Szliśmy z Saszą po plaży, ciesząc się naszą rocznicą, kiedy nagle podbiegła do niego kobieta w kostiumie kąpielowym, upadła na kolana i wypowiedziała jego imię. Moje serce zamarło. Kim była ta kobieta i czego chciała od mojego męża? Nie wiedziałam jeszcze, że czeka mnie prawdziwy emocjonalny wstrząs…
Nagle, jak z żadnego powodu, obudziłam się z szarpnięciem w pustym łóżku. Serce biło mi jak szalone, gdy próbowałam zrozumieć: to był tylko koszmar.
Nazywam się Róża i właśnie miałam najstraszniejszy sen w moim życiu. W tym śnie Sasza zostawił mnie w jakimś tropikalnym raju, wśród turkusowego morza i szumiących palm.
Gdy poranne słońce przebiło się przez zasłony, starałam się pozbyć uczucia niepokoju.
— Róża? Wszystko w porządku? — zawołał Sasza z korytarza. W następną chwilę pojawił się w drzwiach z zmartwionym wyrazem twarzy.
— Tak… to tylko koszmar — westchnęłam. — Która godzina?
— Prawie dziewiąta. Zaparzyłem kawę — powiedział z ciepłym uśmiechem. — I, na marginesie, szczęśliwej rocznicy, kochanie.
Moje oczy się powiększyły. Jak mogłam zapomnieć?! Dziś nasza 10. rocznica ślubu!
Skoczyłam z łóżka i przytuliłam go.
— Szczęśliwej rocznicy, Sasza! Nie wierzę, że minęło już dziesięć lat!
Jego oczy błyszczały z radości.
— Mam dla ciebie niespodziankę. Zamknij oczy i wyciągnij ręce.
Posłuchałam go — poczułam coś lekkiego w dłoniach. Otworzyłam oczy… i zobaczyłam dwa bilety lotnicze.
— Nie może być… — wyszeptałam, czytając miejsce docelowe. — Dominikana? Naprawdę?
— Spakuj walizkę, piękna. Lot za trzy godziny — uśmiechnął się.
— Sasza! To niesamowite! Zwariowałeś?
— Masz dwadzieścia minut, żeby się spakować — zaśmiał się.
Podczas gdy biegałam po mieszkaniu, pakując rzeczy do walizki, czułam lekki ciężar na sercu. Ostatnie miesiące Sasza spędzał głównie w pracy, a ja zajmowałam się swoimi sprawami. Prawie się nie widzieliśmy. Ta podróż była naszą szansą, by znów stać się sobie bliscy.
— Gotowa na przygodę? — zapytał, opierając się o framugę drzwi.
— Z tobą zawsze — uśmiechnęłam się.
Lot minął w ekscytacji i radosnym oczekiwaniu. Gdy wysiedliśmy z samolotu, otoczyło nas ciepłe powietrze — jakby samo lato nas przytuliło.
— Sasza, tu jest magicznie! — wykrzyknęłam, patrząc na bujną zieleń i intensywne kolory wokół.
— Poczekaj, aż zobaczysz, gdzie będziemy mieszkać — puścił mi oczko.
Czekała na nas limuzyna z kierowcą, a podczas jazdy wzdłuż wybrzeża nie mogłam oderwać wzroku od lśniącej wody.
— Jak udało ci się to wszystko ukryć? — zapytałam.
— Musiałem się nieźle napracować… zwłaszcza przy tych wszystkich nocach w biurze — uśmiechnął się.
Poczułam ukłucie winy.
— Przepraszam, że byłam taka obojętna… Wiem, jak ci było ciężko.
— Dlatego tu jesteśmy. Bez pracy. Bez obowiązków. Tylko my.
Hotel wyglądał jak z bajki. Przestronny pokój z balkonem, z którego roztaczał się widok na ocean. Wiatr bawił się moimi włosami, gdy stałam przy balustradzie, wdychając słony zapach morza.
— Jak ci się podoba? — objął mnie od tyłu Sasza.
— Idealnie. Jesteś idealny.
Kolejne dni były prawdziwym rajem: plaża, kokosy, owoce morza, tańce pod gwiazdami. Każdej nocy bachata, każdego ranka pocałunki przy szumie fal.
