Codzienne zmagania w cieniu rodzinnych konfliktów
Natasza postawiła na stole talerz z usmażonymi ziemniakami, jednak natychmiast cofnęła rękę – patelnia była wyjątkowo gorąca. Jej palce lekko zaczerwieniły się, ból jednak pozostawał do zniesienia. W powietrzu unosił się zapach koperku i smażonej cebuli, a za oknem świeciło majowe słońce. W tle słychać było wesołe dziecięce głosy. To był typowy wieczór w ich dwupokojowym mieszkaniu na trzecim piętrze.
– Maksym, kolacja! – zawołała Natasza syna.
Chłopiec wybiegł z pokoju, rozczochrany, ubrany w koszulkę poplamioną markerami – najwyraźniej pracował nad szkolnym projektem. Szybko umył ręce i usiadł do stołu, wyciągając dłoń po chleb.
– Poczekaj na tatę – delikatnie go powstrzymała Natasza.
Siergiej wyszedł z sypialni, poprawiając koszulę. Praca na budowie dała się zauważyć – twarz miał zmęczoną, włosy przyklejone do czoła, a pod oczami widoczne cienie.
– Jak minął dzień? – zapytała Natasza, nalewając mu herbatę.
– W porządku. Piekielny upał, a szef narzeka jak zwykle – westchnął Siergiej, chwytając talerz z mięsem. – A u was?
– Maksym spędził dzień w bibliotece, przygotowując się do matematycznej olimpiady. Słyszałam, że ma szanse przejść do etapu miejskiego.
Maksym nieśmiało uśmiechnął się i zaczął nakładać ziemniaki. Przy stole zapanowała typowa cisza, przerywana krótkimi komentarzami na temat minionego dnia. Natasza pomyślała, że jutro trzeba kupić synowi nowe buty sportowe, bo stare były już mocno zdarte.
Nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi – trzy długie sygnały z rzędu.
– Kto to o tak późnej porze? – zastanowiła się Natasza, spoglądając na zegar. Była około ósmej wieczorem.
Siergiej wstał, otrzepał usta serwetką i udał się otworzyć drzwi. Po chwili słychać było kobiecy głos:
– Sierioża! Na szczęście jesteś w domu! Pomóż mi wnieść walizki, ledwie dałam radę.
Natasza rozpoznała głos teściowej i niechcący napięła się. Walentyna Pietrowna zawsze pojawiała się niespodziewanie niczym huragan, który burzy ustalony porządek. W przedpokoju słychać było szeleszczące pakunki, a Siergiej zaczął wnoszenie bagaży.
– Maksym, szybciej kończ jeść – szepnęła Natasza do syna.
Chłopiec spojrzał na matkę z pytaniem i mimo to dalej jadł milcząco. Natasza zaczęła sprzątać ze stołu – doświadczenie mówiło, że lepiej od razu zadbać o porządek.
Walentyna Pietrowna weszła do pokoju z pewnością władcy domu. Miała starannie ułożone włosy, lekki makijaż i modny, drogi strój. W ręce trzymała skórzaną torebkę.
– Dzień dobry – powiedziała, rozejrzawszy się po pomieszczeniu. – Maksym, przywitaj się porządnie.
Chłopiec wstał i podszedł do babci:
– Dzień dobry, Walentyno Pietrowno.
– „Walentyno Pietrowno”? – głos kobiety ochłodniał. – Nie jestem dla ciebie panią Walentyną Pietrowną, jestem babcią. Chociaż… – rzuciła znaczące spojrzenie w stronę Nataszy, – jasne, kto cię tak wychowuje.
Natasza zacisnęła zęby i kontynuowała zbieranie naczyń. Maksym nerwowo przeszedł z nogi na nogę.
– Mamo, usiądź – Siergiej przesunął krzesło. – Zjesz kolację?
– Oczywiście, jestem zmęczona po podróży. – Walentyna Pietrowna usiadła, rozglądając się po pokoju. – No i kiedy podacie mi jedzenie?
– Zaraz podgrzeję – odpowiedziała Natasza.
– Nie trzeba podgrzewać! – urwała teściowa. – Nie jem posiłków na ciepło. Podawaj świeże.
– Właśnie jedliśmy…
– Wspaniale! To i dla mnie się coś znajdzie? Czy u was gościom zwykle daje się jeść na pusty żołądek?
