**Prawda pod ślubnym welonem**
Leżałam na zimnej podłodze, wciąż w białej sukni, czując ciężar jego ciała pod sobą. Moje dłonie oparły się o jego ramiona, a wtedy to poczułam. Twarde, napięte mięśnie. Nie zwiotczałe, jak u człowieka sparaliżowanego.
Zamarłam.
Ethan patrzył na mnie z góry, jego oczy – niebieskie jak lodowata woda – błyszczały w półmroku. Przez chwilę żadne z nas się nie poruszyło.
– Przepraszam – wyszeptałam, próbując się odsunąć. – Nie chciałam…
Jego dłoń zacisnęła się na moim nadgarstku. Mocno. Zbyt mocno.
– Lila – powiedział niskim, głębokim głosem – wstań.
Zrobiłam to, ale z trudem powstrzymałam drżenie nóg.
Ethan powoli usiadł, a potem… *wstał.*
Bez żadnego podparcia.
Patrzyłam na niego, jakby wstał z martwych.
– Ale… przecież… – Głos ugrzązł mi w gardle.
Uśmiechnął się – krzywo, chłodno. – Zaskoczona?
Nie potrafiłam odpowiedzieć.
—
Usiadł na krawędzi łóżka, jakby nic się nie stało.
– Przykro mi, że musiałaś dowiedzieć się w taki sposób – powiedział spokojnie. – Ale nie jestem sparaliżowany. Nigdy nie byłem.
– *Nigdy?!* – powtórzyłam, jak echo.
– Wypadek był prawdziwy – odparł. – Ale paraliż? To była… umowa.
Zrobiłam krok do tyłu. – Umowa z kim?
Jego spojrzenie stwardniało. – Z twoją matką.
Poczułam, jak serce zamiera.
– Co… co mówisz?
Ethan westchnął, jakby był zmęczony. – Twój ojciec był winien mojej rodzinie ponad milion dolarów. Zanim umarł, twoja matka przyszła do mojego ojca z propozycją. Ty za mnie wyjdziesz, a dług zostanie anulowany. W zamian… ona pomoże mi zniszczyć własną rodzinę.
– *Co?*
– Mój ojciec był potworem – powiedział cicho. – A ja byłem tylko pionkiem w jego grze. Potrzebowałem kogoś, kto pomógłby mi go obalić od środka. Twoja matka się zgodziła. W zamian za spokój i pieniądze.
– To niemożliwe – wyszeptałam. – Moja matka…
– Twoja matka – przerwał chłodno – powiedziała, że zrobi wszystko, żebyś miała bezpieczne życie. Nawet jeśli to oznacza sprzedać cię jak towar.
Oczy zaszły mi łzami.
– Dlaczego więc udawałeś? – spytałam z trudem. – Po co ta farsa z wózkiem?
– Bo świat współczuje słabym. – Wstał, teraz w całej swojej wysokiej sylwetce. – A ja potrzebowałem, żeby nikt mnie nie podejrzewał, kiedy przejmę kontrolę nad firmą ojca.
Zrobił krok w moją stronę.
– Ale nie przewidziałem jednego. Ciebie.
—
Kilka dni później dom Blackwellów tętnił od szeptów. Ethan nagle „odzyskał sprawność”, ku przerażeniu swojej rodziny.
Jego ojciec, Victor, wściekły, zamknął się w gabinecie.
– To małżeństwo to błąd – grzmiał. – Ta dziewczyna zrujnuje ci reputację!
– A ty zrujnowałeś wszystko inne – odpowiedział Ethan spokojnie. – Od jutra to ja jestem dyrektorem.
– Co?
– Odrzuciłeś mnie, gdy byłem słaby. Teraz zrobisz miejsce dla kogoś, kto już nie jest.
—
Wieczorem Ethan wszedł do naszej sypialni. Stałam przy oknie, wciąż nie mogąc zrozumieć, w co zostałam wplątana.
