Leslie masowała skronie, idąc w stronę samolotu. Głowa pulsowała bólem – efekt uboczny wczorajszej imprezy w jednym z najlepszych klubów Atlanty.
– Amy! Masz coś na ból głowy? – rzuciła, widząc swoją koleżankę stewardesę.
Amy westchnęła. – Mam, ale może powinnaś unikać imprez przed transkontynentalnym lotem?
– A co miałam robić? Zwiedzać muzea? – Leslie przewróciła oczami.
Obie kobiety weszły na pokład, gotowe na długi lot.
Leslie miała już sięgnąć po tabletki, gdy nagle usłyszała dziwny dźwięk dochodzący z toalety. Zmarszczyła brwi. Najpierw uznała, że to jej wyobraźnia, ale po chwili znowu coś do niej dotarło – płacz dziecka. Nie było mowy, żeby na pokładzie znalazł się kot. Musiało to być dziecko.
Z bijącym sercem zapukała do drzwi. Brak odpowiedzi. Ostrożnie nacisnęła klamkę i zajrzała do środka. Widok sprawił, że aż krzyknęła.
Na podłodze, skulony w kącie, siedział chłopiec i płakał.
– Hej, spokojnie – powiedziała łagodniej, klękając obok niego. – Jak masz na imię?
– Ben – wyszeptał chłopiec, ocierając łzy.
Leslie pomogła mu wstać i usadziła na jednym z foteli dla załogi. Szybko sprawdziła listę pasażerów, ale jego imienia tam nie było! Kim on był? Jak znalazł się na pokładzie?
Ben ściskał torbę papierową, nie pozwalając jej odejść.
– Co masz w środku? – zapytała Leslie.
– Lekarstwo mojej babci. Bez niego umrze, a to będzie moja wina! – chłopiec zadrżał.
Stopniowo Leslie wydobyła z niego całą historię. Ben zgubił się na lotnisku, wsiadł do złego samolotu, myśląc, że podąża za swoją mamą. Chciał być bohaterem, który dostarczy lekarstwo, ale teraz wszystko poszło nie tak.
Gdy wylądowali w Los Angeles, Leslie spodziewała się, że linia lotnicza zajmie się chłopcem. Ku jej zaskoczeniu, to ona miała za niego odpowiadać. Miała inne plany – chciała się bawić, a nie opiekować się dzieckiem.
Ale wszystko się zmieniło, gdy odebrała telefon od matki.
– Joe jest chory? – zapytała przerażona. – Co się dzieje?
Jej syn potrzebował specjalistycznej pomocy. Leslie czuła, jak grunt usuwa jej się spod nóg.
Ben widział jej rozpacz.
– Pani Leslie, myślę, że powinnaś to mieć dla Joe – podał jej papierową torbę.
W środku było lekarstwo. Leslie poczuła łzy w oczach.
– Mam lepszy pomysł – powiedziała, biorąc telefon do ręki. – Odwiozę cię do babci do Seattle. A potem wrócę do Joe.
Z własnych oszczędności kupiła Benowi bilet i towarzyszyła mu w podróży. Kiedy wylądowali, jego rodzina rzuciła się na niego z uściskiem i łzami radości.
Leslie jednak czekało trudniejsze powitanie. Joe wyglądał gorzej niż kiedykolwiek. Był blady, słaby, a lekarze nie mogli ustalić, co mu dolega.
Musiała działać. Poprosiła o więcej wolnego, ale linia lotnicza odmówiła. Leczenie pochłaniało wszystkie oszczędności, a pieniędzy zaczynało brakować.
I wtedy ktoś zapukał do drzwi.
Leslie otworzyła i oniemiała. Przed nią stał Ben z rodziną. W ręku trzymał kopertę.
– To dla Joe – powiedział.
Leslie otworzyła ją i zamarła. Był tam czek na ponad sto tysięcy dolarów.
– Nie mogę tego przyjąć… – wyszeptała.
– Musisz – odpowiedziała matka Bena. – Moja mama… nie przeżyła. Ale chcemy, żeby Joe miał szansę.
Leslie ścisnęła czek i rozpłakała się.
Dzięki tym pieniądzom Joe wrócił do zdrowia. Leslie patrzyła, jak biega po podwórku, i czuła wdzięczność.
Pewnego dnia, patrząc na niebo, zobaczyła przelatujący samolot. Wróci do pracy, ale nie zapomni tego, co się wydarzyło.
Zadzwoniła do linii lotniczej i poprosiła o coś wyjątkowego. Następnego dnia poinformowała rodzinę Bena, że na resztę życia będą mieli duży rabat na wszystkie loty.
– To najmniej, co mogłam zrobić – powiedziała z uśmiechem.

Podczas lotu stewardesa słyszy płacz dobiegający z toalety. Gdy otwiera drzwi, odkrywa dziecko, którego nie ma na liście pasażerów.
Advertisements
Advertisements
Advertisements