Od razu wiedziałam, że coś jest nie tak, kiedy Ben wszedł do domu w ten piątkowy wieczór. Był przygarbiony, twarz miał zmęczoną, spojrzenie puste — jakby niósł na barkach więcej, niż czternastolatek powinien.
Miał jeszcze mokre ręce, najpewniej od wyciskania szmat po kolejnym myciu auta. Bez słowa rzucił się na kanapę, unikając mojego wzroku.
— Ben, co się stało? — zapytałam z kuchni, gdzie kończyłam przygotowywać jego ulubione danie: grillowanego kurczaka z puszystym purée. Chciałam, żeby po powrocie z pracy czekał na niego ciepły posiłek. Ale jego mina zmroziła mój apetyt.
— Powiedz mi, synku. Co się wydarzyło?
Przez chwilę milczał, wpatrzony w podłogę. W końcu wyszeptał:
— On… on mi nie zapłacił.
— Jak to? Przecież pan Peterson obiecał ci 50 dolarów za każde mycie samochodu, prawda?
Ben westchnął ciężko, zrezygnowanym tonem, który nie powinien należeć do dziecka.
— Tak. Ale dziś, kiedy skończyłem myć jego samochód po raz czwarty w tym miesiącu, powiedział, że auto nie jest „idealnie czyste” i że nie zapłaci mi ani grosza. Dodał, że jeśli chcę zarabiać, muszę się bardziej starać.
Poczułam, jak złość narasta we mnie falami. Pan Peterson — zawsze z tym swoim nienagannym garniturem i czarnym SUV-em, którym lubił przejeżdżać powoli przed naszym domem, mówiąc z dumą: „Piękna maszyna, prawda?”
Kilka miesięcy temu zauważył Bena myjącego nasz samochód i z entuzjazmem zaproponował:
— Świetnie ci to idzie, chłopcze! Co powiesz na to, żebyś co piątek mył mój wóz? Oczywiście zapłacę.
Pomyślałam, że to dobra okazja dla Bena, że nauczy się odpowiedzialności i zarobi trochę własnych pieniędzy. Teraz wiedziałam, że Peterson widział w nim tylko tanią siłę roboczą.
— Myłeś jego auto co tydzień przez cały miesiąc, tak? — zapytałam, choć znałam odpowiedź.
Ben kiwnął głową.
— Tak… Spędzałem przy tym po trzy godziny, robiłem wszystko dokładnie, nawet odkurzałem pod siedzeniami. Ale według niego i tak nie zasłużyłem na zapłatę.
Poczułam, że nie mogę tego tak zostawić.
— Ile jest ci winien?
— Cztery mycia. Dwieście dolarów.
Bez wahania sięgnęłam po portfel i wyjęłam dwieście dolarów. Podałam mu pieniądze.
— Proszę. Zasłużyłeś na to.
— Ale mamo, przecież to on powinien mi zapłacić! — zaprotestował.
— Wiem, kochanie. I zapłaci. Zajmę się tym. Ale najpierw — chodź, zjedz. Obiad stygnie.
Następnego dnia obudziłam się z jasnym planem. Spojrzałam przez okno — a tam pan Peterson, jak zwykle, w swoim jedwabnym szlafroku, polerował swoje cacko z nabożną czcią.
Ubrałam się, wyszłam z domu i podeszłam do niego z uśmiechem.
— Dzień dobry, panie Peterson! — powiedziałam pogodnie.
Spojrzał na mnie, jak zawsze z lekkim, wyższościowym uśmiechem.
— Dzień dobry, pani Ireno. W czym mogę pomóc?
— Ach, taka drobnostka… Zastanawiam się, dlaczego Ben nie dostał zapłaty za mycie pańskiego auta?
Skrzyżował ramiona, udając nonszalancję.
— Cóż, samochód nie był umyty na medal. Chłopak musi się nauczyć, że w dorosłym życiu nie płaci się za byle co. Dobra lekcja dla niego.
Zacisnęłam zęby, ale mówiłam spokojnie:
— Dziwne… Ben mówił, że mieliście jasną umowę. A poza tym… robił zdjęcia po każdym myciu. Żeby mieć dowód.
Na jego twarzy pojawił się cień zaniepokojenia.
— Zdjęcia?
— Oczywiście. Dowód na jego solidność. Zresztą, niedotrzymanie umowy to już podstawa do rozmowy z prawnikiem… Pomyślałam, że może warto.
Zbladł.
— Nie ma potrzeby mieszać w to prawników… — wyjąkał.
Wzruszyłam ramionami.
— W takim razie wystarczy, że pan mu zapłaci. Teraz.
Zaczął nerwowo przeszukiwać kieszenie i portfel. W końcu wyciągnął dwieście dolarów w lekko pogniecionych banknotach.
— Miło było robić z panem interesy — powiedziałam chłodno. — Ale Ben już więcej pańskiego auta nie ruszy.
Gdy wróciłam do domu i pokazałam Benowi pieniądze, jego oczy zrobiły się ogromne.
— Naprawdę to zrobiłaś?
— Oczywiście — uśmiechnęłam się. — Nikt nie będzie wykorzystywał mojego syna.
Kilka godzin później jedliśmy razem lunch w pobliskim bistro. Nagle Ben wskazał na ogłoszenie:
„Poszukujemy pracownika weekendowego”
Spojrzałam na niego.
— Chcesz spróbować?
Uśmiechnął się z przekonaniem.
— Tak. Ale tym razem upewnię się, że umowa będzie na piśmie!