– Nie chciałam tego – wyszeptałam. – Myślałam, że jesteś ofiarą.
– Byłem – odparł. – Ale nie taką, jak myślisz.
Podszedł bliżej. – Chciałem tylko wolności. Ty miałaś być kluczem.
Spojrzałam na niego z bólem. – Więc jestem tylko narzędziem?
Na chwilę zamilkł. Potem powiedział coś, co mnie zaskoczyło:
– Nie wiem już, kim jesteś. Ale przestałaś być narzędziem, kiedy zaczęłaś mnie bronić przed moją własną matką wczoraj.
Przypomniałam sobie tamten moment. Caroline Blackwell, zimna i wyniosła, wbiła we mnie spojrzenie pełne pogardy, kiedy stanęłam w drzwiach, broniąc Ethana.
„Nie dotykaj go!” – powiedziałam wtedy. – „On nie jest już twoim dzieckiem, jeśli widzisz w nim tylko wstyd.”
Nie wiedziałam, że Ethan to słyszał.
—
Następnego ranka zastałam go w gabinecie. Na biurku leżały dokumenty.
– Co to? – zapytałam.
– Umowa. – Spojrzał na mnie poważnie. – Anuluję wszystkie długi twojej matki. Oddaję wam dom.
– Dlaczego?
– Bo wczoraj dowiedziałem się, co naprawdę znaczy mieć kogoś po swojej stronie.
Patrzył mi w oczy. – Ale jeśli zostaniesz… chcę, żebyś została z własnego wyboru. Nie z przymusu.
Cisza między nami była ciężka jak stal.
– Nie wiem jeszcze, czy potrafię ci zaufać – powiedziałam.
– Nie oczekuję tego. – Uśmiechnął się lekko. – Ale dam ci powód.
Sięgnął do szuflady i wyjął małą, starą kopertę.
– Twój ojciec zostawił list – powiedział. – Mój ojciec go przechwycił. Dowiedziałem się o nim dopiero niedawno.
Drżącymi dłońmi otworzyłam kopertę.
*„Lilo, jeśli to czytasz, znaczy, że nie udało mi się spłacić długu. Ale pamiętaj – Blackwellowie nie są tacy, na jakich wyglądają. Strzeż się ich sekretów.”*
Spojrzałam na Ethana.
– Wiedziałeś o tym?
– Wiedziałem, że coś ukrywają – powiedział. – Ale nie wiedziałem, że twój ojciec też był ich ofiarą.
– Ofiarą?
– Victor Blackwell nie tylko niszczył ludzi finansowo – szeptał. – Wymuszał lojalność, szantażował, wciągał w swoje układy. Twój ojciec próbował go ujawnić.
Poczułam, jak nogi się pode mną uginają.
Ethan podszedł i złapał mnie za rękę.
– Chcę dokończyć to, co on zaczął – powiedział. – Ale nie sam. Z tobą.
—
Trzy miesiące później gazety krzyczały nagłówkami:
**„Imperium Blackwellów upada – śledztwo ujawnia dekady korupcji.”**
Victor Blackwell został aresztowany, a firma przeszła w ręce Ethana.
Oficjalnie.
Nieoficjalnie – w nasze.
—
Tamtej nocy, kiedy wszystko się skończyło, siedzieliśmy w tym samym pokoju, w którym się poznaliśmy. Tym razem oboje na łóżku.
– Nadal chcesz, żebym została? – zapytałam cicho.
Ethan uśmiechnął się. – Tym razem… nie muszę udawać, że nie mogę wstać, żeby cię zatrzymać.
– A ja nie muszę udawać, że chcę odejść – odpowiedziałam.
—
Kilka tygodni później, w gabinecie Ethana, znalazłam list z jego podpisem:
*„Dla tej, która obudziła człowieka w człowieku, którego uznano za kalekę. Dla Lili.”*
Zrozumiałam wtedy, że to nie ja niosłam jego do łóżka tamtej nocy.
To on od tamtej chwili niósł mnie – aż do prawdy.