Lera od zawsze wyobrażała sobie swój trzydziesty jubileusz zupełnie inaczej. Jako dziecko wierzyła, że do trzydziestki osiągnie wszystko: rozwijaną karierę, potomstwo, własny dom otoczony ogrodem i białym płotem. Jednak życie okazało się bardziej skomplikowane, a jednocześnie prostsze niż przypuszczała. Miała Maksima – męża, którego kochała przez osiem lat. Dysponowała pracą, która dawała satysfakcję oraz przyzwoite zarobki, chociaż wykonywała ją przed komputerem we własnym mieszkaniu, a nie w biurze z pięknym widokiem za oknem.
Posiadała przytulne, dwupokojowe mieszkanie w spokojnej dzielnicy, kartę na siłownię oraz cotygodniowe wizyty u kosmetyczki. Jedynymi brakami były dzieci oraz prawdziwe porozumienie między nią a mężem.
– Lera, na serio, zróbmy to bez nich – powiedziała do Maksima na tydzień przed urodzinami, mieszając kawę i spoglądając na jesienny dziedziniec przez okno. – Chcę świętować spokojnie. Tylko z tobą, Anyą, Dimką i Svetką. Tylko tyle.
Maksim zerknął znad laptopa, gdzie na ekranie widniały arkusze z liczbami – pracował w firmie IT, a poranki często zaczynał z kawą w domu.
– Oni się obrażą – wypowiedział się cicho.
– Ja obrażę się, jeśli przyjdą – usiadła naprzeciw niego, pewna swojej decyzji. – Maks, bez przesady. Nie chcę słyszeć w swoje urodziny, że powinnam mieć dzieci, bo „zegar tyka” lub że praca freelancera to nieprawdziwe zajęcie, tylko bawienie się.
Maksim zamknął laptopa, a Lera dostrzegła, jak waży w myślach argumenty – swoje, swoje rodziców.
– Dobrze – zgodził się w końcu. – Nie powiem im nawet, gdzie świętujemy.
– Naprawdę?
– Naprawdę. Powiem, że to romantyczny wieczór.
Lera objęła go za ramiona, odchodząc od stołu.
– Dziękuję. Chcę jedynie, by niczego nie trzeba było tłumaczyć. Zgoda?
– Zgoda – pocałował ją w dłoń. – Ale kupimy mamie prezent, prawda?
– Oczywiście, nie jestem potworem – roześmiała się Lera.
Wybrała restaurację „Granat” ze względu na przytulną atmosferę i bliskość domu. To niewielki lokal na parterze starej kamienicy, z drewnianymi stołami, przyciemnionym światłem i bezpretensjonalnym menu, w którym serwowano dobre steki i domowe desery. Miejsce, gdzie można było siedzieć godzinami, bez pośpiechu i wymuszonych toastów.
Zaproszeni goście i ich gesty
Jako pierwsza zjawiła się Anya – przyjaciółka z czasów studenckich, świadek na ślubie, osoba znająca wszystkie sekretne strony Lery i nigdy jej nie oceniająca. Przyniosła ogromny bukiet białych róż oraz pudełko makaroników.
– Sto lat, staruszko – pocałowała ją w policzek.
– To ty jesteś staruszką, o dwa miesiące starszą – odpowiedziała Lera.
Dimka i Svetka przyjechali razem z Maksimem – to ich wspólni znajomi, których rodziły się relacje od około czterech lat, odkąd spotkali się na urodzinach wspólnego przyjaciela. Dimka i Svetka mieli dwuletnią córkę i byli tymi nielicznymi ludźmi, którzy nigdy nie pouczali „dlaczego nie masz jeszcze dziecka” ani nie pytali, kiedy wreszcie.
– Lerochka – uściskała solenizantkę Svetka, wręczając małe pudełko. – To kolczyki. Widziałaś podobne w Pandora.
Lera otworzyła pudełko. Proste, eleganckie kolczyki z drobnymi cyrkoniami.
– Sveta, dziękuję, są idealne.
Dimka podał rękę na powitanie, Maksim zamówił szampana i usiedli przy okrągłym stole obok okna. Za szybą delikatnie padał deszcz, w lokalu grała łagodna muzyka, a Lera czuła, że to jest dokładnie to, czego potrzebowała – spokój, brak presji, obecność bliskich osób.
„Za Lerę”, wzniosł szklankę Dimka. „Niech kolejne trzydzieści lat będzie jeszcze lepsze niż dotychczasowe.”
„Za przyjaźń” – dodała Anya.
„Za miłość” – powiedział Maksim, spoglądając na żonę.
Wznieśli toast i Lera poczuła wewnętrzne ciepło oraz ukojenie. To było szczęście – nie krzykliwe, nie na pokaz, lecz ciche i prawdziwe.
