Około czwartej nad ranem gdzieś za domami rozległo się szczekanie psa, które z każdą minutą stawało się coraz bardziej natarczywe — aż do piątej brzmiało już jak rozpaczliwy alarm budzący całe osiedle.

Advertisements

Wierność, która nie zna granic

Advertisements

Około czwartej nad ranem rozległo się szczekanie gdzieś za szeregiem domów. Na początku było ledwie słyszalne, ale z każdą minutą stawało się coraz bardziej natarczywe. Gdy wybijała piąta, większość mieszkańców była już na nogach – nie z własnej woli, lecz przez nerwowe ujadanie, które budziło niepokój i irytację.

Około szóstej pierwsze osoby zaczęły wychodzić z domów. Para – kobieta i mężczyzna, zapewne małżeństwo – postanowili sprawdzić źródło zamieszania. Gdy podeszli w stronę starych garaży, zatrzymali się. Tuż przed nimi siedziała suczka, owczarek niemiecki, skierowana pyskiem w stronę zabudowań, a za nią – człowiek, nieruchomy, leżący na ziemi.

Advertisements

— Ona nas wołała — powiedziała kobieta cicho, patrząc z niedowierzaniem na psa.

Jednak gdy tylko zbliżyli się bardziej, suczka zaczęła głośno szczekać, nie dopuszczając ich do swojego pana. Agresja nie wynikała ze złości – to była obrona, lojalność. Zatrzymali się więc i zadzwonili po pogotowie.

Ratownicy przyjechali szybko. Kobieta uprzedziła przez telefon, że pies może nie pozwolić podejść do rannego. I rzeczywiście – owczarek nie odstępował właściciela ani na krok. Gdy jednak zobaczył karetkę, zamilkł, jakby zrozumiał, że to ratunek. Usiadł przy mężczyźnie i cicho obserwował wszystko wokół.

Lekarz podszedł ostrożnie. Sukę obserwował kątem oka, ale ta nawet nie drgnęła. Mężczyzna był nieprzytomny, rana w brzuchu, dużo krwi. Żył, ale stan był poważny. Ratownicy zaczęli działać, ostrożnie przetransportowali poszkodowanego na nosze, nie wiedząc, co zrobić z psem. Nie mogli zabrać go do karetki.

Patrzyli na siebie, niepewni, a pies – patrzył na nich.

Karetka ruszyła. Owczarek pobiegł za nią. Nie zostawił go.

Szpital był niedaleko. Gdy karetka dotarła pod szlaban, pies nadal biegł tuż za nią. Wartownicy spojrzeli na niego z konsternacją.

— To pies tego rannego — powiedział kierowca.

— I co mam z nim zrobić? — burknął wartownik. — Stój! Siad! Fe!

Komendy nieco zbiły psa z tropu. Zatrzymał się i usiadł. Nie próbował przejść. Patrzył tylko na karetkę, która znikała za bramą.

Godzina, potem dwie. Owczarek nie ruszył się z miejsca. W końcu położył się, by nie przeszkadzać, ale czujnie obserwował wejście.

— I co z nim zrobimy? — zapytał jeden z wartowników.

— A co ty chcesz zrobić? Niech czeka.

— Ale jak długo?

— Może do rana… może tydzień. A może do końca.

Nadszedł świt. Pies nadal tam był. Zmiana wartowników. Jeden z nich, zanim zakończył służbę, postanowił sprawdzić, co z mężczyzną. Przyniósł mu resztki ze szpitalnej stołówki – kotlet, parówkę i miskę wody – i postawił pod drzewem.

— Chodź, jedz – próbował zachęcić psa.

Suka spojrzała na niego, potem na szlaban, ale nie ruszyła się. Dopiero gdy odszedł, powoli podeszła do jedzenia. Wypiła wodę, nieufnie, ostrożnie.

Minęło kilka dni. Ranny przeżył operację, był już na oddziale, dochodził do siebie. Nikt z bliskich się nie zjawił, nikt nie pytał o psa. Leżał w sali, z głową pełną niepokoju.

W tym czasie owczarek wciąż czekał. Przeniósł się pod pobliskie drzewa, z których również było widać bramę. Jeden z wartowników, wzruszony tą wiernością, postanowił powiedzieć mężczyźnie, że jego pies żyje i czeka.

Po dyżurze wszedł na oddział. W sali było kilka łóżek. Spojrzał na jednego z pacjentów:

— Pan Marek Nowakowski?

— Tak. Co się dzieje?

— Przepraszam, jestem z ochrony. Nic złego. Wręcz przeciwnie. To pana pies, owczarek?

Marek uniósł się na łóżku.

— Ona… żyje?

— Cały czas leży przy wjeździe. Nie odchodzi. Karmię ją czasem. Czeka.

Mężczyzna zamknął oczy, uśmiechnął się ze wzruszeniem. Płakał.

— Hela… moja Hela… Służyliśmy razem. Jest wyjątkowa.

— Widać. Ma pan coś, co moglibyśmy jej dać?

— Tak. W tej szafce jest chusteczka. Proszę ją włożyć do woreczka i zanieść Heli. Ona zrozumie, że żyję.

Wartownik wziął chusteczkę, jakby trzymał najcenniejszy dar. Wiedział, że niosąc ten zapach, niesie obietnicę – że pan żyje, że wróci. A suczka, jak zawsze wierna, czekała.

Advertisements