Harold, który spędził swoje życie w samotności, miał tylko jedno prawdziwe przywiązanie – swoją samochodową dumę, Plymouth Barracudę z 1970 roku. Samochód ten był dla niego czymś więcej niż pojazdem – to była jego chluba, jego wspomnienia o młodszych latach, kiedy wszystko wydawało się prostsze.
Pewnego dnia, siedząc na swojej skrzypiącej werandzie, zauważył, jak w sąsiedztwie zaczęły się pojawiać nowe twarze. Rodzina, która przeprowadziła się do domu naprzeciwko, to było nowe wyzwanie. Harold nie był zadowolony z tej zmiany. Młodsze pokolenie, zwłaszcza dzieci, biegały po podwórku, głośno się śmiejąc, a do tego ich psy szczekały bez przerwy. Słońce paliło nieustannie, a on siedział na werandzie, patrząc z niezadowoleniem na nowe życie, które powoli wkraczało w jego przestrzeń.
Na dodatek, rodzina była obca, nie mówiła po angielsku, a ich dzieci sprawiały mu kłopoty. Mimo to Harold starał się zachować spokój, nie lubił jednak zmian, szczególnie tych, które zakłócały jego rutynę.
Jednak to nie była tylko zmiana w sąsiedztwie. Pewnego wieczoru, gdy Harold stał na podjeździe, zauważył młodego chłopaka, który zaczepiał go na temat jego samochodu. Chłopak był zachwycony Barracudą, zadawał pytania o silnik, historię samochodu. W pierwszym odruchu Harold chciał go odprawić, ale chłopak nie dał za wygraną. Harold, choć zmęczony i zniecierpliwiony, postanowił go wysłuchać. Chłopak mówił o pasji do klasycznych samochodów, co wzbudziło w Haroldzie pewną sympatię.
Następnie, późną nocą, Harold usłyszał dziwne dźwięki dochodzące z garażu. Gdy podszedł tam, zastał kilku chłopaków próbujących włamać się do jego samochodu. Jednym z nich był właśnie ten sam chłopak, który wcześniej rozmawiał z nim o aucie. Zaskoczony, Harold postanowił nie wzywać od razu policji, ale postanowił wymierzyć chłopakowi lekcję. Chwycił go za ramię, zrzucił kaptur, i wtedy zobaczył, że to ten sam chłopak, Ben.
Zamiast natychmiastowego ukarania, Harold zabrał Bena do jego domu, gdzie obaj rodzice chłopaka, pełni wstydu i skruchy, przepraszali za syna. Harold dał im ostrzeżenie, ale także zauważył, że Ben nie jest złym chłopakiem – po prostu miał złe towarzystwo.
Następnego dnia Ben przybył z matką i babcią, niosąc jedzenie na tacach, jako wyraz przeprosin. Harold poczuł się nieswojo, ale pozwolił im to zrobić, mimo że nie bardzo wiedział, co z tym wszystkim zrobić.
Po chwili rozmowy Ben przyznał, że to inni chłopcy go namówili, by próbował ukraść samochód. Mówił, że nie chciał tego robić, ale był pod dużą presją. Harold postanowił nie dążyć do kary, a raczej skupić się na tym, by Ben nauczył się, że przyjaźń z niewłaściwymi osobami może prowadzić do błędów.
„Masz złe towarzystwo, Ben. Ale nie jesteś złym chłopcem” – powiedział Harold. „Chociaż masz teraz szansę to naprawić.” Ben, pełen skruchy, zgodził się naprawić swoje błędy, zaczynając od umycia Barracudy. Harold, patrząc na niego, poczuł, że może to być dla chłopaka początek zmiany, jeśli tylko znajdzie właściwą drogę.