1941 rok
Wiera z synem opuszczała Moskwę, starając się jak najdalej oddalić od miasta. Tak kazał jej mąż, żegnając ją na peronie. Powiedział, że Niemcy zbliżają się do Moskwy i że musi uciekać, a on zrobi wszystko, by obrona stolicy była skuteczna.
Tylko dbaj o siebie, Saneczko – Wiera płakała, całując go w policzek.
Jeśli mam zginąć, niech mój syn będzie dumny ze mnie… Kola teraz jest twoim synem, ale będziesz także jego ojcem. Dbaj o niego. Obiecaj mi, że dzisiaj zaczniesz pakować rzeczy, a jutro pojedziesz do Olki, pod Jarosław.
Obiecuję, Saneczko.
Będę pisał listy do wioski – pocałował ją i wskoczył do pociągu, który wydał pożegnalny gwizd.
Wiera wróciła do mieszkania i zaczęła pakować rzeczy. Smutno było jej zostawiać pokój w wspólnym mieszkaniu, gdzie były życzliwe sąsiadki, a Pasha, dobra kobieta, opiekowała się Kolenkiem, gdy Wiera i Sasha byli w pracy. I jeszcze musiała zostawić maszynę do szycia, swoje źródło dochodu… Nie mogła jej zabrać, za ciężka była, a i tak miała już wystarczająco dużo bagażu.
Mamo, wrócimy tu? – zapytał sześciolatek, Kola.
Na pewno wrócimy – odpowiedziała Wiera, głaszcząc jego kręconą główkę. – Zobaczysz, już na Nowy Rok będziemy tu razem z tatą i naszymi sąsiadami. Jak zwykle… Wszystko wróci do normy, Kolenka.
A tata wróci?
Oczywiście, że wróci, nie ma innej opcji! – uspokajała go Wiera.
I tak przez rok żyły w wiosce pod Jarosławiem. Dwie siostry, dwie kobiety, czekające na swoich mężów. Niestety, wieści z frontu nie były optymistyczne. Olya i Wiera pisały listy do swoich ukochanych, pracowały w kołchozie, angażowały się w życie wioski. Ich dzieci rosły. Nastya, córka Oly, miała już pięć lat, a Kola miał rozpocząć szkołę w jesieni. Wiera i Olya śmiały się, patrząc, jak chłopak uciekał z domu rano.
Łapie każdy dzień lata, jakby bał się, że nie zdąży popływać w rzece, pobiegać z dziećmi po wiosce – mówiła Olya, patrząc za nim.
W Moskwie nie ma takich przestrzeni. Niech się cieszy… Wiesz, marzyłam o tym, żeby Kola poszedł do pierwszej klasy w stolicy, w pokoju, w którym się urodził. Chciałam z Saneczką go tam zaprowadzić. A teraz nie zobaczy Sasha, jak jego syn idzie do szkoły. Tyle czasu minęło, a to tak daleko do tego, by osiągnąć cel.
Wiera, to nie jest najważniejsze – Olya spojrzała na nią surowo. – Najważniejsze, żeby Sasha i Misha wrócili do domu cali. Wczoraj znów przyszedł list o śmierci, tym razem cioci Ziny. Jak ona płakała, to aż serce bolało.
Słyszałam… – kiwnęła Wiera. – Niech Bóg nas oszczędzi od tego.
Modlisz się? – zapytała Olya cicho.
Modlę się – Wiera pokazała jej krzyżyk na piersi, który starannie ukrywała. – Tak mi łatwiej.
Olya podeszła do szafy i wyjęła ikonę.
To od mamy. Błogosławiła mnie nią, kiedy wyszłam za Miszę. Postawimy ją tu – podeszła do półki i postawiła ikonę obok zdjęcia męża. – Będę się modliła.
Wkrótce kobiety wróciły do swoich obowiązków. Był dzień wolny, od rana pracowały w ogrodzie, teraz zajęły się praniem. Nagle ktoś z ulicy krzyknął:
Ciociu Wiero, ciociu Wiero!
Wiera wybiegła na podwórze i zobaczyła Pashkę, chłopca sąsiadów.
Co się dzieje?
Ciociu Wiero, Kola utopił się!
Co ty mówisz? – podeszła Olya, zdenerwowana, chwyciła go za ucho. – Co za żarty?
Kola utopił się, utopił się – płakał chłopak, łzy spływały po jego brudnej twarzy.
Kobiety pobiegły nad rzekę, Wiera modliła się, by to była tylko pomyłka, żart. Ale, biegnąc do brzegu, zobaczyła tłum ludzi, którzy otaczali leżącego na brzegu Kola.
