Mam 65 lat, od dziesięciu lat jestem wdową, a od pięciu opiekuje się mną brat mojego zmarłego męża.

Advertisements

Mam na imię Lili, mam 41 lat. Niedawno po osiemnastu latach małżeństwa mój mąż odszedł ode mnie i kompletnie nie wiedziałam, co dalej ze sobą zrobić. Wyszłam za mąż młodo i nigdy wcześniej nie miałam doświadczenia w randkowaniu czy budowaniu nowych związków.

Advertisements

Po czterdziestce znalezienie miłości okazało się niemal niemożliwe. Zamknęłam się w sobie i praktycznie nie wychodziłam z domu.

Zdesperowana zarejestrowałam się na portalu randkowym i zaczęłam korespondować z przystojnym mężczyzną z Meksyku, o imieniu Juan. Był tak pewny siebie i czarujący, że trudno było mi uwierzyć w to, co się dzieje. Nasza rozmowa szybko przerodziła się w coś więcej.

Advertisements

Juan zaczął mnie zapraszać do siebie. Na początku miałam wątpliwości – czy na pewno jest tym, za kogo się podaje? Czy nie złamię znowu serca?

Jednak samotność stała się nie do zniesienia, więc postanowiłam zaryzykować. Kupiłam bilet, spakowałam walizkę i poleciałam do Meksyku. Bałam się ogromnie. Co jeśli okaże się zupełnie innym człowiekiem? Co jeśli popełniam błąd?

Podróż do jego miasta była długa. Po wylądowaniu złapałam taksówkę, ale kierowca nie rozumiał, dokąd chcę jechać.

– Dokąd? Dokąd? – krzyczał, aż w końcu, zdyszana ze stresu, pokazałam mu adres w telefonie.

– No dobrze, jedziemy! – zrozumiał wreszcie.

Zawsze miałam pecha w podróżach. Jakby to był mój talent, by wpadać w dziwaczne sytuacje. Tym razem jednak coś podpowiadało mi, że tym razem się uda.

Gdy dotarłam na miejsce, zobaczyłam Juana wchodzącego do mieszkania.

– Juan! Niespodzianka! – zawołałam, podbiegając do niego.

Wyglądał na zaskoczonego. Przez chwilę miałam wrażenie, że nie jest zadowolony.

– O, to ty! Nie spodziewałem się… Dlaczego nie napisałaś, że przyjedziesz?

– Myślałam, że się ucieszysz… Wyglądasz jeszcze lepiej niż na zdjęciach!

– Tak… Ty też… Lucy, prawda?

– Lili – poprawiłam, czując, jak serce mi ściska. Nie pamiętał mojego imienia.

– Lili, jasne. Przepraszam, czasem mylę amerykańskie imiona.

Zaprosił mnie do środka. Piliśmy wino i rozmawialiśmy godzinami. Zacząłam myśleć, że może to jednak nie będzie takie złe.

– Dlaczego zdecydowałaś się przyjechać? – zapytał, patrząc mi w oczy.

– Musiałam coś zmienić. Po rozwodzie byłeś dla mnie nadzieją…

– Cieszę się, że przyjechałaś – odpowiedział z ciepłym uśmiechem.

Wszystko było w porządku do rana. Obudziłam się na ulicy. Bez telefonu, bez pieniędzy, w obcym kraju. Ogarnął mnie panika.

Próbowałam porozmawiać z przechodniami, ale nikt nie rozumiał. Wszyscy omijali mnie szerokim łukiem, jakbym była szalona.

Nagle podszedł do mnie mężczyzna w fartuchu. Mówił po hiszpańsku, ale widząc, że nie rozumiem, przeszedł na łamany angielski:

– Potrzebujesz pomocy?

– Tak! Zostałam okradziona. Nie mam telefonu, pieniędzy… – odpowiedziałam drżącym głosem.

– Chodź ze mną. Nazywam się Miguel.

– Lili – wyszeptałam, starając się uśmiechnąć.

Zabrał mnie do małej kawiarni, dał ubrania i pokazał miejsce, gdzie mogę się przebrać. Potem przyniósł śniadanie i kawę.

– Jedz. Musisz mieć siłę – powiedział.

Jadłam i nie mogłam powstrzymać łez. To był pierwszy człowiek, który się mną nie prześlizgnął.

Później zerknęłam na korytarz i… zamarłam. Juan siedział przy stoliku z inną kobietą i śmiał się, jakby nic się nie stało.

– Miguel! To on! Ukradł mój telefon i pieniądze! Musimy wezwać policję! – wykrzyczałam.

Miguel nie rozumiał, więc narysowałam na serwetce telefon, znak dolara i przekreśliłam je, wskazując na Juana.

– To on! On to zrobił!

Miguel zrozumiał. – Policja?

– Poczekaj! Możesz dać mi strój kelnerki?

Był zdziwiony, ale dał mi ubranie. Przebrałam się i podeszłam do stolika Juana.

– Przepraszam, proszę pana, zgubił pan to – podałam mu serwetkę i w tym momencie zabrałam jego telefon ze stołu.

Wróciłam do Miguela i pokazałam rozmowy.

– Widzisz? Ma dziesiątki innych kobiet!

Miguel przeczytał wszystko, jego twarz zmieniła się. Zadzwonił po policję.

Po chwili funkcjonariusze zabrali Juana. Próbował coś tłumaczyć, ale było już za późno.

– Wszystko w porządku? – zapytał Miguel.

– Teraz tak… Dziękuję, Miguel. Jesteś jedyną osobą, która mi pomogła.

– Dobrych ludzi trzeba się trzymać. Teraz czeka cię nowe życie.

Zrozumiałam, że podczas tej szalonej podróży znalazłam coś prawdziwego: nie przelotną namiętność, lecz dobroć, która może uratować. Nie jestem sama. A to oznacza, że przede mną jeszcze wiele.

Advertisements

Leave a Comment