Za dobra, by zniknąć w tłumie zwyczajności tej prowincji.

Advertisements

Ania nie była gotowa na powrót. Wieś, z której pochodziła, nigdy nie była jej miejscem. Teraz, po latach w mieście, miała wrócić – choćby na chwilę. I to przerażało ją bardziej niż jakikolwiek egzamin.

Advertisements

Gdy okazało się, że sesja się przeciągnie, ucieszyła się. Każdy dodatkowy tydzień w akademiku był jak wybawienie. W poprzednie lato siedziała w rodzinnych stronach – i znienawidziła to doświadczenie. Tęskniła za miejskim zgiełkiem, za ulicznym hałasem, który nie pozwalał spać, ale był lepszy od piania kogutów o świcie.

Miasto stało się dla niej domem. Tam miała swoją codzienność: kawę na wynos, tramwaje, biblioteki, aplikacje randkowe i ludzi, z którymi mogła rozmawiać o rzeczach, które ją interesowały.

Advertisements

Wieś? To była przeszłość. I to taka, której nie chciała wspominać.

Ale nie miała wyboru. Akademik zamykał się na lato, a ciotka Zofia wyjeżdżała za granicę. Zostawała tylko mama i stary dom z ogrodem, w którym czas zatrzymał się lata temu.

Podróż była męcząca. Pociąg, potem rozgrzany tramwaj, wreszcie zdezelowany autobus, który bardziej przypominał skrzynię na kołach niż środek transportu. Za oknem migotały pola, lasy i chałupy – obrazy, które kiedyś były codziennością, teraz przypominały wyblakłe kadry z dzieciństwa.

Na przystanku czekała mama. Ciepła, rozpromieniona, wyciągała ramiona do córki z radością, której Ania nie potrafiła odwzajemnić.

– Moja dziewczynka! – zawołała Janina. – Tyle czasu! Chodź, przytul mnie!

Ania skrzywiła się, ale pozwoliła się objąć. Znała ten entuzjazm – i wiedziała, że nie potrwa długo. Mama zawsze była dobra, ale wieś… nie. Nigdy.

– Znowu będziesz miała ten wyraz twarzy – zauważyła Janina, przejmując walizkę. – Jakby cię ktoś za karę tu przysłał.

– Bo trochę tak się czuję – przyznała Ania. – Całe lato… tutaj?

– Czyste powietrze, natura, spokój – wymieniała mama. – Tego ci trzeba.

– Brak Wi-Fi, brak kawiarni, brak ludzi, którzy wiedzą, czym jest podcast… – westchnęła Ania.

Wkrótce wróciły do domu. Zapach suszących się ziół i świeżo pieczonego chleba uderzył w Anię z taką intensywnością, że aż zakręciło jej się w głowie. Nie dlatego, że był nieprzyjemny – przeciwnie. Był zbyt prawdziwy. Zbyt daleki od filtrów i idealnych kadrów, do których przywykła w mieście.

Wieś miała swój rytm. Rano koguty, potem praca w ogrodzie, potem ciepły obiad i wieczór na podwórku. Rozmowy były o urodzaju, o sąsiadce, która wyjechała do Niemiec, o tym, że krowa sąsiada znowu się zerwała z pastwiska.

Ania nie miała z kim rozmawiać. Dziewczyny w jej wieku nie znały pojęcia “samoświadomość”, a jedyną książką, jaką ostatnio czytały, była broszura o domowym kiszeniu ogórków.

– Ty się znowu wywyższasz – mówiła mama, kiedy Ania z pogardą komentowała lokalne zwyczaje. – Jakbyś zapomniała, skąd pochodzisz.

– Nie zapomniałam – odpowiadała Ania sucho. – Po prostu nie chcę tam wracać.

Ale wróciła. Fizycznie. I to bolało ją bardziej, niż chciała przyznać.

Wieczorami leżała w łóżku i próbowała nie słyszeć szczekania psów i komarów bzyczących pod sufitem. W dzień pomagała matce – choć z niechęcią. A potem siedziała z książką, choć myślami była gdzieś indziej.

Jedna rozmowa zapadła jej w pamięć.

– Ty naprawdę uważasz, że jesteś lepsza? – spytała matka cicho, gdy znowu wróciły do tematu wiejskiej ignorancji.

– Tak – odpowiedziała Ania bez zawahania. – Bo chcę od życia więcej.

– A skąd wiesz, że inni nie chcą?

– Bo nic nie robią, by to zmienić!

Janina zamyśliła się.

– A może nie mają siły. Może nie wiedzą, jak. Albo… może nie mają nikogo, kto im pokaże, że można inaczej?

Ania milczała. Pierwszy raz nie miała gotowej odpowiedzi.

Bo tak naprawdę… też nie wiedziała, dlaczego ci wszyscy ludzie tak żyją. Może ich codzienność była tak ciężka, że nie starczało już miejsca na marzenia? Może życie to nie tylko wiedza i ambicje, ale też pokora, rytuały, relacje, których nie da się zapisać w CV?

Lato mijało. Powoli, duszno, z błotem na butach i plamami od buraków na dłoniach. Ania nie pokochała tej wsi. Ale zaczęła… rozumieć. Choćby odrobinę.

I to była największa zmiana.

Advertisements

Leave a Comment