Siergiej spojrzał na żonę z wyrzutem:
– Natasza, zrób coś, proszę.
Natasza wróciła do kuchni. W lodówce zostało trochę mięsa i kilka ziemniaków. Trzeba będzie gotować od nowa. Maksym stał wciąż nieruchomo, nieśmiało nie chcąc się odzywać.
– Maksym, idź do siebie, zajmij się czymś – powiedziała Natasza.
– Zaczekaj – przerwała mu Walentyna Pietrowna. – Najpierw pozmywasz stół. Widzę brudne talerze i okruszki. Tak być nie może.
– Nie wiedzieliśmy, że przyjdziesz – próbowała tłumaczyć Natasza.
– No i źle! Dom powinien zawsze być gotowy na gości. Maksym, wytrzyj stół i pozbieraj naczyń.
Chłopak starannie zebrał okruchy i zaniósł talerze do kuchni. Natasza patrzyła na niego z niepokojem – syn bał się wywołać jakiekolwiek niezadowolenie.
– Sierioża, pomóż rozpakować walizki – zwróciła się teściowa do syna. – Zostaję na długo.
– Na długo? – zdziwiła się Natasza.
– A co cię dziwi? Syn powinien opiekować się matką. A ty co na to?
Natasza odwróciła się w stronę kuchenki. Kłótnia była bezcelowa – Siergiej zawsze stawał po stronie matki.
– Oczywiście, mamo, zostań ile chcesz – pospiesznie dodał. – Cieszymy się.
Teściowa z zadowoleniem skinęła głową i zaczęła dokładniej oglądać mieszkanie. Jej wzrok zatrzymywał się na każdej plamce i kurzu.
– Natasza, w ogóle sprzątasz? – spytała, przesuwając palcem po parapecie. – Spójrz, ile kurzu! Kwiaty uschły.
– Pracuję – odpowiedziała krótko Natasza, mieszając mięso na patelni.
– Pracujesz? I to przeszkadza w utrzymaniu domu? Ja całe życie pracowałam i miałam porządek. A co u ciebie? Maksym pewnie łóżka nawet nie ścieli.
– Ścieli – odezwał się chłopiec z kuchni.
– Nie wtrącaj się do rozmowy dorosłych! – upomniała babcia. – Dzieci mają być widziane, ale nie słyszane.
Maksym zamilkł. Natasza usłyszała, jak zamknął drzwi pokoju. Dobrze, że odszedł.
– Mamo, nie czepiaj się – poprosił Siergiej. – Natasza się stara.
– Stara się? Spójrz wokół! To ma być staranie? Za dwa dni zrobię tu porządek od nowa. Pokażę, jak się to robi.
Natasza postawiła przed teściową świeżo przygotowane jedzenie. Walentyna Pietrowna powąchała, pokłuła mięso widelcem.
– Za mało soli. I mięso twarde. Sierioża, widzisz, jak cię karmią?
– Mamo, wszystko jest w porządku – odpowiedział Siergiej, choć jego głos brzmiał niepewnie.
Natasza usiadła przy stole, splatając dłonie. Gardło wyschło jej z nerwów. Walentyna Pietrowna jadła, komentując każdy szczegół. Każde słowo potęgowało napięcie wewnątrz Nataszy.
– Gdzie będę spać? – zapytała babcia, odstawiając półpusty talerz. – Mam nadzieję, że nie na kanapie?
– Mamy dwa pokoje: my z Siergiejem śpimy w jednym, Maksym w drugim – zaczęła Natasza.
– W takim razie chłopak niech śpi na kanapie. Mi potrzebne jest pełne łóżko.
– Może znajdziemy inne rozwiązanie? – zaproponował Siergiej.
– Jakie rozwiązanie? Chcesz wysłać matkę na kanapę? Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłam?
Siergiej spuścił głowę. Natasza zrozumiała – decyzja była podjęta.
– Maksym! – zawołała Walentyna Pietrowna. – Jutro posprzątasz pokój. Rzeczy ułożysz starannie i będziesz spać w pokoju gościnnym.
Maksym spojrzał na rodziców, trzymając w rękach książkę. Natasza chciała interweniować, lecz Siergiej wypowiedział pierwsze słowo:
– Słuchaj babci, Maksym.
– Ale tam mam podręczniki, komputer… – zaczął chłopiec.
– Przeniesiesz – przerwała stanowczo Walentyna Pietrowna. – Poza tym masz za dużo czasu na zabawę. Lepiej pomógłbyś w domu.
