! – dodał Waldemar, kończąc rozmowę telefoniczną.
– Ale po co mi pieniądze?! – zapytałam zaskoczona.
– Na prawnika, oczywiście! – odpowiedzieli chórem.
– Przecież Hanna chce cię oszukać! – wyjaśniła mama z bojowym nastawieniem. – Przylgnęła do tego mieszkania jak kleszcz, ale my jej na to nie pozwolimy. Musimy odzyskać wszystko!
Westchnęłam ciężko i opowiedziałam im o spotkaniu.
Nie spodziewałam się, że Hanna powie mi coś takiego:
– Twój ojciec chciał, abyś to ty dostała nasze mieszkanie. Nie zdążył tego uregulować, więc ja chciałabym, żebyśmy razem poszły do notariusza. Jesteś jego jedynym dzieckiem. Zrzeknę się swojej części, abyś mogła przejąć wszystko.
Mówiąc to, przełknęła łzy i nie spojrzała mi w oczy. Tym jednym gestem pokazała, jak bardzo kochała mojego ojca. Była gotowa zrezygnować z kilkuset tysięcy złotych, by uszanować jego ostatnią wolę. Myślę, że żałowała też, że nigdy nie miała własnych dzieci.
Moja matka nie uwierzyła w jej słowa. Zabrała Waldemara i ruszyli odebrać obiecane pieniądze. Po wszystkim cała zebrana suma leżała w jej domu przez kilka miesięcy, aż sprawy spadkowe zostały ostatecznie uregulowane.
Hanna mnie nie oszukała.
Moja matka natomiast traktowała to jak łowy. Liczyła, że sprzedam mieszkanie i dorzucę jej na nowe meble kuchenne, na które brakowało jej pieniędzy. A Waldemar? Już snuł plany o samochodzie, który kupi za „nasz” spadek.
Ojciec zawsze mówił, że jego pierwsze małżeństwo było błędem, ale dopiero wtedy zrozumiałam, dlaczego.
Po tym wszystkim postanowiłam nie odsuwać się od Hanny. Może było już za późno na bliską relację, ale chciałam spróbować. Może jeśli kiedyś będę mieć dzieci, ona mogłaby być dla nich babcią? Nie miała własnych, a wydawało mi się, że świetnie sprawdziłaby się w tej roli.
Z Waldemarem natomiast rozstałam się. Stanął po stronie mojej matki i widział w tym wszystkim tylko pieniądze. Nie obchodziło go nawet, co ja o tym myślę.
Żałuję, że przez lata nie dałam Hannie szansy. Ale zawsze lepiej późno niż wcale, prawda?