Wera odprowadziła męża, Dmitrija, do pracy, delikatnie pocałowała go w policzek, a po zamknięciu drzwi postanowiła chwilę odpocząć. Dzień zapowiadał się trudny: praca zdalna, obowiązki domowe oraz wynajmowane mieszkanie w Niżnym Nowogrodzie, które wspólnie wynajęli po ślubie. Właśnie wrócili z podróży poślubnej i jeszcze nie zdążyli się dobrze zadomowić. Mieszkanie, choć nie ich własnością, było przytulne — dobrze wyremontowane, ciepłe, jasne, z widokiem na Wołgę. Właściciele długo wybierali najemców i zdecydowali się na młodą, kulturalną parę.
Tego dnia Wera pracowała z domu w elastycznym trybie: kilka dni spędzała w biurze, a resztę czasu pracowała zdalnie. Usiadła przed laptopem, otworzyła skrzynkę mailową i zaczęła organizować zadania, gdy nagle ktoś zapukał do drzwi. Była zaskoczona — nie spodziewała się gości. Za drzwiami stała jej teściowa, Galina Stiepanowna.
— Dzień dobry — powiedziała Wera, lekko mrużąc oczy.
— Przyszłam do syna. Dlaczego stoisz w drzwiach? — odparła surowo teściowa i bez zaproszenia weszła do mieszkania.
— Dmitrija nie ma, jest w pracy.
— Nic nie szkodzi, poczekam — rzuciła Galina i skierowała się do kuchni.
— Proszę chwilę poczekać… mam zaplanowane telekonferencje. Przyjdź proszę wieczorem, gdy Dima wróci — spokojnie, lecz stanowczo odpowiedziała Wera, blokując jej przejście.
Teściowa skrzywiła się niezadowolona, ale odeszła. Wieczorem Dmitrij był zdziwiony:
— Mama narzekała, że nawet nie zaprosiłaś jej na herbatę.
— Dimi, wiesz jak ona lubi wpadać bez uprzedzenia, jak u siebie w domu. Ja pracowałam, a ona zachowywała się jak w restauracji. I pamiętasz, jak się zachowywała w poprzednim mieszkaniu?
Dmitrij wzruszył ramionami:
— Matki się nie zmieni. Zaprosiłem ją na obiad w sobotę, spróbujmy jeszcze raz, bez kłótni.
Wera zgodziła się, ale przypomniała:
— W piątek sprzątanie, w niedzielę mamy jubileusz u znajomych. Wszystko zaplanowane.
Sobotni obiad przebiegł bez większych incydentów. Teściowa siedziała przy stole i jadła, ale co jakiś czas rzucała kąśliwe uwagi:
— Mieszkanie macie za drogie. W dzielnicy mieszkalnej można było znaleźć coś tańszego. A u twoich rodziców jest dom — to nie mogliście tam zamieszkać? Zaoszczędzilibyście na swoje.
Wera spokojnie odpowiedziała:
— Zapytaj Dmitrija, czy chce mieszkać z moimi rodzicami.
— Nie, — wtrącił się Dmitrij. — Potrzebuję własnej przestrzeni.
— Ale mieszkanie nie jest wasze! — zgryźliwie zauważyła Galina.
— Na rok jest nasze. Płacimy, i to nam odpowiada — odparł Dmitrij.
Wtedy teściowa zaproponowała:
— Przeprowadźcie się do mnie. Mam trzypokojowe mieszkanie, miejsca wystarczy.
— Nie, mamo. Będziemy się odwiedzać. Wspólne mieszkanie to zły pomysł. Mamy różne rytmy życia.
Następnego tygodnia Wera znów pracowała z domu. Dmitrij wyszedł, a ona położyła się odpocząć. Wkrótce obudził ją zapach świeżo parzonej kawy. Zmarszczyła brwi — mąż wyszedł, nie robił kawy. Kto więc? W szlafroku podeszła do kuchni — i zamarła. Przy stole siedziała Galina i spokojnie piła kawę z ciastkiem.
— Jak się tu dostałaś? — zapytała chłodno Wera.
— Mam klucze. Dmitrij dał mi je. Mieszkanie jest jego, a co jego, to i moje.
— Skąd masz klucze? — syknęła Wera.
— W sobotę je zabrałam. Leżały w przedpokoju. I zostaną u mnie — oznajmiła beznamiętnie teściowa.
— Omówimy to z mężem. Teraz proszę wyjść, muszę pracować.
— Nie wyjdę, dopóki nie powiem, co myślę. Od pierwszego dnia mi się nie podobasz. Masz wiejskie imię, pochodzisz z biednej rodziny. Dmitrij kiedyś dawał mi połowę pensji, teraz na ciebie ledwo coś zostaje. Wynajmujesz mieszkanie, jesz na mieście, tylko na mojej szyi siedzisz. A dzieci przez dwa lata nie urodziłaś. A gotujesz… gorzej niż w stołówce studenckiej!
— Koniec? — spokojnie zapytała Wera. — To oddaj klucze.
— Nie oddam — Galina sięgnęła do torby, ale Wera była szybsza. Wywróciła jej zawartość na stół i wyciągnęła klucze.
— Teraz proszę odejść.
— Pożałujesz tego! Dmitrij cię wyrzuci, jak dowie się, jak się zachowałaś wobec matki! — krzyknęła teściowa, trzaskając drzwiami.
Wieczorem Wera opowiedziała mężowi wszystko. Ten słuchał w milczeniu, potem objął ją i powiedział:
— Załatwię to. I tak — miałaś rację.
Wera nie płakała. Wiedziała, że szacunek trzeba od razu wywalczyć. Inaczej każdy wejdzie ci na głowę, nawet najbliżsi.