Weronika powoli opuściła filiżankę z ostygającą kawą. Jej palce — ozdobione pierścionkami, prezentami od męża przez ponad dwadzieścia lat małżeństwa — lekko drżały. Przez ogromne panoramiczne okno restauracji „Bellagio” rozciągał się widok na rozświetlone miasto wieczorną porą, lecz ona nie zwracała uwagi ani na migoczące światła, ani na krzątających się kelnerów. Cały jej świat zawęził się do jednego stołu, usytuowanego na końcu sali.
— Co za zbieg okoliczności — wyszeptała, obserwując, jak Igor czułym gestem głaskał rękę młodej brunetki. — Niesamowity zbieg okoliczności…
Ile razy prosiła go, by zabrał ją właśnie do tej restauracji? Dziesięć? Dwadzieścia? „Kochanie, jestem zmęczona”, „Może innym razem, skarbie”, „Weroniko, mam ważne spotkanie” — wymówki piętrzyły się rok po roku, aż w końcu przestała prosić.
A teraz widziała go, jak rozluźniony odchyla się na krześle, śmiejąc się szczerze — jakby młodszy o piętnaście lat.
Podszedł do niej kelner:
— Czy życzy Pani sobie coś jeszcze?
— Tak — Weronika podniosła wzrok, a w jej oczach błysnęło coś, co przypominało rozbawienie. — Proszę przynieść rachunek z tamtego stolika. Chcę zrobić prezent.
— Przepraszam?
— Mężczyzna w bordowej marynarce to mój mąż. Chcę opłacić ich kolację, ale proszę nie mówić, kto za nią zapłacił.
Młody kelner spojrzał na nią zdziwiony, lecz skinął głową. Weronika wyjęła kartę kredytową — tę samą, którą Igor podarował jej na ostatnie urodziny. „Wydawaj na siebie, kochanie” — powiedział wtedy. I faktycznie, właśnie to robiła — inwestowała w siebie. W swoją przyszłość.
Po uregulowaniu rachunku wstała i mijając stolik męża, na chwilę zwolniła krok. Igor był tak pochłonięty rozmówczynią, że nawet nie zauważył znajomej sylwetki. A może po prostu nie chciał zauważyć? Weronika uśmiechnęła się pod nosem — ile razy była ślepa na oczywiste fakty?
Wyszła na zewnątrz i głęboko wciągnęła chłodne, wieczorne powietrze. W myślach krążyła tylko jedna myśl: „No dobrze, Igorze, to twój wybór. Teraz moja kolej.”
W domu Weronika natychmiast zdjęła buty i poszła do gabinetu. Co dziwne, ręce już jej nie drżały. W środku panował niezwykły spokój — jak po długiej chorobie, gdy gorączka wreszcie ustępuje.
— Od czego zacząć? — zapytała swoje odbicie w lustrze.
Otworzyła laptopa i metodycznie utworzyła nowy folder zatytułowany „Nowe życie”. Coś podpowiadało jej, że nadchodzące tygodnie będą pełne wydarzeń. Wyjęła ze szafy starą teczkę z dokumentami — tę, której Igor nigdy nie miał odwagi otworzyć.
— Dbałość o szczegóły się opłaca — mruknęła, przeglądając papiery.
Dokumenty dotyczące domu były dokładnie tam, gdzie je zostawiła pięć lat temu. Ten dom… jej mała twierdza, kupiona za pieniądze ze sprzedaży mieszkania babci. Wtedy Igor dopiero zaczynał swój biznes i nieustannie powtarzał:
— Weroniko, rozumiesz, że teraz wszystkie fundusze musimy przeznaczyć na rozwój firmy. Odpłacę ci później.
Rozumiała. Zawsze wszystko rozumiała. Dlatego dom zarejestrowała na swoje nazwisko — na wszelki wypadek. Igor nigdy nawet nie pytał o szczegóły umowy, całkowicie powierzając jej „ten papierkowy bałagan”.
Następne były konta bankowe. Weronika zalogowała się do bankowości internetowej i metodycznie zaczęła przeglądać transakcje. Dzięki zwyczajowi prowadzenia szczegółowych notatek finansowych wiedziała dokładnie, które środki należały wyłącznie do niej.
Telefon zawibrował — wiadomość od Igora:
— Spóźnię się na ważne spotkanie. Nie czekaj na kolację.
Weronika uśmiechnęła się pod nosem:
— Ważne spotkanie… Tak, kochanie, widziałam, jak ważne.
Otworzyła kontakty i znalazła numer Michaiła Stepaniowicza — ich rodzinnego prawnika. A właściwie teraz swojego osobistego adwokata.
