Zwykli ludzie rzadko zapuszczają się głęboko w las, jednak bohater tej historii, doświadczony leśniczy, a do tego z wojskowym doświadczeniem w kanadyjskim wywiadzie, był wyjątkiem.
Pewnego ranka John pracował w lesie, wykonując pomiary drzew. Nagle zatrzymał się, słysząc przeraźliwy wyjąk w pobliżu. Zostawił swoje narzędzia i ostrożnie ruszył w stronę dźwięku.
Po chwili dotarł na leśną polanę, gdzie zobaczył dużą wilczycę. Jej łapa była uwięziona w pułapce, a ona z całych sił próbowała się uwolnić, jednak wyczerpana opadła na ziemię.
Wilczyca wyglądała na wyczerpaną, jakby walczyła o wolność przez długi czas. John chciał jej pomóc, ale gdy zbliżył się do niej, wilczyca warknęła, a sierść na jej grzbiecie stanęła dęba – to było bardziej ze strachu niż złości. Drapieżnica gwałtownie szarpała łapą, próbując się uwolnić i uciec, ale jej siły już były na wyczerpaniu.
John cofnął się, nie chcąc jej jeszcze bardziej zranić. Wtedy dostrzegł coś, co go zaskoczyło: wilczyca była karmiąca, jej wymiona były pełne. Oznaczało to, że gdzieś w pobliżu musiały być jej młode, które niecierpliwie czekały na mamę, jeśli jeszcze żyły.
I rzeczywiście, z krzaków nieopodal wyjrzał mały wilczek, a prawdopodobnie nie był to jedyny maluch.
John chciał uratować młode, musiał działać szybko, ale nie mógł podejść do wilczycy, obawiając się, że może zranić siebie lub ją.
Wilczyca była na skraju śmierci. Wyglądało na to, że straciła dużo krwi przez ranę na łapie, a jeśli zostawi ją tam samą, śmierć była nieunikniona w ciągu kilku dni. Dodatkowo kłusownicy lub inne drapieżniki mogły przyjść po swoją zdobycz.
John rozumiał to i nie chciał takiego zakończenia. Przeszedł w życiu przez wiele trudnych chwil i nie zamierzał się poddać. Każda sekunda, którą tracił, mogła zmienić czyjeś życie.
Musiał działać natychmiast. Zdecydował się, uklęknął i powoli zaczął zbliżać się do wilczycy.
Ostrożnie dotknął jej łapy. Ku jego zdziwieniu, wilczyca nie zareagowała. Była już bardzo wyczerpana. Teraz albo nigdy! John ostrożnie owinięciem rękawem kurtki zabezpieczył rękę, a drugą ręką nacisnął mechanizm pułapki, by ją otworzyć, ale ta nie ustąpiła – łapa wciąż była uwięziona.
Prawdopodobnie pułapka utknęła w wyniku gwałtownych szarpnięć, kiedy wilczyca próbowała się uwolnić. John nie miał czasu na zastanowienie się. Zignorował zasady bezpieczeństwa i nacisnął na pułapkę obiema rękami, w końcu udało się ją otworzyć. Wilczyca nie stawiała oporu, tylko co jakiś czas przychodziła do siebie i warczała.
Następnie John wziął wilczycę na ramiona i zaniósł do swojej chaty. Była ona tylko kilka setek metrów dalej, ale i tak zajęło mu prawie 20 minut, by przetransportować ciężkiego drapieżnika przez śnieg. Położył ją przy piecu, by się ogrzała.
Podczas gdy dom się nagrzewał, leśniczy oglądał jej rany, przemywał je i opatrzył. John przeszedł szkolenie medyczne podczas swojej służby wojskowej, więc wiedział, co robić. Gdyby opóźnił się, zwierzę po prostu wykrwawiłoby się.
Powoli wilczyca zaczęła wracać do siebie. Kiedy zaczęła znowu warczeć na niego, John wiedział, że wszystko będzie dobrze. Potrzebowała czasu, by się wyleczyć. Wiedząc, że niedługo odzyska siły, postanowił wynieść ją z domu na werandę, by mogła tam odpoczywać, gdy znów straci przytomność. Rozłożył tam ciepły koc i postawił miskę z wodą. Następnie wyniósł uratowaną zwierzę.