Maksym skinął głową i odszedł do swojego pokoju. Natasza słyszała, jak ostrożnie przesuwa rzeczy. Serce zabiło jej mocniej – syn nawet nie próbował się sprzeciwiać, przywykł, że jego opinię się ignoruje.
– Jutro zadbam o porządek – oznajmiła teściowa wstając od stołu. – I zajmę się wychowaniem Maksymka. Bez męskiej ręki rośnie.
– Siergiej jest przecież obok – Natasza nie wytrzymała.
– Siergiej nie jest ojcem – odparła sucho. – To duża różnica. Chłopak potrzebuje dyscypliny, a nie pobłażania.
Natasza gwałtownie podniosła się i zaczęła ostro zmywać naczynia. Talerze dzwoniły niepewnie w jej dłoniach. Siergiej siedział, nie wiedząc, gdzie spojrzeć – raz na żonę, raz na matkę, wyraźnie zażenowany całą sytuacją.
– Jestem zmęczona podróżą – oznajmiła teściowa, wstając. – Pójdę odpocząć. Natasza, połóż świeżą pościel i przewietrz pokój – tu jest po prostu zaduch nie do wytrzymania.
Z tymi słowami poszła do pokoju dziecięcego. Maksym wychodził właśnie stamtąd, trzymając w ramionach stos swoich rzeczy. Widząc babcię, instynktownie przycisnął się do ściany, przepuszczając ją pierwszą.
– I pamiętaj – dodała, zatrzymując się obok niego – jutro wstajesz wcześnie, ścielisz kanapę i sprzątasz za sobą. Nie chcę widzieć rozrzuconych rzeczy.
Maksym milcząco skinął głową. Teściowa zamknęła za sobą drzwi na klucz. Natasza spojrzała na syna – stał w salonie z rzeczami w dłoniach, niepewny, co zrobić dalej.
– Mamo, a gdzie będę się uczyć? – zapytał cicho.
– Na stoliku kawowym albo w kuchni – odpowiedziała równie cicho. – Książki na razie schowamy do pudełka.
Maksym powoli skinął głową i zaczął ostrożnie układać rzeczy na kanapie. Natasza widziała, jak bardzo się stara powstrzymać łzy. Nie był już dzieckiem, ale jeszcze nie dorosłym – wystarczająco dojrzalszym, by dostrzec niesprawiedliwość, i zarazem za młodym, by się jej przeciwstawić.
– Natasza, nie rób dramatu – szepnął Siergiej, podchodząc do żony. – To przecież na chwilę. Mama jest starsza, samotna…
– Na chwilę? – zapytała bez słowa odwracając się. – Jak długo?
– Nie wiem… Jej mieszkanie teraz jest nie do zamieszkania – sąsiedzi zalali łazienkę, trwa remont. Nie da się mieszkać.
Natasza chciała zapytać, dlaczego dowiedziała się o tym dopiero teraz, ale zmieniła zdanie. Kłótnia była bezcelowa. Walentyna Pietrowna zostanie, ile zechce.
Ranek zaczął się bardzo wcześnie. O szóstej trzydzieści Nataszę obudził dźwięk odkurzacza. Spojrzała na zegar – zbyt wcześnie. Siergiej już wyszedł do pracy, zmiana zaczynała się wcześnie. Natasza szybko ubrała się i wyszła do salonu.
Walentyna Pietrowna ubrana w domowy szlafrok, metodycznie odkurzała dywan. Maksym siedział na samym skraju kanapy, usilnie próbuje dokończyć lekcję historii.
– Maksym, zdejmij nogi! – ostro komendowała teściowa, nie wyłączając odkurzacza. – Jak można sprzątać, skoro cały czas przeszkadzasz?
Chłopiec podciągnął nogi, starając się zajmować jak najmniej miejsca. Kanapa była wąska, a książka ciągle spadała mu z kolan.
– Dzień dobry – powiedziała Natasza, wchodząc do pokoju.
– Dzień będzie dobry, gdy zapanuje porządek – prychnęła Walentyna Pietrowna, wyłączając odkurzacz. – A tu co się okazało… Wczoraj wieczorem nie było widać, a przy świetle dziennym – koszmar.
Potrząsnęła głową i zaczęła przesuwać meble, doprowadzając do najdalszych kątów. Maksym za każdym razem wstawał, by zrobić miejsce.
