W obozie rozeszła się plotka, że przyszło polecenie o przedterminowym zwolnieniu.
– Może mojego męża uniewinnią, a przy okazji i mnie wypuszczą? – zaśmiała się, odsłaniając swoje bezzębne usta, Dusia. Wielka kobieta, która “zarządzała” barakiem.
– A co, uniewinnią go? – odpowiedziała z przekąsem Galina, którą przydzielili do kuchni jako pomocnicę kucharza. Czyli po prostu do mycia naczyń i obierania warzyw. – Za takie sprawy nikt nie zostaje uniewinniony.
– Wiem, wiem. To tylko marzenia. A ty, Gaworowa, czemu milczysz? Też pewnie myślisz, że twoje nazwisko przeczytają? Takie jak twój mąż, to ich nie uniewinniają – szturchnęła Olgę, ale ta zachowała równowagę. – Wyrok już dawno wykonali.
– Co ty mówisz, Dusiu? – Olga często o tym myślała, ale nie chciała w to uwierzyć.
– A co? – oburzyła się Ewdokija. – Naprawdę myślisz, że on jeszcze żyje i na pewno go uniewinnią? Obudź się, minęły już ponad cztery lata. A ty przecież dostałaś dziesięć lat, nie bez powodu.
– A ja wierzę, że Leszek żyje.
– Przecież was zabrali razem? Nic o nim nie wiesz?
– Nie wiem. I nie wiem, gdzie są moje dzieci – łza spłynęła po policzku Olgi. – Zdołałam tylko wysłać list do ojca i macochy, napisałam także do Taty, siostry męża. Mam nadzieję, że moje dzieci nie zostały porzucone.
– Dzieci… A co nie myślałaś o nich, kiedy proponowali ci, żebyś wyrzekła się męża i go oskarżyła?
– Bo nie wierzę w jego winę. Bo go kocham!
– Wszystkie na apel! – usłyszały głos strażnika i kobiety poderwały się z prycz i pobiegły na zewnątrz.
Plotki okazały się prawdziwe – rzeczywiście dla trzech kobiet nadeszło polecenie o przedterminowym zwolnieniu z powodu uniewinniającego wyroku. Każda z nich słuchała z zapartym tchem, bojąc się, że przegapi swoje nazwisko.
– Iwanowa, Mirko, Gaworowa… Wyjść z szeregu. Idźcie do naczelnika obozu.
– Gaworowa? – wyszeptała Olga. – To nie pomyłka?
– Nie jestem papugą, żeby sto razy powtarzać! – warknął zastępca naczelnika obozu, Michał Piotrowicz.
Olga zdjęła chustkę i pobiegła do głównego budynku, dosłownie wbiegając do gabinetu naczelnika obozu.
– Więźniarka Gaworowa! – stanęła naprzeciw biurka.
– Przypomnij swoje imię – powiedział szef, patrząc na nią.
– Olga.
– Usiądź, Olga. Jak się domyślasz – wypuszczają cię na wolność. Ojczyzna dała ci drugą szansę.
Zaczął czytać dokument, z którego Olga zrozumiała, że Aleszka uniewinnili jeszcze zimą, 5 grudnia.
– A mój mąż? Już go wypuścili?
Szef podał jej list:
– Przeczytasz, jak wrócisz do baraku. To od twojej krewnej, Taty. Wcześniej nie mogłem ci go dać, nie było to dozwolone. A skoro i tak wychodzisz… Pamiętaj, Gaworowa, masz dzieci.
Wracając do baraku, Olga usiadła na swojej pryczy i otworzyła list. Czytając go, rozpłakała się. Było w nim napisane, że jej dzieci żyją i mają się dobrze, że są z ojcem i macochą. Że Taty zrobiła wszystko, co mogła, a na jej drodze stanął dobry człowiek, który szczegółowo zbadał sprawę. Aleksiej został uniewinniony, ale wyrok, który mu wydano, został wykonany 15 stycznia 1938 roku.