— Dobry wieczór, Michaił Stepaniowicz. Przepraszam, że dzwonię tak późno, ale potrzebuję konsultacji. Czy jutro o 10 rano będzie dla pana odpowiednie? Doskonale. I jeszcze jedno… Spotkajmy się nie w pana biurze, lecz w kawiarni „Jaskółka”. Tak, dokładnie — to delikatna sprawa.
Po zakończeniu rozmowy Weronika rozciągnęła się i podeszła do okna. W ciemności migotały światła miasta — podobnie jak w restauracji. Tym razem jednak wydawały się nie romantyczne, lecz zwiastujące zmiany. Wielkie zmiany.
Poranek zaczął się zapachem świeżo parzonej kawy. Igor, który wrócił po północy, jeszcze spał, a Weronika siedziała już przy kuchennym stole, przeglądając swoje notatki.
Po raz pierwszy w dwudziestoletnim małżeństwie cieszyła się z nawyku zapisywania każdego szczegółu.
— Dzień dobry, kochanie — powiedziała, słysząc kroki męża. — Jak poszło wczorajsze spotkanie?
Igor zamarł na moment, ale szybko się opanował:
— Owocne. Omawialiśmy nową umowę.
— Naprawdę? Jak się nazywa ta… umowa? — Weronika uniosła wzrok znad filiżanki, uważnie obserwując reakcję męża.
— Co masz na myśli? — Jego głos brzmiał niemal naturalnie, lecz prawy brew lekko drgnął — wyraźny znak zdenerwowania.
— Nic szczególnego. Po prostu interesuję się twoją pracą — uśmiechnęła się i wstała od stołu. — Muszę już iść, mam spotkanie.
— Spotkanie? Z kim? — teraz w jego głosie pojawił się niepokój.
— Z przyszłością — odpowiedziała tajemniczo i opuściła kuchnię.
Kawiarnia „Jaskółka” przywitała ją przytulnym półmrokiem i zapachem świeżych wypieków. Michaił Stepaniowicz już czekał przy stoliku w kącie.
— Weroniko Aleksandrowno, muszę przyznać, że twój telefon mnie zaskoczył — zaczął prawnik, gdy złożyli zamówienie.
— Ostatnio wiele rzeczy mnie zaskakuje — powiedziała, wyciągając teczkę z dokumentami. — Proszę mi powiedzieć, Michale Stepaniowiczu, jak szybko można sfinalizować rozwód, jeśli jedna ze stron jest właścicielem większości majątku wspólnego?
Prawnik zakrztusił się kawą:
— Przepraszam… co?
— Wiesz, że dom jest na moje nazwisko, prawda? I większość środków na kontach to moje prywatne oszczędności. Chcę znać swoje prawa.
Przez kolejne dwie godziny metodycznie analizowali każdy dokument i wyciąg bankowy. Michaił Stepaniowicz coraz bardziej był zdumiony przez przewidywalność klientki.
— Wiesz — zauważył pod koniec — nigdy nie spotkałem tak przygotowanej kobiety. Zwykle w takich sytuacjach ludzie działają pod wpływem emocji.
— Ja nie chcę działać pod wpływem emocji — odpowiedziała Weronika, starannie odkładając papiery do teczki. — Chcę podarować bardzo wyjątkowy prezent.
Po opuszczeniu kawiarni udała się prosto do banku. Nadszedł czas, by wcielić plan w życie.
W banku spędziła prawie trzy godziny. Młoda kierowniczka spojrzała na nią z nieukrywaną aprobatą — rzadko kiedy klientka dokładnie wie, czego chce.
— Podsumowując — powiedziała Weronika — zamykamy główne konto, przelewamy środki na nowe konto zarejestrowane wyłącznie na mnie i blokujemy karty.
— A co z twoim mężem? — zapytała ostrożnie kierowniczka.
— On zachowa kartę do wypłaty pensji. Myślę, że trzydzieści tysięcy miesięcznie to wystarczająca kwota na… ważne spotkania.
Po wyjściu z banku Weronika poczuła lekkie zawroty głowy — nie ze strachu, lecz z poczucia wolności. Jej telefon znów zawibrował — tym razem to był telefon od ich wspólnego księgowego.
— Weroniko Aleksandrowno, pojawiła się oferta wykupu twojego udziału w firmie. Cena jest bardzo atrakcyjna.
— Doskonale, Anno Sergiejewno. Przygotuj dokumenty. I… jeszcze nie informujmy Igora Pawłowicza. Mam dla niego niespodziankę.