– Będziesz przygotowywać śniadanie? – zapytała teściowa. – Czy znowu zjecie cokolwiek, co się nawinie?
Natasza milczała, kierując się do kuchni. Za ścianą nadal trwało sprzątanie, przerywane komentarzami o odkrytym kurz i bałagan. Maksym nie zdołał doczytać lekcji – co kilka minut musiał wstawać.
– Maksym, do śniadania! – zawołała Natasza.
Chłopiec usiadł na zwykłym miejscu. Walentyna Pietrowna weszła za nim i bez słowa zajęła właśnie jego krzesło. Maksym zawahał się.
– Przesiądź się tutaj – wskazała miejsce przy oknie na stołku.
Posłusznie zmienił miejsce. Stół okazał się zbyt wysoki, a talerz – za daleko. Natasza chciała zaproponować wymianę miejsc, ale teściowa zauważyła:
– Nie wygłupiaj się z nim. Niech się przyzwyczaja do porządku.
Śniadanie minęło w napiętej ciszy. Teściowa jadła powoli, drobiazgowo przeżuwając każdy kęs i krytykując nie tylko nakrycie stołu, lecz także wybór potraw. Maksym się śpieszył – do szkoły zostało niewiele czasu.
– Nie spiesz się – zatrzymała go Walentyna Pietrowna. – Kulturalni ludzie jedzą wolno. I w ogóle – trzeba dziękować za jedzenie.
– Dziękuję – wymamrotał Maksym.
– Głośniej. Trzeba mówić: „Dziękuję za śniadanie”.
– Dziękuję za śniadanie.
– O, widzisz? Tak trzeba wychowywać – zwróciła się do Nataszy. – Bez dyscypliny to się nie uda.
Natasza skinęła milcząco i zaczęła sprzątać talerze. Maksym dopił herbatę i poszedł się przygotować. W drodze do szkoły długo szukał plecaka – okazało się, że teściowa przeniosła go podczas sprzątania.
– Mamo, idę – powiedział zaglądając do kuchni.
– Do widzenia – odpowiedziała Natasza.
– Zaczekaj – zatrzymała go teściowa. – A ze mną się nie pożegnasz?
Maksym wrócił, niezręcznie pocałował babcię w policzek:
– Do widzenia, Walentyno Pietrowno.
– Babcia – ostro poprawiła go kobieta. – Jestem twoją babcią, nie Walentyną Pietrowną.
– Do widzenia, babciu.
– No właśnie – poprawne. Po szkole bezwzględnie od razu do domu, żadnych opóźnień.
Maksym skinął głową i wybiegł. Natasza patrzyła za nim – zwykle chłopiec wychodził wesoły, a dziś miał skulone ramiona, jakby miał o wiele więcej lat na karku.
– Teraz zajmiemy się domem porządnie – oznajmiła Walentyna Pietrowna, pocierając dłonie. – Pokażę ci, jak powinien wyglądać porządek.
Dzień okazał się lawiną poleceń. Teściowa zmusiła Nataszę do zmywania całej zastawy, prania ręczników i wycierania każdej powierzchni. Wszystkie czynności były pod stałą kontrolą i ostro krytykowane.
- Nie tak się zmywa – pokażę ci jak.
- Ręcznik brudny, pierz jeszcze raz.
- W kącie został kurz – źle wytrzeć.
Pod wieczór Natasza była całkowicie wyczerpana. Mieszkanie lśniło czystością, lecz nie przynosiło radości. Walentyna Pietrowna zamieszkała w pokoju dziecięcym, starannie rozkładając rzeczy po wszystkich powierzchniach.
Maksym wrócił do domu senny, ze spuszczonymi ramionami. Nieśmiało zapytał o pozwolenie na wzięcie zeszytu do matematyki.
– Możesz, ale nic nie ruszaj – zgodziła się teściowa. – I ogólnie – nie wchodź bez pozwolenia.
Gdy Siergiej wrócił, Walentyna Pietrowna zaczęła z wielkim zapałem opowiadać o wykonanych porządkach. Mężczyzna kiwał głową, z aprobatą badając lśniące powierzchnie.
– Oto prawdziwy porządek – mówiła. – Tak to powinno wyglądać.
– Tak, mamo, cudownie – zgodził się Siergiej. – Natasza, niech ci to będzie przykładem.
