Stara pralka, która wiernie służyła jej przez ostatnie piętnaście lat, w końcu odmówiła posłuszeństwa, kończąc swój żywot głośnym skrzypieniem, po którym zapadła cisza. Nowa miała przyjechać za godzinę, a pilność załatwienia spraw w domu sprawiła, że Susan poczuła się przytłoczona.
Dźwięk dzwonka telefonu odbił się echem w pustej kuchni. Susan wstrzymała oddech, gdy zamiast znajomego głosu swojego syna Bena, usłyszała chłodny, styczniowy ton głosu swojej synowej.
„Halo?” W tym jednym słowie słychać było wyraźną irytację.
„Cześć, Olivia,” Susan starała się, by jej głos brzmiał jak najłagodniej. „Mogę porozmawiać z Benem?”
„Co tym razem?” Pytanie padło jak strzał.
„Wiesz, pralka się w końcu zepsuła. Nowa przyjedzie zaraz, muszę wyjąć starą i…”
„A nie możesz zadzwonić po firmę transportową?” Olivia przerwała jej stanowczym głosem.
„Kochanie, z moją emeryturą…” Susan zaczęła, ale przerwała, słysząc ostre westchnięcie po drugiej stronie.
„A, tak, oczywiście, twoja emerytura.” W jej głosie pojawił się teraz wyraźny sarcasm. „Całe życie siedziałaś w domu, nie pracowałaś ani dnia, a teraz narzekasz na to, jak mało dostajesz.”
Susan poczuła, jak jej gardło się zaciska. Poświęciła swoje życie na wychowanie dzieci, dbanie o nie, edukowanie ich, pomaganie im stać się silnymi i niezależnymi dorosłymi.
„Olivia, ja…” próbowała wyjaśnić.
„Wiesz co?” Głos po drugiej stronie wypełnił się gniewem. „Przestań wykorzystywać dzieci jako darmową siłę roboczą. Ben ma swoje życie, swoją rodzinę. Twoja starość to twój problem. Nic ci nie jesteśmy winni.”
„Moje kochanie…” Susan wyszeptała te słowa, czując łzy cisnące się do oczu.
„Miałaś już dość naszej cierpliwości,” rzuciła ostro Olivia, a rozmowa zakończyła się nagłym sygnałem rozłączenia.
Susan wpatrywała się w martwy telefon przez długi czas.
Po bolesnej rozmowie Susan pozostała zamrożona przy stole w kuchni, wpatrując się pustym wzrokiem w przestrzeń. Nagle jej pięćdziesiąt cztery lata zaczęły ją przytłaczać. Od śmierci jej męża siedem lat temu, coraz częściej polegała na pomocy swoich synów. Ben, najmłodszy, mieszkał zaledwie kilka bloków dalej. Ale odkąd poślubił Olivię, ich relacje wyraźnie się pogorszyły.
Szybkie połączenie z jej starszym synem, Michałem, również nie przyniosło skutku. Był na wyjeździe służbowym i wróci dopiero w przyszłym tygodniu. Choć rozmawiał z nią uprzejmiej niż Olivia, wynik był ten sam – nikt nie mógł ani nie chciał jej pomóc.
Po kilku dniach dostaje wiadomość od koleżanki z pracy:
— Aniu, widziałam Pawła na dworcu. Był z jakąś kobietą… Wyglądali na szczęśliwych.
Serce pękło jej po raz kolejny. Jak mógł tak po prostu zniknąć z ich życia? Jak mógł zostawić własne dzieci?
Wkrótce zaczęły przychodzić listy z banku: raty kredytu hipotecznego, zaległe rachunki za prąd i gaz. Okazało się, że Paweł przez ostatnie miesiące nie płacił żadnych zobowiązań. Wszystko było na jej nazwisko.
Nie spała nocami, licząc pieniądze i zastanawiając się, co sprzedać najpierw: telewizor czy komputer dzieci? Bała się każdego dzwonka do drzwi — czy to już komornik?
Pewnego wieczoru Zosia przyszła do niej do kuchni.
— Mamusiu… Tata już nas nie kocha?
Zamarła. Co odpowiedzieć ośmiolatce?
— Kochanie… Tata teraz ma trudny czas. Ale ja zawsze będę przy tobie.
Zosia przytuliła się do niej mocno i zaczęła płakać.
Wtedy podjęła decyzję: nie dam się złamać. Muszę być silna dla nich.
Zaczęła szukać pomocy: poszła do prawnika, zgłosiła sprawę na policję. Okazało się, że Paweł wyjechał za granicę — podobno do Niemiec. Policja nie mogła nic zrobić.
W pracy szefowa zaproponowała jej dodatkowe godziny sprzątania po godzinach. Przyjęła każdą ofertę bez słowa skargi.
Wieczorami pisała do znajomych na Facebooku: „Czy ktoś zna dobrego prawnika? Czy ktoś przeszedł przez coś podobnego?”. Odpowiedzi były różne: niektórzy współczuli, inni radzili zacząć od nowa, jeszcze inni milczeli.
Najtrudniejsze były spotkania z teściową. Przychodziła co kilka dni, udając, że chce zobaczyć wnuki, ale za każdym razem wypominała jej błędy:
— Gdybyś była lepszą gospodynią… Gdybyś nie pracowała tyle…
Czuła się coraz gorzej. Zaczęła wierzyć, że to naprawdę jej wina.
Pewnego dnia spotkała sąsiadkę na klatce schodowej.
— Aniu, trzymaj się! Mój mąż też kiedyś mnie zostawił… Ale zobacz — żyję! Nawet lepiej niż wcześniej!
Uśmiechnęła się do niej ciepło, a po raz pierwszy od dawna poczuła nadzieję.
Minęły miesiące. Powoli zaczęła stawać na nogi. Dzieci przyzwyczaiły się do nowej rzeczywistości. Ona nauczyła się prosić o pomoc i nie wstydzić się swojej sytuacji.
Czasami budziła się w nocy, z lękiem myśląc, co będzie dalej? Czy dam radę spłacić długi? Czy kiedyś znowu komuś zaufam?
Ale patrząc na śpiące dzieci, wiedziała jedno: dla nich warto walczyć o każdy nowy dzień.
Czy można odbudować życie po takim upadku? Czy kiedyś przestanę czuć się winna za coś, czego nie zrobiłam? Co wy byście zrobili na moim miejscu?