Zaczęła wyć, trzymając głowę w dłoniach.
– Czemu płaczesz? – Ewdokija usiadła obok niej. – Trzeba się cieszyć, jutro wyjdziesz za bramę.
– Aleszka… Mój Aleszka…
Ewdokija wyrwała jej kartkę i szybko ją przeczytała, potem westchnęła i powiedziała:
– Przestań płakać. Nie tylko ty męża straciłaś. Popatrz, Niemiec szaleje, ile kobiet teraz nie ma mężczyzn, ile matek czeka na synów, którzy nie wrócą do domu, a ty masz córki. Ile one teraz mają lat?
– Aljonce już jedenaście, a Katce dziewięć.
– To świetnie! Wrócisz do domu, wychowasz córki. Poza tym jesteś jeszcze młoda, masz dopiero trzydzieści trzy lata. Jeszcze się za mąż wyjdziesz.
– Nikt mi nie jest potrzebny – pokręciła głową, wycierając opuchnięte od łez oczy, powiedziała Olga.
– A to życie pokaże, czy ci ktoś będzie potrzebny, czy nie. Każdy ma swoje plany w życiu.
W drodze do domu Olga wspominała jesień 1937 roku, kiedy to w nocy do ich domu weszli ludzie w mundurach, kiedy krzyki dzieci przerywały brutalne słowa oficerów. Jak aresztowali ją i Aleszkę. W tę noc po raz ostatni widziała męża. Wyrok zapadł w połowie stycznia, jak teraz zrozumiała, zaraz po tym, jak Aleszka już nie było. Skazali ją na dziesięć lat obozów, oddzielając ją od dzieci i od dotychczasowego życia. A przecież kiedyś żyli dobrze! Aleszka pracował na kolei, ona w telekomunikacji. Mieli dwie wspaniałe córki i żyli w świetlanej przyszłości. Niestety, wszystko rozpadło się tej feralnej nocy. Wszystko przez to, że Aleszka pomógł niewłaściwemu człowiekowi. Karpow okazał się przestępcą, którym zajmowała się policja. I dlatego postanowili, że Aleszka jest z nim powiązany i że pieniądze i bilety do Astrakanu to nie przypadek.
Po spotkaniu z Taty, Olga odwiedziła ją na chwilę, a potem udała się do wioski do swoich rodzinnych stron.
– Tato! – Olga głaskała go po policzku. – Co z tobą?
– On oślepł – Stepanida podeszła do niej i wzięła ją za rękę. – Kiedy to wszystko się stało, stracił wzrok.
– Tato, – łkała, – spotkanie z ojcem zostało przyćmione tym, że nie mógł mnie zobaczyć, a tylko usłyszeć.
– Co ty, córko, jeszcze będziesz płakała? – uśmiechnął się ojciec. – Nie widzę cię, ale doskonale słyszę. Nie płacz, ręce i nogi mam, a oczami moimi Stepanida stała się.
Stepanida uśmiechnęła się, a Olga przytuliła się do niej.
Bardzo kochała swoją macochę i była jej za wszystko wdzięczna.
Ojciec Olgi i jej zmarła matka mieli troje dzieci, Olga była najstarsza. Przy narodzinach czwartego dziecka matka Olgi zmarła, zostawiając chłopca. Olga miała wtedy tylko dwanaście lat i opieka nad młodszą siostrą Leną oraz dwoma braćmi Ilją i Griszą spadła na nią.
Mimo zmęczenia nie narzekała, zębami zaciskając, codziennie znosiła ciężar. Kiedy dwa lata później do ich domu zaczęła przychodzić Stepanida, młoda bezdzietna wdowa, Olga nie miała nic przeciwko – pomagała jej w praniu, gotowaniu, cerowała ojcowskie koszule. A kiedy ojciec z Stepanidą pewnego dnia wrócili do domu i powiedzieli, że się pobrali, Olga ucieszyła się i kiwnęła głową.