Podczas kolacji Walentyna Pietrowna usadowiła się na końcu stołu – tam, gdzie zwykle siedział Siergiej. On bez sprzeciwu zmienił miejsce, a Maksym automatycznie zajął stołek przy oknie.
– Maksym, podaj chleb – rozkazała teściowa.
Chłopiec wyciągnął się nad stołem, by przekazać koszyk z chlebem.
– Trzeba wstać i podać, a nie sięgać przez stół – zawstydziła go kobieta. – Nie nauczyli cię manier?
Maksym zarumienił się, wstał i poprawnie podał chleb. Natasza zacisnęła zęby – każde słowo teściowej raniło chłopca, lecz Siergiej milczał.
– Poza tym – kontynuowała Walentyna Pietrowna nalewając sobie herbatę – dzieci powinny jeść po dorosłych. W porządnej rodzinie tak się robi.
– Mamo, on przecież dziecko – niepewnie sprzeciwił się Siergiej.
– Tym bardziej trzeba go wychować. Maksym, poczekaj, aż skończymy, potem będziesz jadł.
Chłopiec spojrzał niepewnie na Nataszę. Jego oczy napełniły się łzami, ale usiłował je powstrzymać. Natasza czuła, jak w niej rośnie złość, lecz co mogła zrobić? Siergiej był już po stronie swojej matki.
– Dobrze, mamo. Dyscyplina jest ważna – zgodził się Siergiej.
Maksym powoli odsunął talerz i złożył ręce na kolanach. Dwunastoletni chłopiec siedział głodny, obserwując dorosłych, jak jedzą jego posiłek. Natasza zauważyła, że drżą mu wargi i przełyka ślinę, próbując powstrzymać łzy.
– Najpierw moja mama zje, a potem twój nieszczęsny synek będzie jadł! – wrzasnął Siergiej, zbyt ostro odpychając Maksym, gdy ten próbował sięgnąć po kawałek chleba.
Chłopiec cofnął się jak po uderzeniu. Łzy popłynęły po jego policzkach. Wyskoczył od stołu i wybiegł do swojego starego pokoju, trzasnąwszy drzwiami.
Natasza zamarła. Te słowa były ciosem – „nieszczęsny syn”. Siergiej nazwał tak chłopca, który od trzech lat uważał go za ojca. Krew uderzyła jej do głowy, ręce zaczęły drżeć.
– Jak śmiałeś? – głos Nataszy był cichy, ale lodowaty. – Jak mogłeś tak mówić o moim synu?
– A co w tym złego? – Siergiej nawet nie podniósł oczu znad talerza. – Niech zna swoje miejsce.
– Dobrze, Sierioża – zgodziła się Walentyna Pietrowna, patrząc na syna. – W końcu przejąłeś kontrolę nad tym chłopakiem. Bo już się za bardzo rozpuszczał.
Natasza powoli wstała od stołu. Gniew, który tłumiła przez wiele miesięcy, teraz eksplodował. Wszystkie lata poniewierki, chłód wobec Maksymy, presja ze strony teściowej – wszystko narastało w niej i potrzebowało ujścia.
– Walentyno Pietrowno, przekroczyłaś granicę – zdecydowanie oznajmiła Natasza, nie spuszczając wzroku. – To mój dom i mój syn. Nikt nie ma prawa go obrażać.
– Twój dom? – sucho zapytała teściowa. – Mieszkanie jest na mojego syna. Więc on tu rządzi, a nie ty.
– Siergiej, powiedz coś! – zwróciła się Natasza do męża. – Słyszałeś, jak ona do mnie mówi?
Siergiej milczał, bezradnie przenosząc ciężar ciała z nogi na nogę. Nie miał odwagi podnieść wzroku.
– Mama ma rację – w końcu wydukał. – Za dużo na siebie bierzesz. Maksym musi szanować starszych.
– Szanować? – głos Nataszy się załamał. – Nazwałeś dwunastoletnie dziecko „nieszczęsnym”! Gdzie tu szacunek?
Z pokoju dziecięcego dochodziły stłumione szlochy – Maksym płakał, chowając twarz w poduszce. Natasza poczuła, jak rozpiera ją ból za syna.
– Nie krzycz na mnie – Siergiej też wstał. – To ja tu rządzę.
– Rządzisz? – gorzko się zaśmiała Natasza. – Jak możesz rządzić, jeśli pozwalasz matce rozkazywać w własnym domu? Nie potrafisz nawet stanąć w obronie żony, a co dopiero syna.
