— Magda, nie będziemy o tym rozmawiać przy stole! — głos teściowej przeszył ciszę jak nóż. Siedziałam zgarbiona przy kuchennym stole, trzymając kubek z zimną herbatą. W powietrzu wisiała groźba kolejnej awantury.
— Ale mamo, to naprawdę ważne! — Michał, mój mąż, próbował stanąć po mojej stronie, choć wiedziałam, że w głębi serca bał się własnej matki. — To nasz dom, nasze życie!
Teściowa, pani Halina, spojrzała na mnie z pogardą. W jej oczach widać było ten sam błysk, który już tyle razy widziałam — kiedy krytykowała mój sposób wychowywania dzieci, gotowania czy ubierania się. — Twój dom? — prychnęła. — Ten dom należy do rodziny Nowaków od pokoleń. Ty tu tylko mieszkasz, Magdo. Czas najwyższy, żebyś to zrozumiała.
Poczułam, jak coś pęka w moim wnętrzu. Przez lata znosiłam jej docinki, milczące spojrzenia i jawne lekceważenie. Ale teraz chciała mnie wyrzucić z domu, który razem z Michałem remontowaliśmy przez ostatnie dziesięć lat. Każda cegła, każda deska miała w sobie kawałek mojego życia.
— Halino, proszę cię… — próbowała łagodzić sytuację moja mama, pani Zofia. Ale teściowa nie słuchała nikogo poza sobą.
— Magda, powinnaś była pomyśleć o tym wcześniej. Michał mógł znaleźć sobie lepszą żonę. Kogoś z porządnej rodziny, a nie… — urwała nagle, ale wszyscy wiedzieliśmy, co chciała powiedzieć.
Michał ścisnął moją dłoń pod stołem. Czułam jego drżenie. Nasze dzieci — Ania i Kuba — siedziały w swoich pokojach, pewnie słysząc każde słowo przez cienkie ściany starego domu.
Po kolacji długo nie mogłam zasnąć. Wpatrywałam się w sufit i zastanawiałam się, jak bardzo moje życie różni się od tego, o którym marzyłam jako dziewczynka. Zawsze chciałam mieć dom pełen ciepła i miłości. Tymczasem czułam się jak intruz we własnych czterech ścianach.
Następnego dnia teściowa przyszła z dokumentami.
— Tu jest akt własności — rzuciła na stół. — Dom należy do Michała. Ale ja jestem jego matką i mam prawo decydować, kto tu mieszka.
— To nieprawda! — wykrzyknęłam. — Przecież razem spłacaliśmy kredyt! Razem wszystko remontowaliśmy!
— Ale to nie ty jesteś właścicielką — powiedziała lodowatym tonem.
Wtedy postanowiłam działać. Przeszukałam stare dokumenty w piwnicy. Wśród pożółkłych papierów znalazłam list sprzed ponad trzydziestu lat. Był zaadresowany do mojego teścia, pana Stanisława.
Drogi Staszku,
Wiem, że dom na Jeżycach miał być naszym wspólnym schronieniem. Ale musisz wiedzieć prawdę: to nie ja jestem jego prawowitym właścicielem. Kiedy wyjeżdżałem do Niemiec w 1981 roku, przepisałem dom na moją siostrę, Marię. Ona jednak nigdy tu nie wróciła… Jeśli to czytasz, znaczy, że czas wyjawić rodzinie prawdę.
Zamarłam. Maria? Przecież to była ciotka Michała, o której nikt nie mówił od lat! Czy to możliwe, że dom wcale nie należy do Nowaków?
Pokazałam list Michałowi. Był w szoku.
— Musimy to sprawdzić — powiedział cicho.
Przez kolejne tygodnie jeździliśmy po urzędach, szukaliśmy aktów notarialnych i rozmawialiśmy z sąsiadami pamiętającymi dawną właścicielkę. Okazało się, że Maria rzeczywiście była wpisana jako właścicielka domu aż do swojej śmierci w 1995 roku. Potem nieruchomość przeszła na jej syna — Piotra, który mieszkał w Gdańsku i nigdy nie upomniał się o spadek.
Kiedy powiedzieliśmy o tym teściowej, jej twarz pobladła.
— To niemożliwe… Przecież Staszek zawsze mówił… — urwała i usiadła ciężko na krześle.
— Mamo, przez tyle lat żyliśmy w kłamstwie — powiedział Michał z goryczą.
Następnego dnia zadzwoniłam do Piotra. Był zaskoczony, ale zgodził się przyjechać do Poznania.
Spotkaliśmy się w salonie naszego domu. Piotr był wysoki, siwiejący mężczyzna o łagodnych oczach.
— Nie wiedziałem nawet, że ten dom jeszcze stoi — powiedział z uśmiechem. — Mama opowiadała mi o nim tylko dobre rzeczy.
Opowiedzieliśmy mu całą historię: o teściowej, o naszych dzieciach i o tym, jak bardzo ten dom stał się dla nas wszystkim.
Piotr długo milczał.
— Wiecie co? Ja mam swoje życie w Gdańsku. Nie potrzebuję tego domu. Jeśli chcecie tu zostać, przepiszę go na was za symboliczną złotówkę.
Łzy napłynęły mi do oczu. Michał objął mnie mocno.
Teściowa przez kilka dni nie wychodziła z pokoju. W końcu przyszła do nas wieczorem.
— Magdo… Przepraszam — powiedziała cicho. — Myślałam, że robię dobrze dla rodziny. Bałam się stracić wszystko po śmierci Staszka… Ale widzę teraz, jak bardzo się myliłam.
Nie odpowiedziałam od razu. W moim sercu walczyły gniew i współczucie.
Od tamtej pory wiele się zmieniło. Teściowa zaczęła pomagać mi w opiece nad dziećmi i coraz częściej rozmawiałyśmy szczerze o przeszłości. Michał odzyskał pewność siebie i przestał bać się własnej matki. A ja? Nauczyłam się walczyć o swoje miejsce na ziemi.
Czasem patrzę na stary dom na Jeżycach i zastanawiam się: ile jeszcze tajemnic kryją nasze rodziny? Czy można naprawdę wybaczyć zdradę najbliższych? Co byście zrobili na moim miejscu?