— Nie przyszedłem tu, żeby się kłócić.
Chcę tylko porozmawiać.
Tanya patrzyła na mężczyznę stojącego w drzwiach. Choć znała tę twarz, z trudem rozpoznawała w niej Vadima, którego kiedyś kochała. Zniknął z jej życia z dumą, wybierając inną kobietę. A teraz? Stał przed nią jak cień człowieka, którym był — zgarbiony, z podkrążonymi oczami, w znoszonej kurtce i z zarostem, który zdradzał tygodnie zaniedbania.
Życie go dopadło. I mocno potraktowało.
— Słucham, — powiedziała spokojnie, otwierając drzwi tylko na tyle, by pokazać, że nie zamierza go zapraszać.
Vadim spojrzał w bok, przetarł twarz dłonią, jakby szukał odwagi.
— Zawaliłem, Tanya. Dopiero teraz to do mnie dotarło. Popełniłem straszny błąd. Żałuję każdej minuty spędzonej bez was.
Tanya uniosła brwi, bez cienia ironii — raczej z delikatnym zmęczeniem, które czyniło ją jeszcze silniejszą.
— Co takiego zrozumiałeś?
— Że ty byłaś moim domem. Moim oparciem. Zostawiłem coś prawdziwego dla czegoś, co było tylko złudzeniem.
— Złudzeniem? — powtórzyła powoli. — A przecież wtedy byłeś tak pewny siebie. Twierdziłeś, że nic cię tu nie trzyma. Że jestem nudna, że brak mi polotu…
Vadim spuścił wzrok.
— Szukałem czegoś błyszczącego, nowego. Myliłem się. Nie doceniłem ciebie ani tego, co razem stworzyliśmy.
— I co teraz? Gdy ten połysk zgasł, nagle przypomniałeś sobie o kobiecie, której zostawiłeś pusty portfel i jeszcze bardziej puste mieszkanie?
— Tanya… Proszę cię. Wiem, że nie mam prawa prosić. Ale chciałbym spróbować to naprawić. Odbudować wszystko. Choćby od zera.
Spojrzała mu prosto w oczy. Ile razy śniła o tej chwili? Wyobrażała sobie jego skruchę. Tyle że teraz, gdy nadeszła, nie czuła triumfu. Tylko ciszę w sercu.
— Odbudować? Co dokładnie? Dom, który porzuciłeś? Rodzinę, którą zostawiłeś, kiedy było nam najciężej?
— Oksana mnie zostawiła, — wyrzucił z siebie cicho.
Tanya skinęła głową.
— A więc nie wracasz do mnie. Wracasz, bo nie masz już dokąd pójść.
Vadim milczał. Ta prawda wisiała między nimi jak ciężka zasłona.
— A co by było, gdyby Oksana nadal była przy tobie? Czy wtedy też stanąłbyś w tych drzwiach?
— Tanya, nie o to chodzi…
— Ale właśnie o to chodzi, Vadim. Zostawiłeś nas. Naszego syna. I przez trzy lata nie byłeś ojcem. A teraz, kiedy ktoś inny cię odrzucił, przypomniałeś sobie, że istniejemy?
Chciał zaprzeczyć, ale żadne słowo nie przeszło mu przez gardło.
— Przebaczam ci. Tak, naprawdę. Nie noszę już w sobie złości. Nie chcę się mścić. Po prostu… już cię nie kocham.
Vadim zamrugał, zaskoczony. Jakby dopiero teraz zrozumiał, że jego szansa przepadła.
— Nie czekałam na ciebie, Vadim. I nie będę już czekać. Nie ma powrotu.
Zrobił krok, jakby chciał wejść, ale Tanya się nie cofnęła. Jej twarz była spokojna, pewna.
— Ale przecież kiedyś… byłaś dla mnie wszystkim…
— Byłam. Ale już nie jestem. I nie będę.
Tanya zamknęła drzwi.
Stał jeszcze przez chwilę, zmarznięty, bezradny. Potem odszedł.
A ona… wróciła do siebie.
Do ciszy, do spokoju, który zbudowała sama.
Do nowego życia, które miało sens.
— Mamusiu, kto to był? — zawołał czteroletni Sasha, wybiegając z pokoju.
Tanya przyklękła przy nim i pogłaskała go po głowie.
— Nikt ważny, kochanie. Ktoś, kto należy do przeszłości.
— To bawmy się! — zaśmiał się chłopiec.
— Już idziemy. Ale najpierw zęby! — rzuciła z uśmiechem.
Gdy Sasha pobiegł do łazienki, Tanya podeszła do kuchni, nalała sobie herbaty i spojrzała w okno.
Widziała w szybie silną kobietę.
Kobietę, która przetrwała.
I która nie potrzebowała już nikogo, żeby czuć się kompletna.