Mój były mąż podarował naszemu synowi konika na biegunach — gdy odkryłam, co ukrył w środku, natychmiast zadzwoniłam do adwokatki
Kiedy mój były mąż, Artur, pojawił się u drzwi z ogromnym konikiem na biegunach dla naszego synka Eryka, od razu coś mi nie pasowało. Zbyt szeroki uśmiech, zbyt pewny ton głosu — znałam go za dobrze. On nigdy nic nie robi bez powodu, szczególnie jeśli chodzi o naszego syna.
– Pomyślałem, że Erykowi się spodoba – powiedział, stawiając zabawkę w salonie.
Z trudem powstrzymałam grymas. – To… miłe z twojej strony.
Nie spodziewałam się jednak, że ten prezent kompletnie odmieni nasze życie.
Eryk był zachwycony. Od razu wskoczył na konika, śmiejąc się i bujając przez pół wieczoru. Artur oczywiście wykorzystał ten moment, by przekazać swoją „niespodziankę”: że nie zabierze Eryka na obiecaną pizzę, bo „ma pracę”. Klasyka. Ja zostaję z zawiedzionym dzieckiem, on znika w dymie swoich obietnic.
Ale coś z tą zabawką było nie tak. Z każdym dniem słyszałam dziwne kliknięcie. Najpierw ciche, ledwo słyszalne. Potem coraz wyraźniejsze. Z początku sądziłam, że to wada fabryczna. W końcu to tylko konik, prawda?
Pewnej nocy, gdy Eryk spał, a wiatr huczał za oknem, kliknięcia stały się natrętne. Z latarką w ręku weszłam do pokoju syna i podeszłam do konika. Kołysał się lekko w przeciągu. Zaczęłam dokładnie badać jego spód. I wtedy palcami wyczułam coś, co nie powinno tam być.
Z bijącym sercem otworzyłam maleńką klapkę pod brzuchem konika. Ze środka wypadło coś małego i plastikowego — dyktafon.
Zamarłam.
Zrozumiałam natychmiast: Artur próbował mnie nagrać. Chciał zdobyć kompromitujące nagrania, które mogłyby mu pomóc w walce o opiekę nad Erykiem. Osunęłam się na podłogę, czując gniew, rozczarowanie i zdradę. Jak on mógł to zrobić? Jak mógł wykorzystać naszego syna jako narzędzie?
Zamiast wybuchnąć, chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do mojej prawniczki, Joanny.
– Joasiu, on mnie nagrywał. W zabawce! – wyszeptałam, ledwo powstrzymując łzy.
– Spokojnie – odpowiedziała bez zawahania. – Tak zdobyty materiał jest nielegalny i nie zostanie uznany w sądzie. To on popełnił przestępstwo, nie ty.
Te słowa mnie otrzeźwiły. Zamiast niszczyć dyktafon, postanowiłam odwrócić sytuację na swoją korzyść.
Następnego dnia ustawiłam urządzenie tuż obok telewizora. Niech nagrywa bajki, reklamy i moje milczenie. Godzinami. Po wszystkim delikatnie schowałam go z powrotem do konika, jakby nigdy nic.
W weekend Artur przyszedł jak zwykle. Uśmiechał się, obserwował konika, ale tym razem ja również grałam swoją rolę.
– Eryku, pokaż tacie, jak jeździsz na swoim rumaku! – zawołałam z przesadnym entuzjazmem.
Chłopiec wsiadł na zabawkę, a Artur ukradkiem rzucił okiem na jego brzuch. Widziałam, jak ukradkiem wyjmuje dyktafon. Nie odezwałam się słowem.
Kilka dni później cisza. Żadnego telefonu. Żadnych oskarżeń. Żadnych pretensji. Tylko milczenie. Wiedziałam, że odsłuchał bełkot reklam i dziecięcych bajek.
To była moja cicha wygrana.
Zabezpieczyłam siebie i mojego syna. I choć była to mała zemsta, dała mi ogromną siłę. Wiedziałam jedno: Artur już mnie nie zaskoczy. Nie pozwolę.
I gdy wieczorem, w ciszy, spojrzałam na konika stojącego w rogu pokoju, poczułam spokój.
Zostałam wystawiona na próbę — i nie dałam się złamać. Dla mojego syna zrobię wszystko. Nawet jeśli oznacza to walkę w cieniu.