Mężczyzna, o którym marzyłam, zostawił swoją żonę dla mnie, ale nie przypuszczałam, jak to się skończy.

Advertisements

Mężczyzna moich marzeń odszedł od żony do mnie, ale nie wyobrażałam sobie, co mnie czeka.

Advertisements

Zakochałam się w nim jeszcze na studiach, mieszkając w małym miasteczku pod Łodzią. To była miłość ślepa i pełna pasji, która sprawiała, że zapominałam o wszystkim, co wokół. Kiedy w końcu zwrócił na mnie uwagę, nie potrafiłam już racjonalnie myśleć. Nasze drogi zeszły się po kilku latach, kiedy oboje zaczęliśmy pracować w tej samej kancelarii prawnej. Nasza praca, wspólne zainteresowania – uznałam to za znak losu, jak bajkę, która staje się rzeczywistością.

Wydawał mi się ideałem, mężczyzną, o którym marzyłam. To, że miał żonę, początkowo mi nie przeszkadzało – nie rozumiałam jeszcze, jak to boli, gdy rozpada się małżeństwo. Z czasem, kiedy Roman zostawił ją dla mnie, nie poczułam żadnego wstydu. Kto by przypuszczał, że to będzie początek mojego największego cierpienia? Stare przysłowie mówi: cudze nieszczęście nie przynosi własnego szczęścia.

Advertisements

Kiedy wybrał mnie, byłam w siódmym niebie, gotowa wybaczyć mu wszystko. Jednak w codziennym życiu okazał się daleki od ideału. Porozrzucane rzeczy zajmowały całe mieszkanie, nie chciał pomagać przy sprzątaniu, a domowy trud spadł na moje barki jak kamień. Na początku przymykałam na to oko – miłość zaślepiała, sprawiając, że byłam uległa, niemal bezwolna.

O swoim wcześniejszym małżeństwie zapomniał bardzo szybko, jakby wymazał je z pamięci. Nie mieli dzieci, a jak przyznał, jego ślub był wynikiem presji ze strony rodziny żony. „Z tobą wszystko jest inaczej, jesteś moim przeznaczeniem” – mówił, a ja topniałam. Moje szczęście było krótkotrwałe, jak błyskawica. Wszystko zmieniło się, gdy zaszłam w ciążę.

Początkowo Roman był zachwycony – dziecko, jego dziecko! Zorganizowaliśmy wielkie przyjęcie rodzinne, zapraszając bliskich i przyjaciół. Toasty, życzenia dla malucha – ten wieczór był jednym z najszczęśliwszych momentów w moim życiu. Ale po tej nocy moja miłość zaczęła gaśnieć, jak świeca na wietrze.

Im bardziej rósł mój brzuch, tym rzadziej widywałam Romana w domu. Zostałam na urlopie macierzyńskim, a nasze spotkania ograniczały się do późnych godzin wieczornych. Spędzał czas w pracy, znikał na firmowych imprezach. Na początku to znosiłam, ale wkrótce stało się to nie do wytrzymania. Życie domowe stało się torturą: ja, w ciąży, ledwie się poruszałam, a jego rzeczy walały się po całym mieszkaniu, przypominając mi moją naiwność. Pytałam siebie: czy nie poszliśmy za szybko z decyzją o dziecku? Miłość ostatecznie stygnie, ale nie sądziłam, że tak szybko zniknie.

Roman nadal przynosił kwiaty, czekoladki, ale to nie były rzeczy, których pragnęłam – potrzebowałam jego bliskości, wsparcia, ciepła. A potem prawda wyszła na jaw. Przypadkowa rozmowa z kolegami w pracy otworzyła mi oczy: do działu dołączyła nowa pracownica, młoda, energiczna. Zespół był już przeciążony, a mój urlop sprawił, że sytuacja stała się krytyczna. Czy to ona? Nie wiedziałam, ale Roman najwyraźniej miał kogoś na boku. Jego życie składało się teraz z „pracy”, „spotkań” i „pilnych spraw”. Kiedyś znalazłam w kieszeni jego marynarki karteczkę z nieznanymi inicjałami. Moje serce ścisnęło się, ale cicho odłożyłam ją na miejsce, decydując się udawać, że nic nie widzę. Strach przed zostaniem samą w siódmym miesiącu ciąży paraliżował mnie.

