– Nie chcę wnuków od wiejskiej dziewczyny! Bogacz odrzucił syna, gdy dowiedział się, że jego wiejska narzeczona czeka na trojaczki! A trzy lata później przyjechał, by się pośmiać, i ZAMARŁ na widok tego, co zobaczył…
– Artiom, całkowicie oszalałeś? Masz 22 lata, jak ślub?! – Vladimir Timofiejewicz chodził po pokoju, łapiąc się za głowę i stękając.
Przy ścianie stał jego syn Artiom. Młody człowiek właśnie wyjawił ojcu swoje plany i twardo obstawał przy swoim, nie zamierzając ustąpić. „Porzuć ją, zapomnij, jest ze wsi, znajdziemy ci ‘normalną’ narzeczoną, dziewczynę z twojego kręgu.”
„I w ogóle, po co brać ślub teraz, poczekaj przynajmniej do trzydziestki, masz całe życie przed sobą, dopiero skończyłeś uniwersytet, musisz myśleć o karierze.”
„Tato, ale Anżela jest w ciąży,” sprzeciwiał się syn.
Vladimir Timofiejewicz zatrzymał się i spojrzał na syna z uwagą.
„Jeszcze dziecko, chudy jak nastolatek, z lnianymi włosami i wąsikami, które dopiero się pojawiły. A on śmie mi się sprzeciwiać? Cóż, niech da jej pieniądze, niech robi, co chce. Chociaż w sumie pieniądze tu zbędne, niech sama radzi sobie z problemami.”
„A my mamy wystarczająco dużo pieniędzy i kontaktów, żeby nie sprawiała nam kłopotów. Ale ona ma trojaczki, nie ustępował Artiom. Jak ona sobie poradzi z trojgiem dzieci na wsi?”
Od jego głośnych krzyków ledwo nie zadrżały szyby, a głos rozchodził się echem po wysokich sufitach.
„To nie nasza sprawa, wnuki od kolchoźnicy mi się nie podobają. Spójrz na siebie, młody, mądry, przystojny, całe życie przed tobą. Takich jak ona, będziesz miał jeszcze setki, same będą się na ciebie pchały.”
Ale syn nie posłuchał i stanowczo postanowił wyjechać na wieś i być z ukochaną…
„Ciekawe, jak ten głupek żyje?” – zaśmiał się ojciec.
„Pewnie siedzi w swojej chatce i nie wie, jak wyjść z tej dziury. Dzieci krzyczą, żona truje o pieniądze. A gdzie on je weźmie? Komu tam potrzebny z tym dyplomem finansisty? Pewnie najwyżej pójdzie rąbać drewno.”
„Na pewno dziesięć razy żałował, że mnie nie posłuchał i marzy, żeby uciec stamtąd. Czas ratować tego głupca i zabrać go z powrotem do domu. Pojadę się pogodzić, przy okazji się pośmieję.”
Vladimir Timofiejewicz nie uprzedził syna o swojej wizycie. Wsiadł do samochodu i ruszył w drogę. Wieś znajdowała się godzinę drogi od miasta.
Droga prowadziła przez sosnowy las. Całą drogę Vladimir Timofiejewicz nie mógł pozbyć się wrażenia, że te miejsca są mu znajome. Coś, kiedyś dawno temu, było tu z nim.
A nazwa wsi nie dawała mu spokoju. Przypomniał sobie swoich znajomych, którzy mogli mieć domki letniskowe w tej okolicy, ale nic konkretnego nie potrafił sobie przypomnieć. Postanowił, że nazwa wsi pojawiła się w wiadomościach, a droga wydaje mu się znajoma, bo wszystkie lasy wyglądają podobnie.
Vladimir Timofiejewicz wyobrażał sobie swój triumf i to, jak będzie rozczarowany. Kiedy samochód zatrzymał się przed domem, w którym mieszkał Artiom, ZAMARŁ z wrażenia…
Ciąg dalszy w pierwszym komentarzu poniżej