Z Igorem przyjechaliśmy do luksusowego hotelu w piątkowy wieczór. Już w holu poczułam, jak serce bije szybciej — widok na morze, eleganckie wnętrza, uprzejmy personel. To wyglądało jak początek bajki.
— Wow, Igor, to niesamowite — ścisnęłam jego dłoń z zachwytem.
— Wiedziałem, że ci się spodoba, Weroniko — uśmiechnął się.
Zameldowaliśmy się u recepcjonistki, która przedstawiła się jako Marina, i po chwili byliśmy już w pokoju. Wieczorem poszliśmy na kolację na tarasie na dachu. Zachód słońca, spokojna muzyka, delikatny szum fal — wszystko było jak z filmu. Igor odsunął mi krzesło, czułam się wyjątkowa.
— Dziękuję, Igor — szepnęłam, patrząc mu w oczy.
Rozmawialiśmy o przyszłości, dzieliliśmy się marzeniami. Wznieśliśmy toast:
— Za nas i wszystko, co nas czeka — powiedział.
— Za nas — odpowiedziałam. Myślałam, że to początek naszej wspólnej historii.
Myliłam się.
W sobotę Igor przyniósł śniadanie do łóżka. Zajadaliśmy się croissantami, owocami i kawą z widokiem na ocean. Spacerowaliśmy po plaży, zbieraliśmy muszle, zaglądaliśmy do lokalnych sklepików. Idealnie.
Niedziela była równie cudowna. Śmiech, śniadanie w łóżku, wspólne rozmowy o marzeniach. Byłam szczęśliwa.
A potem przyszły poniedziałek.
Obudziłam się sama. Igor w pośpiechu pakował walizkę.
— Nagłe zebranie! Muszę natychmiast wracać! — rzucił. — Wymelduj się sama, wrócisz później — pocałował mnie w czoło i zniknął.
Poczułam zawód, ale nie chciałam psuć sobie ostatnich chwil. Zjadłam spokojnie śniadanie w pokoju, wzięłam prysznic, spakowałam się i zeszłam do recepcji.
Marina podała mi rachunek. Spojrzałam — i zamarłam. 125 000 rubli. Igor przez cały weekend zamawiał jedzenie do pokoju i wyjadał minibar.
Zadzwoniłam do niego — brak odpowiedzi. Wysłałam zdjęcie rachunku. Odpowiedział krótko:
„Mam zebranie. Zapłać. Ja opłaciłem pokój, to ty pokryj resztę.”
Byłam wściekła. Ale jeszcze próbowałam go tłumaczyć. Może faktycznie pokój był drogi?
— Dobrze, zapłacę. Chyba sporo dał za ten pokój — powiedziałam Marinie.
Uśmiechnęła się krzywo:
— Pokój? On nic nie zapłacił. Wszystko opłacone z firmowego programu lojalnościowego.
Poczułam, jakby ktoś mnie spoliczkował. Nie zapłacił ani grosza, a zostawił mnie z takim rachunkiem?
Drżącymi rękami podałam kartę:
— Proszę obciążyć konto.
W drodze powrotnej czułam, jak wściekłość we mnie narasta. Gdy dotarłam do mieszkania, już wiedziałam, co zrobię.
Usiadłam przy komputerze i zaczęłam tworzyć post w mediach społecznościowych. Na początku wyglądał jak piękna opowieść o romantycznym weekendzie: zdjęcia zachodu słońca, romantycznej kolacji, plaży.
Ale na końcu — zdjęcie rachunku na 125 000 rubli, screen wiadomości od Igora i uśmiechnięta Marina przy recepcji.
Podpisałam:
„Dzięki Igorowi miałam niezapomniany weekend. Wszystko było bajeczne aż do poniedziałku, kiedy ‘pilnie musiał wracać na zebranie’ — zostawiając mnie z rachunkiem na 125 000 rubli. Obiecywał, że pokój to jego prezent. Okazało się, że pokój zapłaciła jego firma, a ‘prezentem’ było to, że to ja pokryłam jego kulinarne szaleństwa. Czasem człowiek, któremu ufasz, pokazuje swoją prawdziwą twarz w najmniej spodziewanym momencie.”
Kliknęłam „Opublikuj”.
Reakcja była natychmiastowa. Setki komentarzy, wiadomości ze wsparciem, zaskoczenie i oburzenie. Post rozprzestrzeniał się błyskawicznie.
Zadzwonił Igor.
— Weronika, co ty wyprawiasz?! — krzyczał. — Telefon mi się pali!
— Po prostu powiedziałam prawdę, Igor. Ludzie mają prawo wiedzieć, z kim mają do czynienia — odpowiedziałam spokojnie.
— Usuń to! Natychmiast!
— Nie — powiedziałam krótko i rozłączyłam się.
Wkrótce usunął konto, zablokował mnie wszędzie. Chciał zniknąć.
A ja… uśmiechnęłam się.
Straciłam 125 000 rubli, ale oszczędziłam sobie lata rozczarowań. I to była najlepsza inwestycja, jaką mogłam zrobić.