Trzeciego wieczoru leżeliśmy na leżaku, patrząc na zachód słońca. Położyłam głowę na jego piersi i słuchałam bicia jego serca.
— Dlaczego nie zrobiliśmy tego wcześniej? — wyszeptałam.
— Bo właśnie teraz jest najlepszy moment — odpowiedział.
Przejechałam palcem po jego ręce, myśląc o małym sekrecie, który trzymałam od początku podróży. Byłam w ciąży. I planowałam powiedzieć Saszy właśnie tego wieczoru.
— O czym myślisz? — zapytał, zauważając moje zamyślenie.
— O tym, jak mam szczęście — odpowiedziałam z uśmiechem.
— Ja mam większe szczęście — wyszeptał, całując mnie w czubek głowy.
— Chodźmy na spacer po plaży? — zaproponował. — Zachód słońca jest tutaj po prostu magiczny.
Kiwnęłam głową, już gotowa wyjąć małą pudełeczko z kieszeni. Szliśmy boso po piasku, trzymając się za ręce.
— Sasza, chciałam ci coś powiedzieć… — zaczęłam.
I wtedy…
Z mroku wyłoniła się kobieta w białym stroju kąpielowym i, zapłakana, rzuciła się na kolana przed moim mężem.
— Sasza! Jesteś miłością mojego życia! Przestań udawać! Powiedz jej wszystko! Poślub mnie!
Zastygłam. Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Patrzyłam na Saszę, potem na nią, a potem znów na niego. Cisza. A potem – Sasza wybuchł śmiechem.
Jego śmiech rozbrzmiał na całej plaży, a ja stałam w osłupieniu.
Objął ją.
— No, wybrałaś moment, naprawdę…
Poczułam, jak do moich oczu podchodzą łzy.
— Co, do cholery, tutaj się dzieje?! Kim ona jest?!
Sasza odwrócił się do mnie.
— Róża, przepraszam… To Julia. Uczyliśmy się razem na uniwersytecie.
Julia szeroko się uśmiechnęła i wyciągnęła do mnie rękę.
— Miło cię poznać! Mam nadzieję, że cię nie przestraszyłam.
Sasza kontynuował:
— Kiedyś podpuszczałem ją na przedstawieniu, a ona przysiegła się zemścić. Wygląda na to, że dzisiaj to zrobiła.
— Zobaczyłam go z daleka i nie mogłam się powstrzymać! Przepraszam, Róża, to po prostu aktorski nawyk — dodała Julia, śmiejąc się.
Poczułam ulgę, choć w gardle wciąż miałam kluchę.
— Ty… Ty mnie nie zostawiasz, prawda? — zapytałam.
Sasza od razu mocno mnie objął.
— Nigdy. Przepraszam, nie wiedziałem, że ona tu jest.
Zaśmiałam się przez łzy i lekko uderzyłam go pięścią w pierś.
— Prawie zawał serca, głupku.
A potem przypomniałam sobie o pudełeczku w kieszeni.
— Wiesz… Nie uklęknę, ale… chciałam ci coś powiedzieć…
Wyjęłam pudełeczko i włożyłam je do jego dłoni. Otworzył je… w środku był cienki srebrny wisiorek w kształcie małych stópek dziecka.
— Ty… my… Róża!
Podniósł mnie na ręce i zakręcił. Oboje się śmialiśmy.
— Jestem w ciąży — powiedziałam przez uśmiech.
— No teraz już na pewno nie przebić tego niespodzianki — zaśmiała się Julia. — Gratulacje! Chcecie, żebym was sfotografowała?
Pozowaliśmy na tle zachodzącego słońca. Julia pożegnała się i odeszła, a Sasza znowu przyciągnął mnie do siebie.
— Będziemy rodzicami… — wyszeptał.
— Tak, tatusiu. Cieszysz się?
Pocałował mnie tak, że odleciałam.
— Jestem najszczęśliwszy na świecie. Kocham cię, Róża.
— I ja ciebie, Sasza.
Staliśmy na brzegu, trzymając się za ręce, z sercami pełnymi miłości i nadziei. Ta podróż stała się nie tylko świętem — stała się początkiem nowego życia.
— Wracamy? — zapytał.
— Wracamy. Tylko razem.
I poszliśmy — ręka w rękę, po śladach zachodzącego słońca, ku naszej przyszłości.