Po tym, jak zadbał o wilczycę, John ruszył na poszukiwanie jej młodych. Wilczki nie mogły być daleko, bo zwykle wilczyca nie zostawia ich samych. Dzięki swojemu doświadczeniu w rozpoznawaniu zwierząt i pracy w lesie, doskonale znał ich zachowania.
Wrócił na miejsce, gdzie znalazł wilczycę, i dokładnie obejrzał śnieg wokół. W końcu zauważył to, czego szukał – małe ślady. To prawdopodobnie ten sam wilczek, który przestraszył się i uciekł, gdy się spotkali po raz pierwszy.
Podążając za śladami, leśniczy dotarł do ukrytej jaskini. Na pierwszy rzut oka wyglądała ona na niezbyt widoczną. Mając nadzieję, że to legowisko wilczków, zebrał się na odwagę i próbował przyciągnąć ich uwagę. Młode były dobrze nauczone czekać na matkę i nie wychodziły z kryjówki.
John nie ustępował i próbował wszystkiego, nawet próbując naśladować wilcze wycie, ale to nie zadziałało. Już miał pomysł, by samemu wejść do nory, gdy nagle z jej wnętrza wyjrzał mały wilczek.
Maluch był głodny, więc zdecydował się wyjść z ukrycia bez matki. Kiedy pierwszy, najbardziej odważny maluch wyszedł, zaraz za nim pojawiły się kolejne.
Wiedząc, że nie zdoła zabrać wszystkich czterech, John ostrożnie umieścił je w torbie i zamknął ją. Musiał się jednak upewnić, że w norze nikogo nie zostało. Włożyć głowę do wilczej nory było ryzykowne, ale nie mógł znieść myśli, że kogoś zostawi.
Leżąc na brzuchu, powoli wślizgnął się do środka. Na szczęście nora nie była tak głęboka, jak się spodziewał. Świecąc latarką, nie zobaczył więcej wilczków i mógł wyjść, spokojny, że zabrał wszystkie młode.
Z torbą pełną wilczków, John wrócił do domu. Kiedy otworzył drzwi na werandę, gdzie leżała wilczyca, maluchy od razu zaczęły skomleć. Położył torbę na podłodze, a wilczki natychmiast wyskoczyły.
Matka usłyszała głosy swoich dzieci i wstała na nogi. Jej oczy były wilgotne, jakby płakała ze szczęścia, że znowu je zobaczyła. Nie było w niej agresji, warczenia ani prób ataku. John zostawił wilczki przy matce i odszedł, obserwując ich przez szczelinę w drzwiach.
John miał nadzieję, że jego zapach nie odstraszy wilczycy od młodych. Wilczki natychmiast rzuciły się do matki. Obwąchała je, a on zamarł, wstrzymując oddech. Poznała je. Doświadczony leśniczy prawie się rozpłakał, widząc, jak wilczyca zaczęła lizać swoje dzieci. Położyła się, a maluchy zaczęły radośnie ssać jej mleko.
Wilczyca spędziła jeszcze kilka dni u Johna, stopniowo odzyskując siły. Mężczyzna tylko raz dziennie przynosił mięso i zmieniał wodę, zostawiając drzwi na zewnątrz otwarte. Niedługo później wilczyca mogła wstać na nogi i nawet trochę chodzić, choć kuśtykała. Po kilku dniach cicho wezwała swoje dzieci i wszyscy razem ruszyli dalej.
John wyszedł na ganek i patrzył za nimi. Kiedy przeszli kilkadziesiąt metrów, wilczyca odwróciła się. John zrozumiał wszystko po jej oczach. To była niewypowiedziana wdzięczność dla człowieka, który ich uratował, ale jednocześnie ostrożność wobec ludzi, ponieważ to przez nich ona i jej dzieci były bliskie śmierci.
John nigdy już nie zobaczył tej wilczej rodziny, ale wiedział, że gdzieś w lesie żyją cztery młode wilki i ich matka, którzy może od czasu do czasu wspominają swojego wybawcę. Mimo swojego wieku i ogromnego doświadczenia w pracy ze zwierzętami, chciał wierzyć w to.
Historia ta zdobyła dużą popularność w lokalnych gazetach w Kanadzie, a John stał się prawdziwym bohaterem w swoim miasteczku. Mężczyzna szczegółowo opowiedział dziennikarzom o tym niezwykłym wydarzeniu, a od czasu do czasu zapraszają go na okrągłe stoły, by ponownie podzielił się tą wzruszającą historią.