Kolejne dni pamięta jak przez mgłę. Czuła, że jej dusza rozpadła się na kawałki, a odłamki ciężko raniły jej serce. Oddychanie sprawiało ból, oczy nic nie widziały, a uszy nie słyszały… W jej uszach brzmiały słowa męża: „Dbaj o syna.”
Nie ochroniłam, Saneczko, nie ochroniłam – szeptała, trzymając w rękach koszulę syna.
Olya nie odstępowała jej ani na krok. To ona napisała list do zięcia, w którym opisała, co stało się z Kolem i w jakim stanie jest Wiera.
Minęły dwa dni, jak list został wysłany, a już w ich podwórku pojawił się listonosz.
Mamy coś, Olya? – zapytała. – Daj, dawno nie mieliśmy wiadomości.
Olya, bądź ostrożna w rozmowie z siostrą – podał jej papier i odszedł, nie patrząc wstecz. Mało przyjemne było dostarczanie takich wiadomości, ludzie często wyładowywali na nim swoją złość, jakby był winny, że przynosił zamiast listu zawiadomienie o śmierci…
Zawiadomienie o Sashy – Olya czytała i płakała, opierając się o ścianę stodoły. Jak to powiedzieć siostrze? Wiera prawie oszalała po pogrzebie syna, a teraz jeszcze Sashy nie ma…
Ale trzeba było powiedzieć. Jak ukryć coś takiego?
Wiera wcześniej mało rozmawiała, teraz zamknęła się w sobie. Olya miała trudności, by wyciągnąć siostrę z tego stanu. Ale tragedie innych ludzi mówiły Wiery, że nie tylko ona traci bliskich, nie tylko jej przychodzi zawiadomienie o śmierci. Patrząc na ciocię Zina, która straciła trzech synów, Wiera poczuła, że i ona musi iść dalej. Choć jej serce było rozbite, musiała podnieść się, bo życie toczy się dalej.
1944 rok.
Wiera, Misha wraca do domu – Olya patrzyła na nią z błyszczącymi oczami.
Jak on będzie żył bez ręki?
Nie ważne, ważne, że żyje. A trzy ręce na dwoje to też coś.
Obie kobiety zaczęły przygotowania do powitania Michała. Po dwóch tygodniach, na wozie zaprzężonym w starą klacz, Wiera i Olya pojechały na stację. Olya była szczęśliwa, Wiera też cieszyła się za siostrę. Ale nie na długo…
Trzy lata piekła zmieniły Michała. Stał się twardy, nawet zły. Ból pleców po ranie i brak ręki wpłynęły na jego zachowanie. Gdy nie mógł poradzić sobie z czymś, czym kiedyś nie miał problemów, rzucał to i jego oczy zapalały się gniewem. Dostało się wszystkim, nawet Wierze. Coś się zmieniło, nie polubił nawet siostry swojej żony.
Żałujesz mnie, co? – zapytał wściekle, patrząc na nią po wypiciu.
A dlaczego miałabym cię żałować? – Wiera uniosła głowę. – Jesteś sam, wróciłeś jako kaleka? Głowa działa, ręka jest, to co mam cię żałować? Moje dziecko nie wróci.
Twoje dziecko… Tęsknisz za ciepłem mężczyzny? – nagle zbliżył się do niej, wstał i ruszył w jej stronę. – Co? Mogę cię pocieszyć.
Wiera wymierzyła mu cios w policzek, potem jeszcze jeden i kolejny.
Opamiętaj się, Misza! Masz żonę, czego pieprzysz? Jeszcze raz to powtórz, powiem Oli. Bądź pewny, że odejdzie. Kobieta jest dumna i nie pozwoli na takie traktowanie. Będziesz żył sam i pił.
Misza zamilkł i wyszedł z domu, a Wierę zaczęły trząść drżenie. Coś trzeba było zrobić. Misza był teraz wyjątkowo surowy i jeszcze takie myśli mu przyszły. A jeśli to się powtórzy? Rodziny siostry nie zniszczy, nawet jeśli nie z własnej woli. Do wieczora przemyślała wszystko, a gdy Olya wróciła do domu, Wiera powiedziała jej:
W przyszłym tygodniu wyjeżdżam do Moskwy. Wystarczy, długo u was zostałam. Niemiec już na pewno nie podejdzie do Moskwy, nasze wojsko go stąd wypędza. Czas wracać do domu, żyć swoim życiem, a nie waszym.
Poradzisz sobie? – zapytała Olya.
Poradzę, siostrzyczko. Wiesz, jestem silna. Te dwa lata ból nie zniknął, ale już jest ciszej… Muszę żyć dalej. Jeśli Bóg zostawił mnie tutaj, znaczy, że jest w tym jakiś cel…