Zamówili sałatki i gorące dania, Svetka opowiedziała zabawną historię o córce, Anya narzekała na nowego szefa, Dimka planował urlop. Zwykłe rozmowy osób, które znały się na tyle dobrze, by nie odgrywać ról.
- Lera rozważała kursy z marketingu, pragnąc rozwoju
- Anya mówiła o nauce mediów społecznościowych
- Maksim chwalił liczne projekty zrealizowane przez żonę
W trakcie drugiego kieliszka szampana do restauracji weszli niespodziewanie rodzice Maksima.
Lera poczuła, jak serce zamiera z przerażenia.
Anna Siergiejewna i Władimir Pietrowicz spojrzeli na tłum w lokalu jak ludzie, którzy znaleźli się w niewłaściwym miejscu. Anna Siergiejewna miała na sobie swój zwyczajowy beżowy płaszcz i na twarzy stały niezadowolenie. Władimir Pietrowicz trzymał ogromny, jaskrawy bukiet gladioli – całkowicie niepasujący do otoczenia.
– No to jesteście – rzecze Anna Siergiejewna, kierując się do ich stolika. – Maksim, dlaczego ukrywasz przed rodzicami plany?
Lera spojrzała na męża, który zniżył wzrok; wszystko rozumiała bez słów.
– Wszystkiego najlepszego – powiedział Władimir Pietrowicz, wręczając kwiaty i całując ją w policzek. Gladiole miały sztuczny, cukierkowy zapach.
– Dziękuję – odpowiedziała wymuszonym tonem.
– Dziwne miejsce – oceniła Anna Siergiejewna, zerkając po wystroju. – To przecież jubileusz. Można było wybrać coś bardziej eleganckiego.
Dimka i Svetka wymienili się spojrzeniami. Anya spuściła wzrok na talerz. Maksim milczał.
– Usiądźcie – powiedziała Lera, chcąc przełamać napięcie.
Anna Siergiejewna usiadła obok syna, Władimir Pietrowicz zajął miejsce pomiędzy Dimką a Svetką. Kelner przyniósł dodatkowe sztućce.
– No dobrze – oznajmiła Anna Siergiejewna po nalaniu szampana. – Wznieśmy toast za solenizantkę. Niech Bóg obdarzy ją najpiękniejszym darem w nadchodzącym roku – macierzyńskim szczęściem. Trzydzieści lat to przecież dojrzały wiek.
Lera poczuła, jak sucho robi się w ustach.
– Mamo – wyszeptał Maksim.
– Jaki „mamo”? – zdziwiła się Anna Siergiejewna. – Czy ja nie mówię prawdy? W twoim wieku już was wychowywaliśmy.
– W trzydziestce mieliśmy już trójkę dzieci – dodał Władimir Pietrowicz.
– Czasy się zmieniły – wtrąciła cicho Svetka.
– Czasy, czasy – machnęła ręką Anna Siergiejewna. – Ale biologia jest niezmienna. Zegar tyka, bez względu na wszystko.
Lera zacisnęła dłonie pod stołem.
– A ci to kto? – zapytała teściowa, wskazując Dimkę i Svetkę. – Maksim, nie przedstawiłeś ich.
– To nasi przyjaciele, Dimka i Sveta – wyjaśnił Maksim.
– Rozumiem – spojrzała na nich krytycznie Anna Siergiejewna. – A od kiedy znacie Lerę?
– Wspólni znajomi – odpowiedział Dimka.
– Hm. Myślałam, że zaprosicie Iroczkę Sokołową, pamiętasz, Maksim? Córkę Wołodii. Lera ma jej wiek, jest mężatką i już ma dwójkę dzieci. Z kim rozmawiać o rodzinie.
– Mamo – stanowczo powiedział Maksim. – Chcieliśmy świętować w kameralnym gronie.
– Małe grono to rodzina – zareagowała Anna Siergiejewna. – Nie jakieś… – rzuciła spojrzenie na przyjaciół Lery.
– Anya jest moją najlepszą przyjaciółką – wtrąciła się Lera. – Od czasów studiów.
– O, studenckie przyjaźnie – skinęła głową Anna Siergiejewna, jakby wszystko jasne. – A gdzie pracujesz?
– W agencji reklamowej – odpowiedziała Anya.
– W biurze?
– Tak.
– Dobrze. W przeciwieństwie do naszej Lery, która siedzi w domu i coś na internecie robi. Mówię Maksimowi – to nie praca, to zabawa. Trzeba wychodzić do pracy, nawiązywać kontakty, zdobywać doświadczenie.
Lera poczuła, jak narasta wewnątrz gniew.
– Anna Siergiejewna – odezwała się spokojnie – zarabiam tyle samo, co Maksim.
