„Po czterdziestu latach znów stanęłam twarzą w twarz z moją pierwszą miłością — i zobaczyłam człowieka, którego już nie rozpoznawałam.”

Advertisements

Miał na imię Jacek. Poznaliśmy się w liceum — on był rok starszy, trochę buntowniczy, zawsze z gitarą na plecach i nie do końca zapiętą koszulą. Ja byłam cicha, poukładana i całkowicie zakochana. To była moja pierwsza, a wtedy myślałam, że i jedyna miłość.

Advertisements

W szkole wymienialiśmy się liścikami, uciekałam z domu, by spotkać się z nim pod blokiem, razem snuliśmy plany o wspólnej przyszłości. Ale życie miało dla nas inne plany. Jacek wyjechał na studia do innego miasta, a ja zostałam.

Obiecaliśmy sobie, że przetrwamy, że odległość nie zniszczy naszej miłości, że to tylko kilka lat rozłąki. Jednak po kilku miesiącach wiadomości od niego zaczęły się urywać, aż w końcu napisał krótko: „Tak będzie lepiej”. Nie pytałam, dlaczego. Po prostu płakałam i próbowałam go zapomnieć.

Advertisements

Wyszłam za mąż za dobrego człowieka. Mieliśmy dzieci, własne mieszkanie, wakacje nad morzem i spokojne niedziele przy domowym obiedzie. Ale nigdy nie czułam tego samego ognia, co z Jackiem. Dlatego czasem wracałam do niego myślami, szczególnie wtedy, gdy czułam się niewidzialna, zapomniana. Przypominałam sobie, że kiedyś ktoś patrzył na mnie tak, jakby świat kręcił się wokół mnie.

Po śmierci męża te wspomnienia wracały jeszcze częściej. Przeglądałam stare zdjęcia, zastanawiając się, co u Jacka słychać. Czy nadal gra na gitarze? Czy ma dzieci? Czy pamięta o mnie?

I pewnego dnia, zupełnie przez przypadek, natrafiłam na jego profil w internecie. Imię, nazwisko, miasto się zgadzały. Na zdjęciu był starszym mężczyzną, lekko siwym, ale z tym samym błyskiem w oku. Serce zabiło mi szybciej. Bez namysłu wysłałam mu wiadomość.

Odpowiedział po dwóch dniach, krótko: „Myślałem, że to niemożliwe. Spotkamy się?”

Spotkaliśmy się tydzień później w kawiarni w centrum miasta. Ubierałam się godzinę — włosy już nie farbuję, ale tego dnia zrobiłam wyjątek. Założyłam perfumy, które kiedyś zarezerwowałam na specjalne okazje.

On czekał przy stoliku. Wstał, uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek. Pachniał wodą po goleniu i papierosami. Usiedliśmy razem.

Początkowo była radość, wspomnienia i śmiech, rozmowy o tym, co minęło. Ale z czasem coś się zmieniło.

Jacek zaczął dużo mówić — o sobie, o nieudanym małżeństwie, o rozczarowaniach, jakie sprawiają mu dzieci. Krytykował świat, nazywał go głupim i naiwnym, twierdząc, że on zawsze przewidywał to, co się stanie. Patrzył na mnie z pewną wyższością, rzucał uwagi o moim wieku, o tym, że pewnie mam dużo wolnego czasu, pytał o emeryturę i mieszkanie po mężu.

Czułam, jak coś we mnie pęka.

To nie był już chłopak, którego pamiętałam. I ja nie byłam już dziewczyną z tamtych lat — uległą, cichą, zapatrzoną w miłość. Przeszłam przez życie zbyt wiele, zbyt dużo zrozumiałam.

W pewnym momencie powiedział:

— Wiesz, mogę czasem wpadać do ciebie na obiad. W końcu chyba jesteś sama, prawda?

Uśmiechnęłam się i odpowiedziałam:

— Nie jestem sama. Mam siebie i dopiero teraz zaczynam to doceniać.

Zapłaciłam za kawę i wyszłam.

Wieczorem siedziałam w kuchni z książką, zadzwoniła córka, jak co niedziela. Opowiedziała o wnuczce, która nauczyła się jeździć na rowerze. I pomyślałam sobie: jestem dokładnie tam, gdzie powinnam być.

Niektóre wspomnienia lepiej zostawić za sobą — tam są piękne i nienaruszone. Spotkanie z Jackiem po latach dało mi prawdę, która była bolesna, ale potrzebna: nie tęsknię za nim. Tęsknię za tamtą sobą — tą, którą byłam kiedyś. A teraz mogę być sobą na nowo, tylko już według własnych zasad.

Advertisements