Stepanida jej odpowiadała. Mamę już nie wróci, ale ojciec potrzebował kobiety, nie był jeszcze stary, nie miał nawet czterdziestki, czemu więc nie poślubić ją po raz drugi?
Stepanida dała wszystkim dzieciom matczyną miłość. Niestety, nie mieli własnych dzieci, ale młodsze nazywały ją mamą, ponieważ nie pamiętały swojej prawdziwej matki.
A teraz Stepanida wzięła na siebie troskę o dzieci Olgi.
Aljonka i Katka przytuliły się do Stepanidy, dopóki ta nie warknęła na nie.
– Zapomniałyście o swojej mamie?
– Mamo, to naprawdę ty? – Aljonka podeszła do niej i dotknęła jej szorstkich włosów, które zaczynały szarzeć.
– Zapomniałaś o mnie, Aljonko? – gorzko uśmiechnęła się Olga.
– Nie zapomniałam. Ale wtedy byłaś piękna. Prawda, Katka?
Katka kiwnęła głową i podeszła do matki, przytulając ją swoimi dziecinnymi rączkami.
– I teraz jest piękna – powiedziała Stepanida. – Jak trochę przytyje, włosy odrosną i będzie znów taka jak dawniej.
– Tak, przytyje – westchnął ojciec. – Chociaż nie wiem, czy nie będziemy musieli uciekać z domu. Choć jak uciekać, jak moje oczy już nie widzą…
– Tato, czemu takie myśli? – zmarszczyła brwi Olga.
– Stepanida mi gazetę czyta, słyszę dobrze, a w radiu i w korespondencji ciągle piszą, że Niemiec nadciąga.
– Nie dojdzie tutaj, nie dojdzie… – szepnęła Olga, biorąc do ręki gazety ułożone na oknie. Jednak im więcej je czytała, tym mniej wierzyła w te słowa. Pokonała długą drogę, by wrócić do domu, ale czy odzyskała spokój i wolność?
Niemiec, choć był blisko, do ich wioski nie dotarł. Zaczęto tu przywozić uchodźców ze Stalingradu. Z dnia na dzień było coraz trudniej, brakowało jedzenia, a bieda ogarnęła każde gospodarstwo. Wiedząc, że będzie jeszcze gorzej, Olga zdecydowała się zostać konduktorem. Stepanida próbowała ją od tego odwieść – pociągi były jednym z głównych celów niemieckich, było to bardzo niebezpieczne.
– Stepanido, jeśli coś mi się stanie, moje dzieci nie zginą, dopóki ty będziesz przy nich. Tylko ty możesz zająć się ich życiem. Pamiętaj, konduktorzy mają przydzielony zapas na trasie, mogę przywozić jedzenie do domu i nakarmić rodzinę. Innego wyjścia nie widzę.
– Olga – Stepanida ocierała łzę i przytuliła ją. – Jesteś bardzo odważna i silna. Nie złamałaś się wtedy, nie złamiesz się teraz. Niech Bóg cię chroni, a ja będę modlić się za ciebie i twoje córki.
EPILOG
Czy to szczęście, czy modlitwy macochy Stepanidy chroniły ją, ale Olga, pracując jako konduktor, przeżyła. I nie tylko przeżyła, ale uratowała swoją rodzinę przed głodem.
Po wojnie poznała jednego z wojskowych, Georgija, który wracał do domu. Tylko nie miał dokąd wracać – domu już nie było, rodzice zginęli, w 1942 roku stracił wszystko.
Po dwóch dniach wyszedł ze stacji razem z Olgą, a potem pojechali do jej domu. To przypadkowe spotkanie odmieniło jej życie. Ile razy później Olga przypominała sobie słowa Dusii. Miała rację – każdy ma swoje plany w życiu.
Olga i Georgij wzięli ślub. Nie mieli własnych dzieci, ale kiedy dorosły Katka i Aljonka, wychowywali wnuki. Olga zmarła w 1962 roku, w dniu urodzin swojej starszej córki, kiedy jej młodsza wnuczka miała tylko dwa tygodnie.