Kolejnym punktem na liście była agencja turystyczna. Weronika otworzyła szklane drzwi i uśmiechnęła się do konsultantki:
— Dzień dobry. Chciałabym wyjechać do Włoch. Do Toskanii, na dwa tygodnie, odwiedzić najpiękniejsze miejsca.
— Dla dwóch osób? — zapytała z przyzwyczajenia młoda kobieta.
— Nie, — pokręciła głową Weronika. — Tylko dla mnie. Im szybciej, tym lepiej.
Tego wieczoru, wracając do domu, zastała Igora w wyjątkowo zdenerwowanym stanie.
— Weroniko, wiesz, dlaczego nasze wspólne karty zostały zablokowane?
— Naprawdę? — udawała zdziwienie. — Może to awaria systemu. Załatwimy to jutro.
— Ale musiałem zapłacić za…
— Za co, kochanie? — w jej głos wkradł się słodki ton. — Może za kolację? A tak w ogóle, jak ci się podobało w Bellagio? Podobno mają tam wyśmienitą kuchnię.
Igor zbledł:
— Ty… ty tam byłaś?
— Och, nie martw się — poklepała go po ramieniu Weronika. — Nawet zapłaciłam rachunek. Traktuj to jako… zaliczkę na przyszły prezent.
Ich dwudziesta rocznica ślubu okazała się zaskakująco słoneczna. Weronika obudziła się wcześnie, założyła ulubioną czarną sukienkę i starannie ułożyła włosy. Na kuchennym stole czekało już przygotowane śniadanie i pięknie zapakowana teczka ze złotą wstążką.
Igor zszedł po schodach, trzymając bukiet róż:
— Wszystkiego najlepszego, kochanie! Zarezerwowałem stolik w…
— W Bellagio? — przerwała mu Weronika. — Nie trzeba. Mam dla ciebie wyjątkowy prezent.
Podała mu teczkę:
— Otwórz ją. Jestem pewna, że ci się spodoba.
Igor rozwiązał wstążkę i zaczął wyciągać dokumenty. Z każdą kolejną kartką jego twarz stawała się coraz bardziej blada.
— Co to jest? — jego głos drżał ze złości. — Zwariowałaś?!
— Nie, kochanie. Po raz pierwszy od dwudziestu lat myślę jasno — odpowiedziała spokojnie Weronika, popijając kawę. — To dokumenty rozwodowe, potwierdzenie mojej wyłącznej własności domu oraz… rachunek z restauracji. Uznałam, że to uczciwe, żebym zapłaciła za naszą ostatnią wspólną kolację.
— Nie możesz tego zrobić! — Igor zerwał się, przewracając krzesło. — To mój biznes! Mój dom!
— Twój? — uniosła brwi. — Przyjrzyj się dokumentom dokładniej. Poza tym sprzedałam już mój udział w firmie. Bardzo korzystnie, dodam.
— Mścisz się na mnie! — chwycił się za głowę. — Przez jakieś niewinne flirtowanie…
— Nie, kochanie. Daję ci prezent — daję ci wolność. Teraz możesz oficjalnie być z Natalią. Powiedz jej, że te kolczyki świetnie do niej pasują. Pamiętam, jak wybrałam je dla niej na ostatnie święta.
Weronika wstała od stołu, sięgnęła po walizkę, którą wcześniej przygotowała:
— Zawsze mówiłeś, że kobiety są zbyt emocjonalne. Postanowiłam nie robić awantury. Po prostu dziękuję, że otworzyłeś mi oczy.
— Dokąd idziesz? — zapytał zaskoczony Igor.
— Do Toskanii. Pamiętasz, zawsze marzyłam o podróży tam? Teraz mogę sobie na to pozwolić.
Przy drzwiach odwróciła się jeszcze raz:
— Wiesz, co jest najlepsze? Właściwie to jestem ci wdzięczna. Gdyby nie twoje… spotkanie, nigdy nie odważyłabym się zmienić życia.
Taxi już czekało na zewnątrz. Wsiadając do samochodu, Weronika spojrzała jeszcze raz na rezydencję, w której mieszkała tyle lat. Dziwnie, nie czuła ani smutku, ani żalu. Tylko lekkość i nadzieję na nowe życie.
— Na lotnisko? — zapytał kierowca.
— Tak — uśmiechnęła się Weronika. — Do nowego życia.
Samolot wystartował punktualnie. Patrząc przez okno na zmniejszające się miasto, odczytała wiadomość od Igora: „Możemy wszystko wyjaśnić! Wróć!”
„Nie, kochanie” — wyszeptała, usuwając wiadomość. „Teraz moje życie należy tylko do mnie. I to jest najlepszy prezent, jaki mogłam sobie podarować.”