Nieoczekiwane spotkanie: Julián odkrywa swoje dzieci

Sześć lat później

Julián Castañeda właśnie wyszedł z niekończącego się spotkania w Polanco, gdzie każdy uważał się za niezbędnego. Wszystko, czego pragnął, to uciec od tego świata pozorów. Usiadł w swoim opancerzonym 4×4, przeglądając rozkojarzony wiadomości, gdy ją zobaczył.

Valeria. Jego była kochanka. Stojąca na chodniku, z trójką dzieci wokół niej — trzy twarze dziwnie mu znajome. Te oczy, usta, wyraz twarzy. Julián poczuł, jak serce mu zamarło.

Samochód przejeżdżający między nimi wymazał obraz w jednej chwili.

— Zatrzymaj! — krzyknął.

Kierowca gwałtownie zahamował. Julián wysiadł i rozglądał się w tłumie, ale jej już nie było. Żołądek zawiązał mu się w supeł. I wtedy zobaczył ją ponownie, przechodzącą przez ulicę i wsiadającą do Ubera z dziećmi. Sparaliżowany, nie wiedział, co zrobić.

Wspomnienia wracają

Sześć lat. Sześć długich lat od tego poranka, gdy ją zostawił bez słowa, przekonany, że jego „wielkie plany” usprawiedliwiają wszystko. Kartka pozostawiona na stole wydawała się teraz śmiesznie niewystarczająca. Przez cały ten czas nigdy nie wiedział.

W domu wspomnienia wracały falami: ich śmiechy, zimne pizze, spojrzenie, którym ją obdarzał, mówiąc o przyszłości. I te dzieci. Te oczy identyczne jak jego. Stary test ciążowy zapomniany, zdjęcia, czerwona bransoletka… wszystko w końcu pasowało. Była w ciąży, gdy odszedł.

Konfrontacja

Obsesyjnie myśląc o tym odkryciu, Julián zlecił swojemu asystentowi, Mateo, odnalezienie jej. Kilka dni później zobaczył ją ponownie. Valeria, dzieci u boku, idąca pewnym krokiem. Drżąc, podszedł:

— Valeria…

Zatrzymała się, zimna, wzrokiem utkwionym w nim. Dzieci zostały poproszone, by poczekały nieco dalej.

— Co tu robisz? — zapytała sucho.

Bełkotał, że chce się dowiedzieć, czy te dzieci są jego.

Wybuchnęła gorzkim śmiechem:
— A jeśli tak jest? Myślisz, że twoje miliony wszystko naprawią? Zostawiłeś nas z kartką, Julián! A teraz przychodzisz, żeby udawać skruszonego ojca?

Jej głos się złamał:
— Nie chcę nic odbierać. Chcę po prostu być. Jeśli to moje dzieci, chcę je poznać.

Szansa na odkupienie

Po chwili wahania Valeria zgodziła się spotkać na kawę. Piętnaście minut. Ani minuty więcej.

Nazajutrz podała mu kopię aktów urodzenia: rubryka „ojciec” pozostawała pusta. Trzykrotnie.

— Nie było cię — powiedziała. — Więc po co się wpisywać?

Każde słowo uderzyło Juliána jak pięść. Ale tym razem wiedział, że nie może już uciekać. To była jego prawda, jego odpowiedzialność, jego szansa na odkupienie.