Zaczął narzekać, że jestem „ciągle zdenerwowana”, a każda kłótnia kończyła się jego znużonym westchnieniem, jakbym była ciężarem. Bałam się poruszyć najważniejszy temat – wiedziałam, że to koniec. I nadszedł ten moment. Najgorsze słowa, jakie w życiu usłyszałam, brzmiały: „Nie jestem gotów na dzieci. Mam kogoś innego”. Jak to powiedział – nie pamiętam, w głowie szumiało, świat się walił. Myślałam, że zwariuję z bólu i upokorzenia.

Ale znalazłam w sobie siłę. Złożyłam pozew o rozwód, choć każda litera była jak cios w serce. Nie spodziewał się, że się odważę, że wyrzucę jego rzeczy za próg następnego dnia. Na szczęście mieszkanie było wynajmowane – nie musieliśmy go dzielić.

„A dziecko? Pomyśl o dziecku! Jak je wychowasz?” – rzucił na koniec.

„Dam sobie radę. Będę pracować zdalnie. A rodzice pomogą. Mama zawsze mówiła, że jesteś kobieciarzem, powinnam była jej posłuchać” – odpowiedziałam, zatrzaskując drzwi.

Odpowiedzialność za syna dała mi siłę, o której nie wiedziałam, że ją mam. Sama nigdy bym nie odeszła, ale dla niego – udało się. Jego zdrada była tak podła, że wyrzuciłam Romana z mojego życia, jakby nigdy nie istniał. Otworzyły mi się oczy i zobaczyłam jego prawdziwe oblicze.

Pierwsze miesiące po rozwodzie były piekłem, w tym poród. Wróciłam do rodziców, którzy przyjęli mnie z otwartymi ramionami, szczególnie cieszyli się z wnuka. Tęskniłam za Romanem, ale starałam się odrzucić te myśli. W głębi serca wiedziałam: postąpiłam słusznie i dam synowi wszystko, co w mojej mocy.

Kiedy odzyskałam siły, zaczęłam pracować – tłumaczyłam teksty prawne z domu. Czasami miesiące mijały bez dochodu, ale rodzice wspierali mnie, aż zdobyłam klientów. Syn rósł, a ja poczułam się silniejsza. Lata mijały szybko, aż nadszedł moment, kiedy pomyślałam, że potrzebujemy własnego miejsca. Rodzice nie chcieli nas wypuszczać, ale marzyłam o niezależności — o własnym gabinecie i pokoju do nauki dla syna. I wtedy udało mi się wynająć mieszkanie.

Życie zaczęło się ustabilizować. W przedszkolu zrobił się szkołą, a pierwsza klasa przeszła w piątą. Po latach poczułam się wolna, ale wtedy on pojawił się znowu. Nasze miasteczko jest małe, a w prawniczym środowisku wszyscy się znają. Roman bez trudu odnalazł moje biuro. Jak żałowałam, że nie wyjechałam dalej! Powiedział, że „wyszalał się”, że żałuje przeszłości, że był „młody i głupi”. Błagał, bym pozwoliła mu poznać syna, którego nawet nie widział.

Zgodnie z prawem ma prawo do spotkań, a jeśli zechce, osiągnie swój cel. Ale sama myśl o tym przeraża mnie. Od tej rozmowy minęły już tygodnie. Powiedziałam, że się zastanowię, ale w głowie mam chaos – nie ufam mu i nie chcę go blisko syna. Może to moja kara? Może to zapłata za to, że odebrałam go jego pierwszej żonie? Poważnie myślę o przeprowadzce, żeby uchronić nas przed przeszłością, która znów puka do naszych drzwi.

Advertisements

Leave a Comment