Walentyna Pietrowna uśmiechnęła się szyderczo:
– Mówię słusznie: syn powinien słuchać matki, a nie żony. Zwłaszcza tej, która przyprowadziła cudzego dziecka.
– Cudzego? – Natasza zbladła. – Maksym mieszka tu trzy lata. Siergiej sam mówił, że jest jego synem.
– Powiedział, nie znaczy, że tak jest – wzgardliwie odparła teściowa. – Według krwi to ktoś obcy. Wychowanie adekwatne. Niewychowany, bezczelny…
– Dość! – wybuchła Natasza. – Mój syn jest bardziej kulturalny niż wy oboje razem wzięci! Nigdy nie ośmieliłby się tak lekceważyć starszych!
– Nie ośmielaj się tak mówić do mojej matki! – wrzasnął Siergiej, podnosząc się gwałtownie.
– A ty nie krzycz na mnie! – odpowiedziała Natasza, stojąc prosto bez ustępstw.
Stali naprzeciw siebie, ciężko i ze złością oddychając. Powietrze między nimi było napięte niczym na granicy kolejnego konfliktu.
– Sierioża – spokojnie odezwała się Walentyna Pietrowna – czas się zdecydować. Albo jesteś prawdziwym mężczyzną i panem w domu, albo pozwalisz kobiecie sobą rządzić.
– Kobiecie? – Natasza niemal się dusiła ze złości. – Jestem jego żoną!
– Na razie – dodała teściowa z aluzją. – Jeśli tak dalej pójdziesz, długo nią nie pozostaniesz.
Groźba była jasna i niewzruszona. Walentyna Pietrowna już nie ukrywała zamiarów – pozbyć się Nataszy i Maksymy za wszelką cenę.
– Mamo, proszę – słabo próbował wtrącić się Siergiej.
– Trzeba, synku. Ta kobieta niszczy naszą rodzinę. Maksym rośnie bez męskiej dyscypliny, jest bezczelny wobec starszych. A Natasza zamiast być wdzięczna, że tyle dla niej zrobiłem, jeszcze rządzi.
Natasza słuchała i czuła, jak w niej pęka ostatnia nadzieja. Wszystkie lata cierpliwości, kompromisów i chęci ratowania rodziny poszły na marne. Walentyna Pietrowna nigdy nie zaakceptuje ich obu. A Siergiej… Siergiej już wybrał stronę.
– Wiecie co – cicho powiedziała Natasza – macie rację. Czas podjąć decyzję.
Poszła do pokoju dziecięcego. Maksym leżał twarzą w poduszce, ramiona drżały od tłumionych łez.
– Maksym – zawołała.
Chłopiec podniósł zapłakaną twarz.
– Mamo, naprawdę jestem nieszczęśliwy? – wyszeptał.
Serce Nataszy pękło. Usiadła obok i objęła syna.
– Nie, skarbie. Jesteś najlepszym chłopcem na świecie. Najmądrzejszym, najczulszym i najsilniejszym. To, co powiedział Siergiej, to tylko głupota. Dorośli czasem tak mówią, gdy się złością.
Maksym otrzepał łzy rękawem i spojrzał poważnie na mamę:
– Mamo, czy możemy żyć bez nich? Bez Siergieja i jego matki?
Natasza na moment zamarła. Słowa wypowiedziane przez dziecko zdawały się zamykać jej rozważania.
– Możemy – odpowiedziała stanowczo. – Poradzimy sobie.
– To wyrzućmy ich – zaproponował Maksym. – To było nasze mieszkanie, zanim Siergiej tu przeprowadził się.
Natasza wstała i pewnym krokiem udała się do salonu. Walentyna Pietrowna i Siergiej siedzieli przy stole, rozmawiając półszeptem. Ujrzawszy ją, zamilkli.
– Walentyno Pietrowno, proszę spakuj się – powiedziała spokojnie. – Dzisiaj wyjeżdżasz.
Teściowa zaśmiała się sarkastycznie:
– Co ja słyszę? Chcesz mnie wyrzucić?
– Chcę. I tak zrobię. Siergiej, ty też idziesz. Teraz.
– Natasza, przesadzasz – wstał mąż. – Dokąd mam iść?
– Do mamy. Skoro ważniejsza jest dla ciebie od rodziny – niech mieszkacie razem.
