Po ślubie zamieszkaliśmy z moją mamą. Na początku wszystko wydawało się w porządku — drobne uwagi, nic poważnego. Mama czasem marudziła, że mąż zostawia po sobie bałagan. Z czasem jednak zaczęła wytykać mu coraz więcej. Wszystkie pretensje kierowała do mnie, a ja… zamiast stanąć po stronie męża, próbowałam go razem z nią „naprawiać”. Dziś jestem o krok od rozwodu.

Advertisements

Między mamą a mężem – kogo wybrać, gdy wspólne mieszkanie dzieli zamiast łączyć?

Advertisements

Na własnej skórze przekonałam się, że młodzi małżonkowie powinni mieszkać osobno. Choć bardzo kocham moją mamę, to dziś wiem, że miłość do niej nie oznacza, że mój mąż musi żyć według jej zasad — nawet jeśli to jej mieszkanie.

Wyszłam za mąż dwa lata temu i od tamtej pory mieszkamy wspólnie z mamą. Została sama i zaproponowała nam wspólne życie pod jednym dachem — miało być taniej i raźniej. Mój mąż Igor początkowo się wahał, ale ostatecznie zgodził się, bo nie mieliśmy swojego lokum.

Advertisements

 

Mieszkanie jest duże, mamy trzy pokoje, więc wydawało się, że każdy będzie miał przestrzeń dla siebie. Na początku było znośnie. Mama czasem coś mruknęła o rozrzuconych skarpetkach, ale nie było tragedii. Z czasem jednak jej krytyka się nasiliła — nie do męża, tylko do mnie. Wszystkie jego „winy” omawiała ze mną: niezmyte naczynia, nieregularne posiłki, nieporządek.

W naszej rodzinie dbanie o czystość i rutynę było czymś naturalnym. Sama byłam do tego wychowywana i zależało mi, by podobny porządek panował w moim małżeństwie. Igor jednak miał inne podejście — żył spontanicznie, bardziej na luzie. Początkowo próbował się dostosować, ale szybko wracał do swoich przyzwyczajeń. Mnie to frustrowało, a mamę doprowadzało do szału. Choć jemu nie mówiła nic wprost, mnie nieustannie komentowała i krytykowała.

W końcu Igor miał dość. Oświadczył, że nie zamierza dłużej żyć w tej atmosferze. Postawił ultimatum: albo się wyprowadzamy, albo rozwód. Nie chce dalej słuchać pośrednich wyrzutów i czuć się intruzem we własnym domu.

Nie potrafię go winić. Mama rzeczywiście bywa surowa i nadmiernie kontrolująca. Z drugiej strony — rozumiem ją. Porządek, dyscyplina, rytm dnia – tego nas uczyła całe życie. Czy to naprawdę aż tak wiele? A jednak mój mąż czuje się przez to osaczony i ma już dosyć.

Teraz szuka mieszkania. Powiedział, że chce zacząć od nowa — tylko ze mną i bez „podwójnego dowództwa”. A ja jestem rozdarta. Boję się ją zranić, ale też nie chcę stracić męża. Z jednej strony lojalność wobec mamy, z drugiej – miłość do Igora i chęć ratowania naszego małżeństwa.

Zadaję sobie jedno pytanie: czy warto walczyć o zasady kosztem bliskości? I czy w tym konflikcie naprawdę muszę wybierać między matką a mężem?

Advertisements

Leave a Comment