Święta przeszły obok niego, gdy przez trzy dni czuwał przy łóżku swojej ukochanej w szpitalu.

Advertisements

Grzegorz nie potrafił skupić się na świętach. Trzy dni spędził w szpitalu przy łóżku swojej ukochanej Hani. Nie jadł, prawie nie spał, wciąż nasłuchując jej przerywanego oddechu. Jeszcze tydzień temu Hania była zdrowa, przygotowywała się do Bożego Narodzenia.

Advertisements

Zajmowała się porządkami w domu, planowała menu na święta, choć życie na dwóch emeryturach nie pozwalało im na luksusy. I tak, mówił Grzegorz, najważniejsze, żeby w domu unosił się zapach kutii i kompotu z suszu. Nie wiedział, że już niedługo Hania upadnie nieprzytomna, a on usłyszy w szpitalu najgorszą diagnozę. I w ich domu nie będzie czuć ani świąt, ani ciepła domowego ogniska…

W tych strasznych dniach Grzegorzowi siwiał włos, ale najgorsza była chwila, gdy lekarz powiedział, że Hania potrzebuje pilnej operacji i podał astronomiczną sumę, której nie byli w stanie zebrać.

Advertisements

— Ale ja nie mam takich pieniędzy — wyszeptał. — Jesteśmy emerytami, żyjemy skromnie. Czasem pomaga nam siostrzeniec, ale ma swoją rodzinę, swoje obowiązki.

Lekarz tylko współczująco pokiwał głową i przypomniał, że szpital nie pokrywa kosztów operacji. Grzegorz poczuł, że ziemia mu usuwa się spod nóg. Jak żyć bez Hani?

Ich historia zaczęła się bardzo młodo, zaraz po szkole. Razem przeżyli wiele lat. Byli jak dwie połowy tej samej monety, kłócili się rzadko, a jeśli już, to tylko o drobiazgi. Zawsze wybaczali sobie do wieczora. Nie mieli dzieci, więc całą miłość oddawali siostrzeńcowi Hani. Mieszkał w mieście, ale od czasu do czasu przyjeżdżał z rodziną. Jednak nawet on nie mógł pomóc, bo potrzebne były ogromne pieniądze na operację.

Kolejnej nocy, podczas zmagań z myślami, Grzegorzowi wydawało się, że czas stoi w miejscu. Rano pielęgniarki przekonały go, by wrócił do domu na kilka godzin odpoczynku. W kieszeniach kurtki długo szukał kluczy, aż w końcu je znalazł. Na progu stanęła sąsiadka Krysia.

— Jak tam Hania, Grzesiu? — zapytała.

Grzegorz opowiedział jej o złych wieściach. Krysia spojrzała na niego z troską.

— Ojej, co za nieszczęście! Może zrobimy zbiórkę wśród sąsiadów? Może na leki coś się uda zebrać.

Grzegorz machnął ręką, nie mając siły na dalsze rozmowy. Krysia zrozumiała, że nie ma sensu dalej mówić, więc po prostu przyniosła mu talerz gorącego barszczu.

Kilka dni później Grzegorz znów był przy Hani. Jej stan pogarszał się, a on z bezsilności zaciskał pięści. „Boże, ocal ją, albo zabierz mnie razem z nią” — modlił się w myślach, wpatrując się przez okno w szare, zimowe chmury.

Wtedy rozległ się cichy głos pielęgniarki:

— Do Hani Piotrówny przyszli goście.

Grzegorz spojrzał na nią zaskoczony. Kto mógł odwiedzić Hanię? Siostrzeniec? Ale ten był w delegacji. A może Krysia?

Za plecami pielęgniarki stała młoda kobieta. Zbliżyła się do Grzegorza i zapytała:

— Nie pamięta mnie pan? Jestem Dagmara, kiedyś mieszkałam niedaleko was.

Grzegorz spojrzał na nią, nie rozpoznając jej.

— Nie pamięta pan? — dodała Dagmara. — Nasza rodzina była bardzo uboga, a wy zawsze nam pomagaliście. Często dawaliście nam książki, zabawki…

W głowie Grzegorza zaczęły pojawiać się wspomnienia. To była ta najmłodsza dziewczynka z rodziny, która mieszkała naprzeciwko. W tamtych czasach ich bieda była tematem wsi, a oni przeżywali trudne chwile po śmierci ojca. Grzegorz i Hania pomagali im, dawali jedzenie, a on wspierał matkę Elżbietę, która harowała na dwóch etatach, by nakarmić swoje dzieci.

— Grzegorzu Janowiczu, niech się pan nie martwi — przerwała mu Dagmara. — Krysia mi opowiedziała o waszym nieszczęściu. Już opłaciłam operację Hannie Piotrównie. Będzie żyła. Wszystko będzie dobrze, zobaczy pan.

— Dagnieczko, Dagnieczko — powtarzał Grzegorz, nie wierząc własnym uszom. — Skąd u ciebie tyle pieniędzy? To przecież niemożliwe…

— Niech się pan nie martwi — powiedziała Dagmara, ściskając jego dłoń. — Od lat mieszkam w Stanach, mąż ma tam firmę. Przychodzimy do kraju tylko kilka razy w roku. Mamy dobrze, więc możemy pomóc.

I tak, modlitwy Grzegorza zostały wysłuchane. Następnego dnia Hanię zoperowano. Operacja się udała. Lekarze zapewnili go, że jego żona wyzdrowieje, a za kilka tygodni wróci do domu. I znów, Grzegorz ocierał łzy — w ich domu znów będzie czuć ciepło, radość i miłość.

Dagmara była przy nim przez cały ten czas, wspierała go, biegała po leki dla Hani, gotowała i pocieszała. Kiedy Hania poczuła się lepiej, Grzegorz z Dagmarą rozmawiali przy herbacie w szpitalnej kawiarence.

— Skarbie, jak bardzo ci dziękuję za Hanię. Bez niej cały świat jest mi obojętny — mówił z łzami w oczach. — Ale powiedz mi, jak zdecydowałaś się pomóc? — zapytał Grzegorz, a w jego głosie było widać wzruszenie.

— Bo dobro, jak chleb, zawsze wraca do tego, kto je rozdaje — odpowiedziała Dagmara cicho.

Grzegorz nie odpowiedział. Patrzył na nią z wdzięcznością, wiedząc, że prawdziwe dobro nie tylko ratuje życie, ale także potrafi przywrócić wiarę w ludzi.

Advertisements

Leave a Comment