– Posłuchaj, głupia – podniosła głos Walentyna Pietrowna – mieszkanie jest na Siergieja, więc to ty się wynosisz z dzieckiem.
– Mylisz się – odparła zimno Natasza. – Mieszkanie kupiłam za moje pieniądze ze sprzedaży poprzedniej nieruchomości. Po prostu formalnie jest na Siergieja, dla wygody. Mam dokumenty potwierdzające.
Twarz teściowej zbledła. Siergiej nerwowo odwracał wzrok od jednej kobiety do drugiej.
– I jeszcze jedno – dodała Natasza – nie jesteśmy oficjalnie małżeństwem. Siergiej to tylko konkubent. Mam prawo zakończyć tę relację w każdej chwili.
– Nie jesteście małżeństwem? – Walentyna Pietrowna spojrzała na syna z niedowierzaniem. – Mówiłeś mi, że jesteś żonaty!
Siergiej milcząco spuścił głowę. Natasza uśmiechnęła się z satysfakcją:
– Trzy lata obiecywałeś ślub, ale odkładałeś. Teraz już wiem dlaczego – czekałeś na wasze błogosławieństwo.
Walentyna Pietrowna rzucała spojrzenia, szukając wyjścia z sytuacji.
– Dobrze – powiedziała – zabierzemy wszystko, co kupił Siergiej. Telewizor, lodówkę, pralkę…
– Proszę bardzo – zgodziła się spokojnie Natasza. – Poradzimy sobie i bez tego.
– Natasza – Siergiej ponownie próbował wtrącić się – porozmawiajmy. Może znajdziemy kompromis…
– Kompromisy? – kobieta spojrzała na niego przenikliwie. – Przez trzy lata na nie przystawałam. Tolerowałam wasze uwagi, obojętność wobec Maksymy. A dziś nazwałeś mojego syna nieszczęśliwym. Jakie kompromisy mogą być?
Siergiej zamilkł. Walentyna Pietrowna zdawała sobie sprawę, że przegrała, ale mimo to próbowała walczyć:
– Pożałujesz tego! Sama z dzieckiem nie dasz sobie rady. Kto cię przyjmie z obcym dzieckiem na karku?
– Lepiej być samemu, niż pozwalać na upokorzenia mojego syna – zdecydowanie odpowiedziała Natasza.
Po godzinie pakowania było już po wszystkim. Walentyna Pietrowna demonstracyjnie pakowała każdą rzecz należącą do Siergieja, rzucając wrogi wzrok na Nataszę. Siergiej cicho składał ubrania do walizki.
– Mamo, mogę pomóc? – pojawił się w drzwiach Maksym.
Miał jeszcze zaczerwienione oczy, ale łzy już wyschły. Natasza skinęła głową, a syn zaczął wynosić pudełka do przedpokoju.
– I nie liczcie, że wrócicie! – rzuciła na pożegnanie Walentyna Pietrowna stojąc w progu.
– Nie liczę – odpowiedziała spokojnie Natasza. – Nie warto.
Siergiej zatrzymał się przy drzwiach.
– Natasza, może jeszcze…
– Nie – powiedziała stanowczo. – Dokonałeś wyboru. Żyj z nim.
Drzwi zostały zamknięte. Natasza odwróciła klucz i oparła się plecami o drzwi. W mieszkaniu zapadła cisza – po raz pierwszy od wielu miesięcy cicha i wolna.
Maksym podszedł i objął matkę w talii.
– Mamo, dziękuję – wyszeptał. – Wiedziałem, że mnie obronisz.
Natasza pogładziła syna po głowie. Przed nimi były trudności – jedna pensja to niewiele. Ale nikt więcej nie nazwie Maksymy nieszczęśnikiem. Nikt nie będzie go karać ani zmuszać do czekania na resztki.
– Wiesz co – powiedziała – jutro przestawimy meble. Odzyskasz swój pokój.
– A gdzie postawimy kanapę?
– W salonie zostanie, miejsca wystarczy.
Maksym rozpromienił się i mocniej przytulił mamę. Natasza spojrzała na pusty stół, przy którym jeszcze niedawno siedziała cała „rodzina”, nie odczuwając ani grama żalu.
Bo rodzina to nie ci, którzy mieszkają pod jednym dachem.
Rodzina to ci, którzy się wzajemnie chronią.
I dla tego jest gotowa była poświęcić wszystko.