Porzucona
Rocío siedziała w swoim przytulnym mieszkaniu położonym w centrum Madrytu, gdy uświadomiła sobie, że została opuszczona. Trzy lata dzieliła życie z mężczyzną, który pojawiał się i znikał jak cień. Czasem zostawał na noc, pomagał jej w drobnych sprawach, a ona nazywała go „swoim mężczyzną”. Przez pół roku nawet zamieszkał z nią na stałe, a w tajemnicy marzyła, by został jej mężem. Oboje przekroczyli czterdziestkę – wiek, w którym ludzie szukają stabilizacji.
Jednak coś w nim było nie tak. Mimo ukończonych studiów magisterskich z ekonomii, rzadko pracował w swoim zawodzie. Jednego dnia był taksówkarzem, kolejnego kurierem, albo po prostu spędzał czas u swoich rodziców w pobliskiej miejscowości pod Toledo. Zaskakujące było to, że rodzice go utrzymywali – dorosłego syna po czterdziestce. On przyjmował to jak coś oczywistego, bez cienia wstydu.
Mimo wszystko nie był złym człowiekiem. Potrafili rozmawiać godzinami – inteligentny, oczytany, bez śladu egoizmu. Rocío wierzyła, że ich związek może się rozwijać. Potrzebowała myśleć o przyszłości i założeniu rodziny. W głębi duszy traktowała go jako podporę.
- Mieszkanie odziedziczyła po prababci – jasne, schludne, z widokiem na Manzanares.
- Otaczała ją ciepła atmosfera: książki, delikatne światło lampy, puszysty kot o imieniu Duque.
- Kot był jej cieniem – dyskretny, wierny, lecz maskował uczucia niezależnością.
Nie brakowało jej pieniędzy. Pracowała jako księgowa, nie była narażona na stres czy irytację. Jednak w umyśle słyszała szept: „Masz ponad czterdzieści lat, najwyższy czas się ustatkować”. Mimo że mężczyzna nie był idealny, na dobre wszedł do jej życia. Trzy lata niepewności i mimo to zdążyła go polubić.
Razem wszystko było łatwiejsze niż samotnie. Czy tylko tak sobie tłumaczyła? Prawda wymykała się jak fatamorgana.
On miał klucze do jej mieszkania. Przyszedł i odszedł kiedy chciał, bez zobowiązań i obietnic. Ale Rocío wciąż wierzyła, że coś się zmieni. „A jeśli się zmieni? Życie jest nieprzewidywalne” – myślała.
Wszystko się zawaliło po jej operacji. Zabieg był prosty, spędziła tylko pięć dni w szpitalu. Sąsiadka Carmen zaopiekowała się Duque. Ale on – jej „mężczyzna” – ani razu się nie odezwał, nie odwiedził jej. Ból przeszył serce, lecz mówiła sobie, że „mężczyźni są tacy, przecież to minie”.
„Po miesiącu ciszy rozległ się telefon: ‚Rocío, poznałem kogoś innego. Spotykamy się, oddaję ci klucze’. ”
Ogarnęło ją zdumienie i szok. Przygotowując się na spotkanie, jedyne czego się bała, to że pojawi się z tamtą kobietą. Pogardliwe spojrzenie albo udawany brak zainteresowania byłyby nie do zniesienia.
Lecz przyszedł sam, podał jej klucze w milczeniu i powiedział jedynie: „Powodzenia”.
Wstąpiła do pobliskiej kawiarni. Już pierwszy łyk kawy zalał ją falą smutku. Zdawała sobie sprawę, że została porzucona. Ból był tak intensywny, że poczuła osłabienie w nogach. W końcu trafiła do mieszkania przyjaciółki Lucíi, położyła się na kanapie, nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Lucía nie próbowała jej pocieszać, cytując jedynie Machada:
„W końcu, czym jest pożegnanie?”
Wróciła do domu blada i rozbita. Trzy lata życia wydawały się puste. „Porzucona” – czy to było słowo czy raczej uczucie? Nie miało znaczenia, ból był rzeczywisty.
Przy drzwiach czekał na nią Duque. Ocierał się o jej nogi, mruczał. Ona z przyzwyczajenia włożyła mu jedzenie do miski, lecz kot tym razem nie dotknął posiłku. To było niezwykłe.
- Poczucie słabości ją ogarnęło.
- Ledwo stała na nogach, umysł się zamglił.
- Położyła się i zamknęła oczy.
- Czuła ciężar na klatce piersiowej.
Gdy otworzyła oczy, zobaczyła, że Duque wpatruje się w nią intensywnie, z niemal ludzką głębią. W jego oku odbijała się łza.
Pocałowała go czułość na czoło i nagle poczuła ulgę. Ból stopniowo zanikał. „Czy to odszedło?” – pomyślała. Tak miało być. Los usunął go z jej drogi, by ocalić ją przed gorszym cierpieniem. Duque z miękkim futrem i mądrymi oczami zdawał się to potwierdzać.
Wnioski: Koty bywają zagadką. Choć z pozoru zwyczajne, wyczuwają więcej, niż przypuszczamy. Duque znał jej ból i dzielił go w milczeniu. Niektóre koty są niemal ludzkie, choć rzadko dostrzegamy ich prawdziwą naturę.
Historia Rocío pokazuje, jak ważne są siła i wsparcie, nawet w chwilach, gdy życie zmienia się nieoczekiwanie. Otoczeni bliskością i zrozumieniem, nawet z pozoru cisi towarzysze mogą pomóc przełamać najtrudniejsze momenty.