– Pieniądze to nie wszystko – machnęła ręką teściowa. – Stabilność się liczy, zasiłki, urlopy, zwolnienia. A ty co masz? Raz zamówienia są, raz nie.
– Mam stałych klientów.
– Tak, tak. A co potem? Kryzys i po pracy. Nie rozumiem młodych. Zamiast rodziny, dzieci, chodzicie na siłownię, do kosmetyczki – pieniądze wyrzucacie w błoto.
– Mamo, dość – przerwał Maksim.
– Co dość? Mówię prawdę – rozłożyła ręce Anna Siergiejewna. – Chcę dla was jak najlepiej. Lero, jesteś ładna, ale czas ucieka. Piękno się marnuje, jeśli nie masz prawdziwej rodziny.
– Mamy rodzinę – odparła Lera.
– Jaką rodzinę bez dzieci? – prychnęła teściowa. – Udajecie, że macie rodzinę. Rodzina to obowiązki, pełny dom, kontynuacja rodu.
Lera wstała.
– Anna Siergiejewna – powiedziała drżącym głosem mimo woli – proszę, opuść restaurację.
Zapanowała cisza. Anna Siergiejewna otworzyła usta ze zdziwienia.
– Co powiedziałaś?
– Proszę, żeby pani wyszła.
– Maksim! – zwróciła się do syna. – Słyszysz, jak do mnie mówisz?
Maksim siedział, nie podnosząc oczu.
– Maksim!
– Ja… – w końcu spojrzał na matkę, potem na żonę. – Powiedziałem im, gdzie świętujemy.
Lera poczuła, jak miękną jej nogi.
– Co?
– Wczoraj mama pytała, gdzie idziemy świętować, i… nie mogłem skłamać.
– Maksim – wyszeptała – obiecałeś.
– Lera, dlaczego się tak denerwujesz? – przerwał Władimir Pietrowicz. – Przyszliśmy z dobrymi intencjami, żeby pogratulować.
– Co pani sobie wyobraża? – wykrzyknęła Anna Siergiejewna. – Jesteśmy rodzicami! Mamy prawa!
– Nie – powiedziała twardo Lera. – Nie macie prawa zatruwać moich urodzin, mówić mi, jak żyć. A ty, Maksim, nie masz prawa mnie okłamywać.
– Ler – zaczął Maksim.
– Nie – przerwała. Chwyciła torebkę. – Anya, chodźmy.
– Lera, gdzie idziesz? – wstał Maksim.
– Ty idź do mamy – rzekła. – Widocznie ona jest dla ciebie ważniejsza niż ja.
– Lera!
A ona już szła do wyjścia, a Anya szybko za nią.
– Ta kobieta to wąż – mówiła Anya w taksówce. – Przepraszam, nie o tobie.
Lera zaśmiała się przez łzy.
– Nie przepraszaj. Ona naprawdę jest wężem.
– A Maksim… – Anya pokręciła głową. – Jak on mógł?
– Nie wiem – odparła Lera patrząc na mokre ulice. – Wydawało mi się, że jest po mojej stronie.
– Mężczyźni – filozofowała Anya. – W głębi to mamy synowie.
– Dokąd jedziemy? – zapytał kierowca.
– Na karaoke na Majakowskiej – odpowiedziała Anya bez pytania Lery.
– Dobrze – przytaknęła Lera. – Chcę się wykrzyczeć.
Karaoke było głośne, duszne, a zarazem pełne radości. Grupy studentów świętowały swoje wydarzenia, para w wieku czterdziestu lat śpiewała duety, a ktoś w sąsiedniej budce wykrzykiwał piosenki Czoja.
Lera i Anya wynajęły małą budkę, zamówiły wino i zaczęły od „Sto lat”. Potem były kolejne, żywiołowe utwory.
– Wiesz – powiedziała Lera kończąc trzeciego drinka – chyba jestem szczęśliwa.
– Od wina?
– Od wolności – odebrała mikrofon. – Ank, zaśpiewajmy „Murkę”?
– Zróbmy to! – roześmiała się Anya.
Śpiewały „Murkę”, potem „Katiuszę”, a potem „Moskwę nocą”. Każda piosenka zdawała się zdzierać ciężar z serca Lery.
Telefon dzwonił od Maksima, ale jej nie odebrała.
– W sumie pomyśl – przerwała Anya podczas przerwy – może to i lepiej?
– Dlaczego lepiej?
– Bo czas na zmiany. W związku, w życiu.
Lera obracała mikrofon w dłoniach.
– Myślisz o rozwodzie?
>
– Myślę o życiu dla siebie samej. Potem zobaczymy.
