Walka z chorobą i życiowymi wyzwaniami Wiktorii
„Nie obchodzi mnie, że masz gorączkę. Przygotuj mi jedzenie do pracy, zawieź naszą córkę do szkoły, a potem rób, co chcesz!” – krzyczał mąż.
Z drżącymi rękami i gorączką Wiktoria próbowała usiąść na łóżku. Termometr wskazywał 39,5 °C, lecz doskonale zdawała sobie sprawę, że nie ma innej opcji.
Obudziła siedmioletnią Irinę, swoją córkę, po czym z nadludzkim wysiłkiem przygotowała ją do szkoły, zrobiła kanapkę i zapakowała posiłek również dla Vlada.
– „Mamusiu, czy wszystko z tobą w porządku?” – zapytała Irina, zauważając bladą twarz matki. – „Masz bardzo czerwone policzki.”
– „To tylko lekki chłód, kochanie” – odparła Wiktoria, wymuszając uśmiech.
– „Pośpieszmy się, żeby się nie spóźnić.”
Po drodze do szkoły świat zdawał się Wiktorii wirować. Ledwo utrzymywała równowagę, lecz mocno trzymała się za rękę ze swoją córką. Po odwiezieniu Iriny udała się do przychodni, ale zamiast wejść, osunęła się na pobliską ławkę.
Nie miała siły, by czekać stojąc w długiej kolejce do lekarza. Zebrała ostatnie pokłady energii i zadzwoniła do jedynej osoby, która mogła jej pomóc – Eleny, dawnej koleżanki z liceum, która pracowała jako pielęgniarka.
– „Wiktorio? Co się stało?” – zapytała zdenerwowana Elena, słysząc słaby głos przyjaciółki.
– „Mam wysoką gorączkę… nie mogę iść do pracy… i nie mogę wrócić do domu” – wyszeptała Wiktoria.
W ciągu dwudziestu minut Elena przyjechała samochodem i zawiozła Wiktorię do siebie. Dała jej lekarstwa, położyła do łóżka oraz powiadomiła pracę Wiktorii o jej chorobie.
– „Dlaczego nie wrócisz do domu?” – zapytała, przykładając zimny okład na czoło Wiktorii. – „Bo w domu nie ma nikogo, kto by się mną zajął” – odpowiedziała z łzami w oczach. – „Vlad tylko by się złościł, gdybym przeszkadzała.”
Elena spojrzała na przyjaciółkę długim, poważnym wzrokiem.
– „Od kiedy tak jest, Wiktorio? Kiedy twoje małżeństwo przemieniło się w relację przypominającą służbę?”
Wiktoria zamknęła oczy i pozwoliła, by łzy spłynęły po policzkach.
– „Nie wiem… może od chwili narodzin Iriny? A może zawsze tak było, ale ja nie chciałam tego dostrzec.”
W następnych dniach Wiktoria została u Eleny, stopniowo wracając do zdrowia po zapaleniu płuc – diagnozie, którą Elena natychmiast postawiła. Vlad zadzwonił tylko raz, lecz zamiast pytać o zdrowie, narzekał na brak osób do opieki nad domem i Iriną.
– „Wiesz, jak trudno mi to jest? Zawsze muszę coś znaleźć do jedzenia i zawieźć dziewczynkę do szkoły!” – krzyczał przez telefon.
Wiktoria odłożyła słuchawkę, odczuwając emocję, której nie czuła od dawna: gniew. Nie smutek ani rezygnację, ale czystą, uzasadnioną złość.
Po tygodniu, kiedy już wystarczająco wyzdrowiała, aby wrócić do domu, zastanowiła się z przerażeniem, widząc mieszkanie w totalnym bałaganie: brudne ubrania porozrzucane wszędzie, niedomyte naczynia oraz Irinę w niechlujnym stroju.
– „Mamusiu!” – zawołała dziewczynka, rzucając się na szyję matki. – „Tak bardzo za tobą tęskniłam! Tata powiedział, że byłaś zajęta pracą.”
Wiktoria mocno przytuliła córkę, zdając sobie sprawę, jak bardzo jej brakowało.
Vlad wciąż nie było w domu – poszedł do kolegi, by grać w gry komputerowe.
Tamtej nocy Wiktoria dokonała czynu, którego nigdy wcześniej nie odważyła się zrobić. Zebrała wszystkie rzeczy Vlada i zostawiła je w korytarzu. Kiedy wrócił i zobaczył, co się stało, wybuchł gniewem:
– „Co, do diabła, sobie wyobrażasz?” – wrzasnął.
– „Odbudowuję swoje życie” – odpowiedziała spokojnie Wiktoria. – „Moje zapalenie płuc mogło być śmiertelne, gdyby nie Elena. A ty nawet nie zapytałeś, jak się czuję.”
– „Przesadzasz, jak zawsze” – odparł, próbując przenieść swoje rzeczy z powrotem do sypialni.
Wiktoria zablokowała mu drogę.
– „Nie, Vlad. Koniec. To albo ty wyprowadzasz się, albo ja z Iriną. Wybierz.”
Vlad roześmiał się szyderczo:
– „I dokąd pójdziesz? Nie masz pieniędzy i gdzie się podziać!”
– „To się nazywa wynajem, Vlad. Mam dobrą pracę. Nie potrzebuję cię do przetrwania.”
Coś w jej stanowczym tonie sprawiło, że Vlad się zatrzymał. Po raz pierwszy dostrzegł Wiktorię nie jako uległą służącą, lecz jako silną kobietę, zdecydowaną odwrócić swój los.
– „Nie możesz mi tego zrobić” – powiedział, tracąc pewność siebie.
– „Zrobiłam to już dawno” – odpowiedziała. – „Siedem lat cierpiałam w tym małżeństwie. Siedem lat dawaniu wszystkiego i nie otrzymywania nic w zamian. Koniec.”
Po dwóch miesiącach Wiktoria i Irina zamieszkały w nowym, niewielkim, lecz jasnym mieszkaniu. Proces rozwodowy był w toku, a Wiktoria odkryła na nowo samą siebie: niezależną, silną i szczęśliwą kobietę.
Elena pomogła jej znaleźć terapeutę, który wspierał ją w emocjonalnym uzdrowieniu.
„Mamusiu, tutaj mi się podoba” – powiedziała Irina pewnego popołudnia podczas wspólnego kolorowania przy kuchennym stole. – „Teraz znacznie częściej się uśmiechasz.”
Wiktoria objęła córkę z łzami radości w oczach.
– „Czasem trzeba bardzo ciężko zachorować, by móc naprawdę się wyleczyć” – odpowiedziała. – „A ja jestem tu szczęśliwa, razem z tobą.”
W oddali zadzwonił telefon: to Vlad dzwonił po raz piąty tego dnia. Tym razem jednak Wiktoria nie spieszyła się z odbiorem.
Miała czas – na siebie, na córkę i na odkrywanie, czym jest naprawdę miłość oraz wzajemny szacunek.
„Czasem największa siła rodzi się w chwilach największego cierpienia.”
Kluczowe przesłanie: Historia Wiktorii pokazuje, jak ważna jest odwaga, by zakończyć toksyczne relacje i zacząć budować życie pełne samodzielności oraz szacunku.
Opowieść ta przypomina, że nawet w najtrudniejszych momentach można znaleźć moc do zmian i odzyskać własną wartość.