– Maksim nie jest zły. Po prostu…
– Słaby – dokończyła Anya. – Przepraszam, ale to prawda. Dobry facet, ale słaby. Tak długo jak chowa się pod spódnicą mamy, nic się nie zmieni. I nie będziesz miała z nim dzieci właśnie przez to.
Lera skinęła głową – sama to wiedziała, ale bała się przyznać.
– Zaśpiewajmy coś dalej! – zaproponowała.
– „Napijmy się za miłość”!
Śpiewały do rana, potem Anya wróciła do domu, a Lera udała się do mieszkania. Maksim siedział w przedpokoju, z głową w dłoniach.
– Ler – powiedział, gdy weszła. – Przepraszam.
– Porozmawiamy jutro – odparła zmęczona. – Chcę spać.
– Ler, proszę…
– Jutro, Maks.
Następnego ranka usiedli razem przy kawie, w ciszy. Na zewnątrz październikowy dzień był chłodny i jasny.
– Nie chciałem – zaczął Maksim. – Mama pytała, pomyślałem, co szkodzi? Przyjdą, pogratulują i wyjdą.
– Wiedziałeś – powiedziała Lera. – Wiedziałeś doskonale, co z tego wyniknie. A mimo to powiedziałeś.
Maksim skinął głową.
– Wiedziałem.
– Dlaczego?
Długo milczał, potem westchnął.
– Bo mam dość kłamstw wobec mamy. Łatwiej się zgodzić niż sprzeczać.
– A sprzeczka ze mną nie jest łatwiejsza?
– Ze mną… – spojrzał na nią. – Myślałem, że zrozumiesz.
– Zrozumieć co? Że mama jest dla ciebie ważniejsza?
– Nie. Że… nie potrafię się przeciwstawić rodzicom.
Odłożyła filiżankę.
– Maksim, mam trzydzieści lat. Nie dwadzieścia, nie dwadzieścia pięć. Trzydzieści. Pracuję, zarabiam, płacę za mieszkanie, kupuję jedzenie. Jestem dorosłą kobietą. I nie chcę codziennie udowadniać prawo do istnienia.
– Rozumiem.
– Nie, nie rozumiesz. Gdybyś rozumiał, nie zaprosiłbyś ich wczoraj.
Maksim spuścił wzrok.
– Czego chcesz?
– Nie wiem – powiedziała szczerze. – Muszę pomyśleć.
Przez trzy dni rozważała wszystko. Pracowała, spotykała się z Anyą, rozmawiała przez Skype z matką mieszkającą w Petersburgu, która dawno rozwiodła się z ojcem i zna życie z odmiennej perspektywy.
– Lerochka – mówiła mama – nie spiesz się. Pamiętaj, masz prawo do szczęścia. Prawdziwego szczęścia, a nie kompromisów dla świętego spokoju.
Czwartego dnia Maksim wrócił do domu i oznajmił:
– Rozmawiałem z rodzicami.
– I?
– Powiedziałem im, że jeśli będą niemiło traktować ciebie, zerwę z nimi kontakt.
– Naprawdę?
– Naprawdę. I powiedziałem, że żyjemy według własnych zasad, dzieci pojawią się, kiedy przyjdzie czas, a ten temat jest dla nas delikatny i prywatny.
Lera spojrzała na niego z powagą.
– A oni?
– Mama płakała. Tata nazwał mnie niewdzięcznym synem – wzruszył ramionami Maksim. – Ale jestem zmęczony, Lero. Zmęczony wybieraniem między tobą a nimi. Wybieram ciebie.
– Lepiej późno niż wcale – uśmiechnęła się, przytulając go mocno.
Może jeszcze wszystko da się naprawić. Może wczorajszy koszmar był znakiem – nie rozwodu, lecz potrzeby uporządkowania spraw.
– Sto lat – wyszeptał Maksim, całując ją w skroń. – Chcę, żeby wszystkie twoje urodziny były szczęśliwe.
– Te już takie są – odparła Lera. – W karaoke.
– Opowiesz mi o tym?
– Opowiem. Anya i ja śpiewałyśmy „Murkę”.
– Naprawdę?
– Naprawdę!
Maksim się zaśmiał, a Lera pomyślała, że trzydziestka to nie koniec, lecz początek – początek życia, które wreszcie zdecydowała się dla siebie wybrać.
Podsumowanie:
Historia Lery to opowieść o oczekiwaniach, presji społecznej i trudnościach w rodzinnych relacjach. Trzydzieste urodziny stały się dla niej momentem refleksji i decyzji o szukaniu własnej drogi, nieuleganiu narzuconym normom, a przede wszystkim walce o swoje szczęście i szacunek w związku. Pokazuje, jak ważne jest słuchanie siebie i stawianie granic wobec bliskich, by móc cieszyć się prawdziwą wolnością oraz dobrze ułożonym życiem osobistym.